Artykuły

W lustrze ujrzysz pikielhaubę

"Spiegel im spiegel" w reż. SKUTR w Teatrze Lubuskim w Zielonej Górze. Pisze Paulina Nodzyńska w Gazecie Wyborczej - Zielona Góra.

W "Spiegel im spiegel" widz krąży między Zieloną Górą dzisiejszą a przedwojenną, by za chwilę znaleźć się w obu jednocześnie. Brzmi mgliście, ale nie spodziewajcie się psychicznego łomotu, w stylu także czeskiego "Pływania synchronicznego"

To już 65 lat, odkąd prowincjonalny Grünberg stał się Zieloną Górą. Jednak to, że oblicze miasta kształtowali Niemcy, po prostu czuć. Popatrz na kościół Najświętszego Zbawiciela, czy wille przy ul. Boh. Westerplatte. Nawet gmach teatru to dzieło architekta Oskara Kaufmanna.

A czeski reżyser Martin Kukueka, jedna z połówek reżyserskiego duetu SKUTR, czuje to szczególnie, kiedy przyjeżdża do Zielonej Góry z Pragi. Według niego nawet ustawienie drzew na deptaku świadczy o obecności ducha Niemców. I o tym postanowił zrobić spektakl.

"Spiegel im spiegel" ("lustro w lustrze") nie opowiada jednej, konkretnej historii. Tekst powstał w oparciu o osobiste doświadczenia aktorów. Pewnie dlatego ich wygłaszane ze sceny manifesty brzmią naturalnie, jakby były wymyślone na poczekaniu, a nie odtworzone z pamięci. Dawid Rafalski przypomina sobie z dzieciństwa, jak bardzo nie chciał iść do przedszkola. Anna Chabowska konfrontuje siebie, 30-letnią kobietę i mężatkę, ze zbuntowaną nastolatką, którą była kiedyś. A Przemysław Kosiński najpierw miota się jak szaleniec w próbie zrozumienia obecności duchów Niemców w swoim mieszkaniu. Mają mu w tym pomóc widzowie. Przystawia im do twarzy lusterko, dręczy pytaniami. Wreszcie przyzwyczaja się do gości z innego wymiaru. - A ja słyszałem, że pani się tu powiesiła. To prawda? - spokojnie pyta wisielca z szafy.

Niemiecka przeszłość miasta i duchy jej poprzednich mieszkańców są tylko pretekstem, by pochylić się nad racją istnienia, bytu i niebytu w ogóle. Padają pytania: kim ja właściwie jestem? Dlaczego osoba, którą byłem 10 lat temu, znikła bezpowrotnie? Gdzie ja byłem, zanim się urodziłem? A co potem? W odpowiedzi pomagają lustra. Bo jeśli przystawisz do siebie dwie tafle, zobaczysz więcej...

Magię spektaklu tworzy muzyka. Niemieckie piosenki m.in. Marleny Dietrich przy akompaniamencie fortepianu, śpiewane przez przedwojenną artystkę (w tej roli Hanna Klepacka) towarzyszą aktorom właściwie cały czas. Nie pozwala zapomnieć, że tu kiedyś byli Niemcy. A może cały czas są?

Czesi już na zielonogórskiej scenie udowodnili, że lubią bawić się formą i... mózgiem widza. "Spiegel..." wykorzystuje nowe techniki, są zabawy z rzutnikiem, eksperymenty dźwiękowe, gra świateł. Widać, że teatr szuka nowego widza. Spektakl nie funduje jednak takiego łomotu psychicznego, jak choćby "Pływanie synchroniczne" w reż. Brańo Mazucha. To miszmasz, w którym sen miesza się z jawą, a rzeczywistość z przeszłością, ale po wyjściu z teatru człowiek nie czuje się "wyprany". Czuje się... normalnie. Pewnie na chwilę się zatrzyma, zastanowi nad przenikaniem wymiarów, rozejrzy, czy nie obserwuje go jakiś Niemiec. I za chwilę wróci do codzienności, a o "Spieglu" zapomni. Ale teatrowi i tak należy się plus. Za to, że wyzbywa się szkolnej cepeliady, a podąża w kierunku spektakli eksperymentalnych, dziwnych, ciekawszych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji