Artykuły

Uładzona apokalipsa

"Plac Apokalipsa" w reż. Michaela Marmarinosa w Teatrze Dramatycznym w Warszawie na II Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Warszawa Centralna w Warszawie. Pisze Paweł Sztarbowski w Metrze.

"Plac Apokalipsa" - zapowiadało się ciekawie, ale przełomu brak.

Czterech aktorów w roli głównego bohatera, cztery godziny ich pracy, coraz więcej pytań... i koniec. Właściwie nie wiadomo po co twórcy "Placu Apokalipsa" wrócili do prozy Tadeusza Konwickiego

Pomysł wydawał się znakomity: oto za "Małą apokalipsę" Konwickiego zabrał się Michael Marmarinos - Grek, niezakorzeniony w polskiej tradycji, któremu dalekie są aktualne spory o historię. Dawało to szansę przyjrzenia się, czy ta ważna dla paru pokoleń lektura, osnuta wokół Pałacu Kultury, pod którym główny bohater ma dokonać samospalenia, może w ogóle funkcjonować poza kontekstem politycznym. Niestety, "Plac Apokalipsa" w Teatrze Dramatycznym to monotonne widowisko, którego temat zamyka się w paru mocno już wyświechtanych problemach.

Powieść Konwickiego scalał jeden bohater-przeżywający rozterki literat w średnim wieku, obserwujący zdegradowaną PRL-owską Warszawę i jej mieszkańców. W spektaklu rozczepiono go na czterech aktorów (Waldemar Bar-wiński, Adam Ferency, Krzysztof Ogłoza, Stanisław Brejdygant), co nie wprowadza, niestety, nic ponad dość banalnym zwróceniem uwagi na rozbitą tożsamość.

Cała reszta jest właściwie narracyjnym odtwarzaniem powieści Konwickiego i odgrywaniem spotkań głównego bohatera z kolejnymi postaciami, z tą jednak różnicą, że Marmarinos posługuje się znaną z jego wcześniejszych spektakli techniką rekonstrukcji. Postaci opowiadają jakieś sytuacje, po czym są one odgrywane. Opowieści zapętlają się, czasem sobie zaprzeczają, zupełnie jakbyśmy na żywo widzieli pracę pamięci, która nie jest w stanie odtworzyć pełnej wersji wydarzeń. Całość jest jednak zbyt uładzona, a przedstawienie nie odpowiada na pytanie, czemu wracać do tej powieści akurat dzisiaj? Na główny temat wyrósł PRL, ale podany w dobrotliwym, melancholijnym sosie. Jak go dziś traktować? Jako źródło traumy? A może tylko materiał do anegdot? Scenariusz zaczyna się rozwijać, mnożą się pytania i wtedy nagle wszystko się urywa. Epilogiem jest wykład do narodu polskiego w znakomitym wydaniu Macieja Szarego, w którym wyśmiane zostają wszelkie dyskursy. Po co zatem siedzieliśmy wcześniej cztery godziny, śledząc historię pewnego samospalenia w komunistycznym anturażu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji