Artykuły

Przyjemnego strachu

Jest to spektakl dla wielbicieli klasycznego kryminału. Wnętrze starego angielskiego domu, solidnym kominkiem, biblioteką, obrazami, luksusowymi bibelotami, dobrze zaopatrzonym barkiem. Służba ma tego dnia wychodne, gospodarz przygotowuje sobie drinka. Z góry wiadomo, że w takiej scenerii, godnej szacownych kryminałów Agaty Christie, nie padnie jakiś przypadkowy strzał, nie wedrze się zabłąkany terrorysta czy psychopata, nikt nikogo nie udusi przez pomyłkę. Wyrafinowana zbrodnia zostanie zaplanowana do najdrobniejszych szczegółów. Kiedy więc wreszcie rozlegnie się gong, nie ma wątpliwości, że w drzwiach stanie albo morderca, albo ofiara, albo... inspektor policji.

Krytyka angielska okrzyknęła "Detektywa" najgenialniejszą grą kryminalną wszechczasów. I coś w tym jest. Seria mistyfikacji, nieoczekiwanych kombinacji, zwrotów akcji zaskakuje zręcznością i pomysłowością. Istotne w tej historii jest nie tylko to, "kto" zabił, ale "kogo" i "jak". Starzejący się pisarz powieści kryminalnych Andrew Wykę (Leonard Pietraszak) zaprasza na rozmowę młodszego od siebie Milo Tindle'a (Krzysztof Kolberger), właściciela biura podróży i - jak się okazuje - kochanka swojej żony. Rozmowa przybiera nieoczekiwany obrót...

Autorem tego niegdysiejszego (lata 70.) hitu londyńskich i amerykańskich scen jest Anthony Shaffer, mniej znany od swego brata Petera, który ma na swym koncie również scenariusze do filmów kryminalnych. Jeśli, oglądając spektakl, odniesiecie Państwo niejasne wrażenie, że skądś to wszystko znacie, jesteście na dobrym tropie. Shaffer bowiem nie tylko tworzy niewiarygodną opowieść kryminalną, ale pozwala sobie na delikatną, i w dobrym tonie, parodię stylu wielkiej Agaty. Nie umniejsza to zresztą grozy, a nawet przeciwnie - zwiększa apetyt na niezwykłość rozwiązania. O mistrzostwie Shaffera niech świadczy fakt, że drugi akt jest lepszy od pierwszego, co w teatrze bywa rzadkością.

Reżyseria Janusza Wiśniewskiego jest z gatunku niezauważalnych, ale efekty świadczą o tym, że trzymał całość żelazną ręką. Pierwsze skrzypce gra rewelacyjny Kolberger. Pietraszak gorzej sobie radzi z psychologią Wyke'a, trochę jakby nie doceniając jego problemów. Ale w sumie - obaj zapewniają chwile prawdziwej grozy i prawdziwej zabawy. Uwaga na program: konia z rzędem temu, kto nie da się wystrychnąć na dudka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji