Artykuły

Wieczór pełen zaskoczeń

PODCZAS spektaklu "Detektywa", w największe nawet upały, niska, także w simie duszna widownia Sceny 61 Teatru Ateneum była tak wypełniona, że nie dałoby się tam wetknąć łebka od szpilki. Cóż tak fascynującego dzieje się w pewien weekend- na angielskiej prowincji, w domu ekscentrycznego autora kryminałów Andre Wyke'a, że publiczność gotowa jest spędzić dwie godziny w warunkach przypominających miejski autobus w godzinach szczytu?

Otóż niestety, nie moi:e tego państwu zdradzić. Cały efekt sztuki ANTHONY SHAFFERA i przedstawienia w Ateneum opiera się bowiem na kilkakrotnym zaskakiwaniu zdumionego, a za chwilę tym bardziej zachwyconego widza. Nawet program teatralny został tak spreparowany, by broń Boże nie ułatwić domyślenia się przed czasem, co za chwilę nastąpi.

Anthony Shaffer jest rodzonym bratem bardziej słynnego Petera. "Detektyw" to jego najlepsza sztuka. Wystawiona w 1979 r. w Londynie, latami nie schodziła z afisza, a wreszcie w tym samym kształcie i obsadzie przeniesiono ją na Broadway, gdzie święciła podobne triumfy. Joseph L. Mankiewicz zrealizował jej wersję filmową z Laurence Olivierem i Michaelem Caine'm w głównych rolach.

Prócz mnóstwa niespodzianek, jakie czekają widza, głównym atutem "Detektywa" jest wspaniały humor. A raczej różne jego rodzaje - humor czarny, charakterystyczny dla klasycznej powieści kryminalnej typu Agaty Christie, ale także humor absurdalny - ponieważ "Detektyw", nie tracąc nic z napięcia akcji, jest zarazem tych powieści parodią. Autor doskonale znał pisarstwo Wielkiej Agaty i stworzył nawet scenariusz filmowy według jej powieści "Śmierć na Nilu".

Oczywiście teatr nie odniósłby z "Detektywem" sukcesu, gdyby nie dysponował godnymi następcami Oliviera i Caine'a. Ateneum znalazło ich w osobach Leonarda Pietraszaka i Krzysztofa Kolbergera.

Obaj są świetni, o ile jednak rola wytwornego i wyrafinowanego gentlemana, Andrew Wyke'a, mieści się w dotychczasowym emploi Pietraszaka, to Krzysztof Kolberger, który występował na ogół w rolach romantycznych młodzieńców, a ostatnio zagrał Zbigniewa w "Mazepie" Słowackiego jako Milo Tindla zaskakuje (jeszcze jedno zaskoczenie w tym przedstawieniu!) ogromnym talentem charakterystycznym i komediowym. Trochę przestałam się dziwić, gdy uświadomiłam sobie, że przecież Kolberger jest reżyserem, potraktowanych superkomediowo "Krakowiaków i górali" w Teatrze Wielkim, a przedtem we Wrocławiu, gdzie zaangażował Danutę Rin do roli organisty-opoja, Miechodmucha. Wygląda na to, że wzięty amant z wiekiem znudził się romantycznym wzdychaniem i postanowił dobrze się pośmiać, ku uciesze publiczności. Ciekawe, w jakiej jeszcze roli i w jakiej funkcji objawi się w przyszłości w teatrze.

Sztuka Shaffera ma zegarkowa konstrukcję, co znakomicie wydobył jako reżyser dyrektor Janusz Warmiński. Marcin Stajewski zaś stworzył na scenie wnętrze, w jakim chciałby mieszkać niejeden ekscentryczny gentleman z dużą forsą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji