Artykuły

Albertynka obdarta ze skóry

Nie ma teatru bez okrucieństwa - twierdził na początku lat trzydziestych reformator współczesnej sztuki teatralnej, Antonin Artaud. Idea okrucieństwa jest nierozerwalnie związana ze sztuką dramatyczną od czasów greckiej tragedii, jest obecna w najwybitniejszych dziełach kultury, u najwspanialszych twórców. "Gdyby Tytus Andronikus miał sześć aktów - pisze o jednej z szekspirowskich tragedii Jan Kott - Szekspir dobrałby się do widzów w pierwszych rzędach i kazał im zginąć w okrutnych męczarniach". A przecież ani Tytus... nie jest najkrwawszym z dramatów stratfordczyka, ani Szekspir nie jest najokrutniejszym z dramaturgów.

Fala okrucieństwa powraca co jakiś czas w teatrze. Pojawia się, by wytrącić publiczność z utartych przyzwyczajeń. Wyrasta z buntu przeciw sztuce uładzonej i bezdusznej.

Niemowlę ukamienowane dla rozrywki

Na świecie pojawił się kilka lat temu nowy nurt dramatyczny. Niezwykle brutalne-pełne przemocy i seksu - sztuki bulwersują zachodnioeuropejską publiczność i wywołują niebywałe poruszenie. Najgłośniejsi autorzy tego nurtu to Brytyjczycy: Sarah Kane ("Blasted"), Mark Ravenhill ("Shoping and Fucking"), Irvine Welsch ("Trainspotting") i Anthony Neilson ("Penetrator"). Twórcy ci nie stanowią żadnej zwartej grupy, nie piszą manifestów. Dopiero krytycy - którzy zawodowo zajmują się klasyfikowaniem i przyprawianiem etykietek - wrzucili tych różnych dramaturgów do jednego, wspólnego worka, określając ich twórczość mianem: "Cool Britania" ("Brytania na luzie").

Nie jest przypadkiem, że nurt ten narodził się właśnie na Wyspach Brytyjskich, Anglicy bowiem mają w tym względzie "znakomitą" tradycje. W połowie lat sześćdziesiątych prawdziwym skandalem okazała się wystawiona na scenie londyńskiego Royal Court sztuka Edwarda Bonda - "Ocaleni". Bond, łamiąc zasady scenicznego decorum, ukazał w swym dramacie bandę nastolatków, którzy dla, rozrywki kamienują niemowlę. "Nowi brutaliści" nie wahają się pójść jeszcze dalej. W "Blasted" ("Zbombardowani") Sarah Kane - pisarki, która świadomie nawiązuje do twórczość Bonda - możemy obejrzeć cały inwentarz okropności, z wydłubywaniem oczu i kanibalizmem włącznie. Akcja sztuki rozgrywa się w apartamencie hotelowym w Leeds. Na zewnątrz toczy się wojna. Jej ucieleśnieniem jest anonimowy żołnierz, który wdziera się do pokoju i dokonuje na jednym z bohaterów dramatu wszystkich tych zbrodni, jakich przedstawiciele wrogiej armii dopuścili się na jego dziewczynie.

Sarah Kane ukazuje, jak prawo wojny zmiata wszelkie wartości i hierarchie:

Żołnierz: - Daj mi fajkę.

Ian: - Dlaczego?

Żołnierz: - Bo ja mam broń, a ty nie ("Blasted").

Dramat Kane być może nie powstałby, gdyby nie szok, jakim była dla Europy wojna w Jugosławii. W metaforycznej wizji rzeczywistości, stworzonej przez autorkę, wojna, ze wszystkimi towarzyszącymi jej okropnościami, toczy się właśnie w jej ojczystym kraju - w Wielkiej Brytanii. W "Blasted" bowiem jest zawarta myśl, że to, co zdarzyło się w Jugosławii, możliwe jest w każdym innym miejscu na Ziemi.

Sarah Kane popełniła samobójstwo w lutym tego roku, w wieku dwudziestu ośmiu lat. Jej śmierć najlepiej potwierdza tezę, że autorce "Zbombardowanych" chodziło o coś więcej niż tylko o szokowanie i bulwersowanie widzów. Zarazem Kane stała się najgłośniejszą współczesną pisarką, której sztuki chcą teraz wystawiać niemal wszędzie.

Mordercy rodziców

Nowe dramaty świetnie przyjęły się w Niemczech, gdzie przez ostatnie lata konsekwentnie realizował je młody reżyser, nazywany "nadzieją niemieckiego teatru" - Thomas Ostermeier. Trzy lata temu stworzył on przy Deutsche Theater w Berlinie scenę Die Baracke, na której zrealizował dziesięć inscenizacji. Najsłynniejsza z nich to "Firegesight" ("Ogień w głowie") Mariusa von Mayenburga. Spektakl ten został pokazany na tegorocznym Festiwalu Kontakt w Toruniu, gdzie przyjęto go entuzjastycznie.

Mayenburg napisał "Fregesicht" cztery lata temu, w wieku zaledwie 23 lat, zupełnie nie zdając sobie sprawy i istnienia "angielskich obrazoburców". Dramat wprowadza widzów w swój świat stopniowo. Ukazuje pozornie zwyczajną rodzinę: matkę, ojca, syna i córkę. W ich wzajemnych relacjach zaczyna się jednak coś psuć: rodzice stwierdzają z przerażeniem, że nie rozumieją własnych dzieci, a te z kolei coraz bardziej się od nich odsuwają. W końcu para nastolatków dokonuje na rodzicach brutalnego morderstwa.

Przedstawiając tę historię w teatrze, Ostermeier nie robi nic dla samego tylko efektu. Pokazywanie bowiem brutalności na scenie nie jest dla niego celem, lecz jedynie środkiem do przekazania konkretnych treści. Okrucieństwo pojawia się tylko tam, gdzie jest to absolutnie niezbędne. Reżyser zdobył uznanie nie dlatego, że wystawia nowoczesne, kontrowersyjne sztuki, lecz dlatego, że tworzy świetny i poruszający teatr. Posługując się świadomym hipernaturalizmem, sprawia, że widzowie niemal zapominają, iż są w teatrze. Sukces wyniósł tego zaledwie trzydziestoletniego twórcę na stanowisko dyrektora jednej z najbardziej renomowanych niemieckich scen - berlińskiego Schaubilhne am Lehninerplatz.

Okrucieństwo zdemaskowane

Na kształt współczesnego teatru niewątpliwy wpływ miało kino - w tym filmy kultowe (choć określenie to jest dziś tak nadużywane, że niemal zostało wytarte z jakichkolwiek znaczeń). Truizmem jest też stwierdzenie, że sceny okrucieństwa i przemocy można zobaczyć w telewizji niemal o każdej porze dnia i nocy. Jednak zazwyczaj młodym twórcom nie chodzi wyłącznie o epatowanie okropnościami. Ostermeier przyznaje się do fascynacji twórczością Larsa von Thriera i duńskich reżyserów spod znaku Dogmy, twierdzi: "Te duńskie filmy przedstawiają współczesne, dzisiejsze tragiczne konstelacje. [...] Potrafią demaskować zagubienie i okrucieństwo naszego społeczeństwa. Tak właśnie rozumiem zadanie teatru. Dlatego też zajęliśmy się współczesnymi tekstami".

Droga do łatwego sukcesu

Do Polski dramaty "nowych brutalistów" docierają, jak zwykle zresztą, z opóźnieniem. Przez całe lata teatr nasz był owładnięty marazmem, który próbowała przełamać ledwie garstka twórców.

Teatr pozostawał w tyle za rzeczywistością, stając się coraz bardziej hermetyczny i schodząc niemal całkowicie na margines życia społecznego. Unikał trudnych społecznych problemów, nie potrafił zainteresować młodzieży, rzadko mówił o sprawach, które mogłyby ich dotyczyć.

Niekiedy też pruderia brała górę nad rozsądkiem. Nader często Gombrowiczowska Albertynka z "Operetki" daremnie wołała: "Nagość... Nagości chcę!", gdyż - wbrew intencjom Gombrowicza - przeważnie wychodziła do finału w jakichś tiulach, zaprzepaszczając rym samym przesłanie całej sztuki. Czym jest jednak niewinny okrzyk Albertynki wobec sztuk Sarah Kane, które z pewnością będziemy mogli oglądać niebawem na naszych scenach, gdzie nie tylko nagość, ale wręcz obdzieranie ze skóry zdaje się być czymś "normalnym" i "powszednim"...

Do niedawna nikt w naszym kraju nie interesował się tekstami młodych, kontrowersyjnych dramaturgów - nie tłumaczono ich i nie chciano publikować. Dopiero w tym roku Towarzystwo Teatralne, prowadzone przez Pawła Łysaka i Pawła Wodzińskiego, zrealizowało na scenie warszawskiego Teatru Rozmaitości "Shoping and Fucking" Ravenhilla. Twórcy spektaklu ściągnęli na siebie gromy, a ich przedstawienie okrzyknięto skandalem sezonu. Tymczasem przygotowują już kolejne realizacje - właśnie Mariusa von Mayenburga i Sarah Kane. Ich śladem pójdą zapewne inni. Można się spodziewać, że najbliższy sezon przyniesie kolejne wystawienia sztuk autorów nowego pokolenia.

W nagłym zainteresowaniu tego rodzaju dramaturgią kryje się jednak wiele niebezpieczeństw. Wielu młodym twórcom może się wydawać, że realizowanie skandalicznych, kontrowersyjnych tekstów to doskonała okazja do zwrócenia na siebie uwagi, do osiągnięcia szybkiego i łatwego sukcesu. Tymczasem taka dramaturgia zobowiązuje i piętrzy przed realizatorami trudności: nie da się zrobić nic pośredniego; jeśli przedstawienie nie jest bardzo dobre i wstrząsające - od razu staje się nieudane.

Dlatego realizacja takich dramatów wymaga niemal laboratoryjnej pracy, która nie powinna być nastawiona na komercyjny sukces. Ich twórcy muszą wiedzieć, do kogo i w jakiej sprawie adresują przedstawienie, aby nie stracić z oczu celu.

Na pewno będą protesty

Nadchodzącym premierom będą zapewne towarzyszyć różnego rodzaju wątpliwości: czy powinno się bez ogródek pokazywać na scenie seks i przemoc?, czy teatr powinien "ścigać się" z filmem, który przyzwyczaił młodych ludzi do oglądania brutalnych, szokujących scen?, czy nie powinien wystrzegać się tego wszystkiego, co można zobaczyć w kinie, oferując swoim widzom raczej "sny" niż "odbitkę rzeczywistości"?

Spektakle te wywołają zapewne falę dyskusji i sprowokują do refleksji nad zadaniami teatru. Oczywiście, siłą rzeczy, nowe dramaty muszą być utworami o różnej jakości - jedne z nich przetrwają próbę czasu, inne nie. Nieudane inscenizacje dostarczą zapewne argumentów dla przeciwników nowej dramaturgii; dobre, poruszające - potwierdzą, że teatr ma do spełnienia misję, że może oddziaływać i mówić o najdrażliwszych problemach społecznych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji