Artykuły

"Antygona"

Gdy rozpowszechniły się wieści, że "ANTYGONĘ" w STARYM TEATRZE reżyseruje ANDRZEJ WAJDA, właściwie nikt, kto śledzi uważnie drogę twórczą tego artysty kina i teatru, nie miał złudzeń, że będzie to "ANTY­GONA" wyłącznie Sofoklesa, Anouilha lub jakiekolwiek in­ne opracowanie tego znanego mitu greckiego. Ta "ANTYGO­NA" mogła być tylko "autorstwa" Wajdy. Co to znaczy? Znaczy przede wszystkim, że Wajda przy pomocy tekstu lub na jego kanwie, komponu­je własną opowieść sceniczną. Mówiąc ściślej - podobnie, jak lubi teatr w filmie, tak na scenie chętnie sięga po ekranowe środki wyrazu. Zwła­szcza po te, które wzmagają symbolikę i skróty obrazów, oraz potęgują nastrój przez skojarzenia czy aluzje do współczesności. Bywa to efek­towne, choć niekiedy tylko efekciarskie. Zawsze jednak przemawia do wyobraźni odbiorcy. Rzadziej do umysłu. Ale taki już jest Wajda. Kapryśny, przekorny, błyskotli­wy nawet w eksponowaniu banału, artysta reagujący - raczej bez dystansu - na, mówiąc językiem Wyspiańskiego, "chwile osobliwe" w życiu społeczeństwa.

Temperament twórczy Waj­dy przeszkadza mu przy wy­woływaniu na widowni napięć i refleksji natury intelektual­nej, ów temperament ponosi go przeważnie ku aktywności artystycznej, pełnej zrywów uczuciowych, spontanicznych. Słusznie albo i nie - z punk­tu widzenia stratega obejmu­jącego wzrokiem oraz myślą wszystkie pola walki sam pragnie tylko wygrać tę swoją bitwę, nie troszcząc się o losy całej batalii. Na szczęście artyści nie prowadzą prawdziwych wojen, mimo że ich spojrzenie na dramat wo­jenny - choćby mylące i omylne - pomaga przecież w ludzkich ocenach kataklizmu nie mniej (czasami), niż sądy filozofów, polityków, dziejo­pisarzy. Bo jedynie z kon­frontacji poglądów w spra­wach najżywotniejszych dla narodów i państw może wyłonić się płaszczyzna do dyskusji. Monologi ją zawężają lub likwidują. Wielogłos natomiast przybliża alternatywę wyboru. Przybliża, acz nie przesądza o wyborze, ponie­waż do wyboru dróg (i celów) trzeba dojrzeć. Dojrzewanie zaś do własnych przemyśleń dokonuje się także poprzez odsunięcie gwałtownych odru­chów irracjonalnych oraz bez­krytycznej wiary w najbar­dziej nawet wyrozumowane i słuszne teorie. Gdyż jedne i drugie zależą w efekcie od ludzi, którzy je wcielają w życie.

Właśnie dramatyczne kon­flikty na tym tle ukazuje "AN­TYGONA", mit ukształtowany teatralnie przez Sofoklesa, a rozwijany nadal przez jego li­cznych następców w literatu­rze światowej. Początkowo, jako opowieść o przekleństwie ciążącym na królewskim ro­dzie Lajosa z Teb, gdzie przy decyzji o wyborze pomiędzy prawami ludzkimi i boskimi, pisarz wolał opowiedzieć się po stronie autorytetu boskiego ( na wszelki wypadek, bo któżby wtedy ryzykował narażenie się mocom nadprzyrodzonym bez asekuracji?) podczas gdy późniejsi "przetwórcy" tragedii Antygony - dobrowolnie oddającej ży­cie za złamanie praw, ustano­wionych przez Kreona, jej wu­ja i nowego władcę, aby zachować prawo moralne do godziwego pochówku brata, uważanego za zdrajcę Teb, w przeciwieństwie do drugiego brata (pogrzebanego z honora­mi) który bohatersko bronił miasta przed wrogiem - już nie tak jednoznacznie trakto­wali motywy postępowania tej niewzruszonej w cnotach dziewczyny - symbolu wol­ności postaw. Czy to istotnie bezinteresowna ofiara nielu­dzkich zakazów, całkowicie wolna od podejrzeń o ego­izm, wzór "świętej" trybunki ludowej - a nie fanatyczka, opętana wizją męczeństwa podszytego pychą (w końcu królewską), co popychało ją do akcji buntowniczej w prze­czuciu pośmiertnej chwały?

Tak czy owak, aktualność tematu Sofoklesowego prze­trwała niemal dwa i pół ty­siąclecia - bez względu na klimaty epok oraz zmienności historycznego kostiumu i sce­nerię "pałacową". Bratobój­cze walki, a także ich odniesienia polityczne do coraz bliższej współczesności skłóconego świata na Zachodzie, Wschodzie, Północy i Południu sprawiają, że problematyka sztuki nie tyle pozostaje w fatalnym kręgu działania klą­twy za jakiś tam grzech wład­ców, czyli - jako skutek ka­ry boskiej - wyrok jest nieodwracalny dla wierzących we wszelkie przepowiednie, ile odsłania dramatyczne sploty okoliczności wokół inierpretacji każdego prawa, wy­myślonego i stosowanego przez ludzi. W odczuciu indy­widualnym i zbiorowym. Po­przez racje nadrzędne oraz su­biektywne. Stawianie zatem pytań, czy owe racje wzajem­nie się wykluczają, ma raczej charakter retoryczny. Racje bowiem są po obu stronach. Tyle, że każda ze stron win­na mieć świadomość potrzeby rezygnacji z ekstremalnych - jak byśmy dziś określili - części swoich żądań, albo pro­pozycji w ramach obowiązującego prawa. Nie może ono, co prawda, skłaniać do lek­ceważenia porządku ogólnego, ale i nie powinno, w rezultacie niedopowiedzeń lekcewa­żyć motywacji moralnych, w imię których je ustanowiono. Siłą państwa jest mądry, przejrzysty kodeks praw na użytek wszystkich obywateli, lecz i od rozsądku obywateli trzeba wymagać nienadużywania swobód, sprzecznych z obowiązkami. Ale, czy mąd­rość, rozsądek, umiar i poszanowanie godności dadzą się zaprogramować idealnie? I czy deklaracje wraz z czynami zawsze chodzą w parze?

Oto pytania, a zarazem spo­łeczno-polityczny TEATR AN­TYGONY, który zainteresował Wajdę od strony inscenizacyjnej. Wybór repertuarowy trafny i "na czasie", albowiem łączy się z obrazem niepokojów i konfliktów na całym prawie globie ziemskim lat 80. Jak zwykle Wajda nie stoi na uboczy zdarzeń. Jak zwykle reaguje na nie w spo­sób emocjonalny i pośpieszny. Mówi lub krzyczy z ekranu (i sceny) o sprawach ważnych i drażliwych, choć często gło­sem niezbyt wyważonym. Chce być obecny w polskiej rzeczy­wistości, niezależnie od kont­rowersji ideowo-artystycz­nych, jakie wywołują choćby ostatnie jego filmy. Teatral­na zaś "ANTYGONA" - jak mniemam - lepiej przystaje do ojczystej "chwili osobli­wej", aniżeli kino "CZŁO­WIEKA Z MARMURU" oraz "CZŁOWIEKA Z ŻELAZA". Może dlatego, iż dzieło Sofo­klesa (pięknie tłumaczone prozą poetycką przez STANI­SŁAWA HEBANOWSKIEGO) okazuje się scenariuszem lep­szym w wymowie - również pod kątem jego uniwersalno­ści. Po prostu literatura "AN­TYGONY" przewyższa jakoś­cią tworzywa, improwizacje publicystyczne, obu niedawnych filmów. I kto wie, czy w zestawieniu współczesnego kina Wajdy z klasycznym tek­stem najwybitniejszego tragi­ka Hellady, ten właśnie nie zasługiwałby - cóż za para­doks! - na miano jeszcze bardziej współczesnego...

No, więc co się Wajdzie udało w spektaklu, a co nie? Udało się maksymalnie i bez strat artystycznych skrócić czas trwania widowiska. A to dzięki przerzuceniu większości "akcji" na komentatorską i jednocześnie ilustracyjną funk­cję Chóru. Nie był to trady­cyjny Chór Starców, lecz wymowne tło, nawet, bieg zda­rzeń, jak w kadrach filmo­wych (żołnierze w panterkach mogący walczyć wszędzie, od Bliskiego Wschodu po daleką Amerykę Łacińską, potem dworacy każdej władzy - z orderami i bez znaczenia, a wreszcie bezimienny tłum z jakiegokolwiek wiecu, na ko­niec już "umundurowany" ro­boczo). Aluzyjność ubiorów i zachowań ma tu znaczenie drugorzędne, choć ekspresywność niektórych intonacji, oraz rozkładanie akcentów naru­szały proporcje pomiędzy artystycznym kształtem przeno­śni, a ich sceniczną, przesadną dosłownością. Inscenizacja Wajdy "dodała" bowiem Sofoklesowej klątwie bogów wię­cej demonizmu po stronie Kreona-dyktatora (TADEUSZ HUK), aniżeli wystarczało te samemu autorowi w tekście. Co prawda, dla równowagi, Antygona (EWA KOLASIŃSKA) została obdarzona przez reżysera w mniejszym stopniu charyzmą, w większym nato­miast: schematycznymi cecha­mi (bez "wnętrza") wiecowej działaczki grającej jakby wbrew tragicznemu modelowi antycznemu - współczesną recytatorkę podniosłej papki słownej. Zresztą i Kreon wy­głaszał swoje nakazy i zakazy w sloganowej ekstazie, aby pod koniec przedstawienia ulec atakowi wręcz babskiej, płaczliwej histerii. Stereotypy tych ujęć - pewnie zamierzone - podkreślała jeszcze z naddatkiem przerysowań postać Posłańca (AGNIESZKA MANDAT) wpuszczona na scenę jako żywe wcielenie monotonnie nagranej taśmy magnetofonowej. "Ugodowe" zaś stanowisko wobec praw boskich i człowieczych Koryfeusza Chóru (RYSZARD ŁUKOW­SKI) zagłuszały nabożne pie­nia jego niby-podopiecznych - skądinąd wybornie ze­strojone w partiach żeńskich czy bełkotliwo-zawadiackie wrzaski żołnie­rzy i wiecowników oraz usłuż­ne pląsy, dygi i poufne zwie­rzenia dygnitarzy różnych szczebli urzędowych (RAFAŁ JĘDRZEJCZYK, JAN KORWIN-KOCHANOWSKI, ZBI­GNIEW KOSOWSKI, JAN MONCZKA, ADAM ROMA­NOWSKI, MARCIN SOSNOW­SKI, LESZEK ŚWIGOŃ, ED­WARD ŻENTARA). Mogło się podobać bardzo filmowe wej­ście wieszczka Terezjasza o posągowych kształtach (JERZY BIŃCZYCKI) i tragikomiczny Strażnik przypominający ka­rykaturę Starego Wiarusa z "Warszawianki" (WIESŁAW WÓJCIK). Dobra w swej "normalnej" charakterystyczności gra ELŻBIETY KARKOSZKI (Ismena) chyba zanadto odbijała stylistycznie od wie­cowej roli Antygony, co za­miast być kontrastem, osobo­wości obu sióstr, podkreślało jedynie sztuczność aktorskiej sylwetki heroiny dramatu. Po­nadto wystąpili: KRZYSZTOF GLOBISZ (Hajmon, buntow­niczy syn Kreona a narzeczo­ny Antygony) i ALICJA BIENICEWICZ (żałobna Eurydyka, matka nieszczęsnego, choć szlachetnego Hajmona).

Czy aktorzy - prócz wy­raźnego w rysunku psychologicznym, mimo niewytłuma­czalnej histerii, TADEUSZA HUKA jako czarnego charak­teru tyrana - mogli się wy­kazać właściwościami swych talentów oraz przysłowiowego emploi? Nie bardzo. Wajda nie żądał (jak widać) od nich kreacji, lecz zaledwie szkico­wania postaci obok postaci z krzywego zwierciadła "kon­wencji wiecowej" uwypuklającej podobne (lecz nie te same) postawy demagogiczne lub po prostu czarno-białe. Ów chwyt sceniczny stawał się zauważalny w miarę roz­woju tego - w większości nader urodziwego teatralnie - widowiska, aczkolwiek nie byłbym pewny do końca, czy sam pomysł inscenizacji nie rozmywał się po drodze w półśrodkach aktorskiego wyrazu.

Przedstawienie - utrzymane w gwałtownych rytmach i dźwiękach - zachowuje prze­cież spoistość i coś w rodza­ju rapsodycznego (ale unowo­cześnionego) tonu. Należałoby się jednak spierać - zgodnie z moim przekonaniem - o akcenty formalno-ideowe, nie tylko w demonstracji dość jednostronnej symboliki, lecz także w ograniczeniach lub braku wykorzystania możliwo­ści warsztatowych przeważnej liczby wykonawców ról, na­wet gdyby przyjąć plakatowe uproszczenia myśli przewod­niej z wizji Wajdy na temat "ANTYGONY". Wizja ta ma wręcz znakomitą oprawę muzyczną STANISŁAWA RADWANA i równie sugestywną, dwupoziomową scenografię KRYSTYNY ZACHWATOWICZ.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji