Artykuły

Szczęście - sprawa bardzo higieniczna

"Cukier Stanik" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Laboratorium Dramatu w Warszawie. Pisze Agnieszka Uścińska w Teatrze.

Podczas tegorocznego III Letniego Przeglądu Teatru Laboratorium Dramatu zaprezentowano dziesięć spektakli, wśród nich prapremierowy "Cukier Stanik" Zyty Rudzkiej w reżyserii Gabriela Gietzky'ego. Sztuka jest dramaturgicznym debiutem uznanej poetki i powieściopisarki, bardzo dobrze przyjętym przez krytykę - zwyciężyła w konkursie łódzkiego Forum Współczesnego Dramatu "Lustro. Obraz. Iluzja" w listopadzie 2007 roku, została też wyróżniona przez Kapitułę Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej w roku 2008.

Dramat Rudzkiej jest doskonale skrojony. Tych, którzy oczekują po scenie Laboratorium spektaklu stricte offowego może zaskoczyć "zachowawcze", a może raczej "tradycyjne" podejście do tekstu i przestrzeni scenicznej. To zresztą kolejne, oglądane przeze mnie, przedstawienie offowe o takim charakterze. Wszystko ma tu swoje miejsce. Przestrzeń sceniczna jest wyraźnie oddzielona od widza, a jego rola została z góry określona. Reżyser zaufał sile samego dramatu i dał się poprowadzić autorce, która stworzyła galerię pełnowymiarowych i pełnokrwistych postaci.

Cukier Stanik to opowieść o ludziach, którzy nie potrafią - jak Uliczny, lub nie chcą, jak Dawid Cukier - odnaleźć się w obecnej rzeczywistości, dają sobie jednak prawo do szczęścia i nostalgii za utraconą młodością. Choć nie są nieudacznikami i nie czują się gorsi od innych, żyją na marginesie pędzącego do przodu świata. Pielęgnują swoje marzenia i wartości, jakimi żyli przez lata, i wierzą, że warto pozostawać wiernym sobie. Ich wrażliwość i potrzeby nie tyle materialne, ile - może nawet przede wszystkim - duchowe stymulują ich do walki z bylejakością, brakiem indywidualizmu i pogonią za sztucznym szczęściem wykreowanym w supermarkecie.

Takim bohaterem jest tytułowy Cukier (świetny Janusz Nowicki), jak sam o sobie mówi "najlepszy krawiec staników w tym kraju", który spędził życie w pracowni gorseciarskiej odziedziczonej po ojcu, gdzie "klientka może wybrzydzać do woli". Jednak ten wielokrotny zdobywca "Złotej haftki" przegrywa w nowym ustroju z wielkimi koncernami wypuszczającymi na rynek masową chińską tandetę sprzedawaną za grosze. Autorka dramatu nie próbuje nas przekonać, że losy tej walki nie są z góry przesądzone. W jednym z wywiadów powiedziała zresztą, że interesuje ją tylko walka, choćby i z góry przegrana, bo najważniejsze jest podjęcie rękawicy i zmaganie się z własnym przeznaczeniem. Bohaterowie rękawicę podejmują, a areną ich walki staje się zaplecze supermarketu, w którym codziennie bywają. Rudzka mówi: "Lubię pisać o ludziach nie rozwalcowanych korporacjami, nie przyciętych trendami. To taki anty-glamour po polsku. Bohaterowie sztuki to jakby żołnierze, którzy ciągle walczą, kombinują, trzymają się ich małe cwaniactwa, nie oddają życia walkowerem. Ich życie jest właściwie zapisem walki, ale widzianej antyheroicznie. Poprzez rewers realnej przemocy: komizm, groteskę, codzienne krzątactwo, pozorną zwykłość. I nagle w małym gadaniu ma szansę ujawnić się coś ważnego".

Jak w wątku Łajki, która z jednej strony jest legendarnym odkurzaczem, cudem peerelowskiej techniki, z którą żal się rozstawać, bo była świadkiem bezpruderyjnej historii życia notabli tamtych czasów, a z drugiej przerażonym psem-przybłędą wystrzelonym w kosmos - samotnym, zdradzonym i opuszczonym. Jak Ślepa, która w jej losie odnalazła swoją samotność. Postać Ślepej - skromnie ubranej rachitycznej, bladej kobiety jakby nie z tego świata, siedzącej na krawędzi ławki na przystanku autobusowym - jest dramatyczna i tajemnicza. Anna Kadulska sprawia czasem wrażenie kobiety- widma, przemykającej tu i ówdzie po scenie i wprowadzającej niepokój w groteskową rzeczywistość przedstawienia. Ślepa, przeżywająca ciągle na nowo historię psa Łajki, skrywa dramat swojego dzieciństwa, kiedy to była molestowana przez ojca. Ten trudny temat przedstawiony jest w bardzo delikatny sposób, podobnie jak w przypadku innych postaci, które potraktowane zostały w spektaklu tak jak w dramacie, życzliwie i ze zrozumieniem. Przez postać Ślepej ujawnia się całe zło minionej epoki i jej bezduszność, pozwalająca traktować ludzi instrumentalnie - podobnie jak traktuje bohaterów obecny ustrój. O tym mówi też Opiekun Łajki, wzruszająco zagrany przez Stanisława Brudnego, który - zrywając ze swej umundurowanej piersi medale i ordery zasłużonego bojownika tamtego systemu - ze łzami w oczach opowiada o nawiedzających go snach, w których Łajka "na zielonej trawie siedzi, w słońcu, szczęśliwa taka...".

Spektakl zaczyna się jednak sentymentalnym wspomnieniem, kiedy Łajka-odkurzacz, "który narody ZSRR dla narodu polskiego w darze dały", zadawała szyku, sprzątając Dom Partii, a który Mira - siostra Cukiera - dostała niegdyś od swojego bułgarskiego męża na imieniny. Postać Miry została zagrana przez Krystynę Tkacz z dużym wyczuciem charakterystycznego dla Rudzkiej sposobu budowania postaci, mieszczącego się gdzieś między groteską, delikatnym humorem a nostalgicznym realizmem. Przykryta starym dywanem Łajka znajduje się niemal na skraju sceny, po jej prawej stronie. Rekwizyt, najbliżej wysunięty w kierunku widza, ewokuje wspomnienia bohaterów, stając się niemal symbolem minionego czasu, a co ważniejsze - dawnego szczęścia, za którym tęsknią wszyscy bohaterowie spektaklu. Wyrazicielką tych tęsknot jest w głównej mierze Mira, która, przysiadając od czasu do czasu na Łajce, z rozrzewnieniem wspomina męża i jego bułgarskie kiełbasy, liczne i znane klientki pracowni gorseciarskiej, która lata świetności ma już za sobą, a nawet dawne marzenia, które były inne, niż są obecnie: "Mój ty Boże... Ja też sobie marzę. Pieniążki bym chciała. Już niczego innego. Ani miłości. Ani występu w telewizji", a w rozmowie z bratem wyrzuca mu: "Wiesz, jak za mną się mężczyźni oglądali? Jak się ocierali w tramwaju? Chrząkali. Gwizdali. I jak wylądowałam? Ondulacja. Raz w miesiącu. I to nie we francuskiej sieciówce. Na krechę U Lusi". Dla Miry, która w przeszłości była szczęśliwa, ten stan ducha jest niezbędny do życia i tylko wtedy ma ono dla niej sens. Dlatego wszędzie go szuka. Symbolem jej walki staje się właśnie świeżo zrobiona i coraz bardziej groteskowa ondulacja, w jakiej pojawia się w kolejnych scenach.

Właśnie ze względu na szczęście Mira radzi swemu bratu zmianę podejścia do rzeczywistości i rezygnację z twardych zasad, które nie sprawdzają się we współczesnym świecie. Dla niego jednak właśnie te zasady - rzetelnego, uczciwego i pracowitego rzemieślnika - są gwarancją satysfakcji i zadowolenia. Misją Cukiera jest pasja tworzenia i chęć zaspokojenia najbardziej wymyślnych potrzeb klientki, tak, by poczuła się wyjątkowo. Wypowiada więc walkę wyrachowanym koncernom zmuszającym ludzi do bezmyślnego konsumpcjonizmu i postanawia niszczyć kolejne partie chińskich staników sprzedawanych w supermarkecie. Janusz Nowicki jest w tej roli i zabawny, i nostalgiczny, jednak skupienie, z jakim gra pozornie ospałego staruszka w niemodnym ubraniu, sprawia, że to właśnie jego słuchamy uważniej, a wypowiadane słowa przyjmujemy jak ważką prawdę.

Miejsce Dawida jest na środku sceny. Znajdujemy go w centrum jego świata - w warsztacie krawieckim - niegdyś pełnym ludzi, dziś opuszczonym i zapomnianym. Tu pracował jego ojciec, tu niegdyś mieszkały stara ciotka i Mira ze swoją rodziną. Powraca więc motyw żydostwa jako stygmatu, czyli obcości i podwójnej samotności. Nawiązania do wydarzeń historycznych są jednak bardzo subtelne. Teraz Dawid i Mira nie mają rodzinnego kokonu, w którym mogliby się ukryć. Są zdani na siebie, ale łączy ich wzruszająca więź - miłości i szacunku. To właśnie oni są fundamentem świata, za którym tęsknią pozostali bohaterowie i gdzie zawsze znajdują zrozumienie i życzliwość. Zalany ciepłym światłem stary rozkładany fotel Dawida, w którym drzemie, oczekując klientek, pudła z gotowymi stanikami i gorsetami, pudła z najszlachetniejszymi materiałami, falbankami i cekinami to - przestrzeń, w której dzieją się najważniejsze dla spektaklu rozstrzygnięcia. Tu przychodzi na spotkanie ze wspomnieniami Ślepa, tu Uliczny (Robert Koszucki) szuka wsparcia dla swoich pomysłów uruchomienia intratnego biznesu, tu też pojawia się sama Baba Kapo, sugestywnie i zabawnie grana przez Annę Moskal. Nad tą postacią warto się chwilę zatrzymać, gdyż tylko pozornie stoi po stronie znienawidzonego przez bohaterów "nowoczesnego ustroju" - jako pracownica ochrony supermarketu. Głośna, agresywna, wulgarna i męska, pod wpływem Miry okaże się łagodną i delikatną kobietą, zranioną przez kochanego mężczyznę. Przemiana pokazana jest w sposób bardzo zabawny, co świadczy o dużym poczuciu humoru twórców spektaklu. Subtelna Anna Moskal w kostiumie ochroniarza i glanach, z dorysowanym wąsikiem, wdziera się na scenę z głośnym krzykiem, a wszystkie jej gesty są mocno przerysowane. Jednak to właśnie ona zademonstruje swoją kobiecość i potrzebę szczęścia, zakładając na scenie gorset i opowiadając w bardzo wzruszający sposób o miłości, za którą tęskni.

Zakład Dawida Cukiera staje się miejscem budowania wspólnoty między ludźmi o podobnej wrażliwości. Ich rozmowy są jak zasłyszana melodia ulicy. Dużo tu celnych, dowcipnych określeń, ironicznej riposty, sentymentalnego westchnienia i straganiarskiego slangu. Jak powiedziałaby sama Rudzka - "codziennego gadania", bo "wszystko co najważniejsze rozgrywa się tu w dialogach między bohaterami [...] to właśnie zabawne dialogi skrywają melancholię". Mądrość twórców spektaklu polega na tym, że pozwolili wybrzmieć tym elementom na scenie, a "uliczna muzyka" ze swoim rytmem i melodyką - charakterystycznymi dla twórczości Rudzkiej - nabrała tak sugestywnej siły przekazu, że frazy typu: "Podziwiaj, korniszonie, czego mieć nie będziesz!", bawią nas jeszcze długo po wyjściu z teatru.

"Cukier Stanik" to spektakl o ludzkiej życzliwości, zrozumieniu i tolerancji dla dziwactw i słabości, a nade wszystko o potrzebie szczęścia, którego ludzie szukają na wiele sposobów i pod różnymi szerokościami geograficznymi. Mira zakochuje się w końcu w mężczyźnie, który mimo upływających lat zobaczył w niej Giocondę, choć ten pochodzi ze świata, z którym walczy jej brat. Porzuca dotychczasowe życie, by odlecieć ku szczęśliwej przyszłości z Chińskim Harmonistą, który podaje nam zresztą "swoją" definicję szczęścia, pojawiając się od czasu do czasu na scenie w eleganckim garniturze i z neseserem, by zagrać na swej harmonijce tradycyjną chińską melodię, przypominającą, że szczęście jest zwykłą ludzką powinnością. Bo to po prostu - jak nam tłumaczy - "rzecz higieniczna", nie warto więc nadto komplikować sobie życia, skoro szczęście jest w zasięgu naszych możliwości. Bohaterowie nie zawsze je osiągają, nie przestają jednak o nie walczyć.

Agnieszka Uścińska - absolwentka filologii polskiej na UKSW, podyplomowych studiów dziennikarskich na UW i psychologii w SWPS. Doktorantka Instytutu Sztuki PAN.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji