Artykuły

Najdziwniejszy dramat

"BAZYLISSA TEOFANU" Tadeusza Micińskiego od sześćdziesięciu lat była jedną z legend naszego teatru. Niektórzy reżyserzy ją czytali, inni o niej słyszeli, jeszcze inni, czasem przez całe życie, nosili się z myślą wystawienia jej na scenie. Należał do tych ostatnich nie byle kto, bo Schiller i Horzyca. Schiller był twórcą pierwszej i jedynej w okresie międzywojennym inscenizacji Micińskiego: "Kniazia Patiomkina" w 1925 r., Horzyca niejedno inne odkrycie sceniczne miał na swoim koncie; ale żaden z nich nie wystawił "Bazylissy Teofanu".

Dramaty Micińskiego zajmują szczególna pozycje w naszej literaturze. Są przykładem podskórnego krążenia tendencji artystycznych, które zostały wspaniale spożytkowane przez innych, przede wszystkim przez Witkacego, ale ich autorowi nigdy nie przysporzyły sławy. Dopiero spóźniona premiera napisanej w r. 1907 "Bazylissy Teofanu" przywraca Micińskiemu należne miejsce w historii teatru. Jego "Bazylissa" to najdziwniejszy może polski dramat. A zarazem jeden z najbardziej frapujących. Jeden z nielicznych w naszej literaturze prawdziwych dramatów filozoficznych. Arcytrudna łamigłówka tez historiozoficznych, rozważań metafizycznych i erudycji historyczno-religioznawczej, która doczekała się pierwszego komentarza T. Wróblewskiej (Dialog 7/67) dopiero w okresie poprzedzającym poznańską prapremierę. Filozoficzne poglądy i historiozoficzne teorie Micińskiego są na pewno mętne i często już dawno zdezaktualizowane. Niemniej jednak zarówno w okresie, kiedy została napisana, jak i sześćdziesiąt lat potem, zawiera "Bazylissa" niemało treści zasługujących na uwagę.

Jej podstawową treść stanowi rozważanie na temat dobra i zła. Na temat roli tych dwóch zasadniczych podstaw wszelkiej etyki, w historii i w indywidualnym istnieniu jednostki. I co więcej, jest to być może jedyny nasz utwór zawierający pochwałę zła, jako czynnika pozytywnego - aktywnego składnika, który powoduje rozwój, ruch i przemianę ludzkości i świata. Miciński był nieodrodnym dziecięciem Młodej Polski - naśladował Nietzschego, rozczytywał się w filozofii hinduskiej, uwielbiał Tajemnice i Egzotykę, wtykał w swoja poezję kwiaty i klejnoty jak Oscar Wilde. Jednocześnie był w swoim pisarstwie zaskakująco nowatorski i współczesny. Wbrew pozorom interesowała go nie mistyka, ale metafizyczny tragizm ludzkiej indywidualnei i zbiorowej egzystencji. Już w latach dziewiećsetnych usiłował zapełnić nietzscheańskie "puste niebo nad głową" i wcześniej niż niemieccy ekpresjoniści stawiał w centrum swojego systemu nie Boga, ale ubóstwionego człowieka. Napisał też najciekawszy w polskiej literaturze dramat o rewolucji 1905 roku ("Kniaź Patiomkin"). I znowu, podobnie jak później Witkacy, cała swoja skłębiona problematykę myślowa władował do dramatu. "Bazylissa" staja się dramatem monstre, ogromnym i w swojej problematyce - za bogatym - skomplikowanym i bez komentarza niezrozumiałym.

Poznańska inscenizacja - będąca wreszcie teatralnym odkryciem Micińskiego - stanowi skrót dokonany przez Hebanowskiego, który słusznie wydobył autentyczną i czytelna dla widza fabułę historyczna - dzieje żyjącej w X w. bazylissy Teofanu, żony kolejno dwóch cesarzy Romana i Nikefora, których za jej sprawą zamordowano, i kochanki trzeciego, Jana Tzimiskesa, który to ją z kolei - wtrącił do wiezienia. Nie zostały jednak zagubione w tym przedstawieniu i zasadnicze wartości myślowe tragedii Micińskiego. Przede wszystkim jego pytania na temat wartości dobra i zła, jego walka z kościelna ortodoksja w imię ludzkiej wolności i jego pragnienie szukania w dziejach Bizancjum nie tylko materiału dla historycznej metafory, ale również autentycznych podstaw późniejszego rozwoju Słowiańszczyzny. Oczywiście kompromis pomiędzy wyborem dramatu historycznego i filozoficznego sprawił, że metafizyczne rozważania czasem po prostu gubią się w akcji, ale za to aktorzy mają tu wyraźnie określone zadania. Okopiński poprowadził ich tak, że mogli zagrać role pełne i żywe jak w szekspirowskim dramacie, dotyczy to przede wszystkim Mariana Pogaszą (Choerina) i Tadeusza Gochny (Nikefor).

Osobna sprawa to rola tytułowa - Bazylissa Teofanu - cesarzowa, córka karczmarza, ladacznica i marzycielka dążąca do odrodzenia ludzkości, przebiegła intrygantka i okrutna morderczyni, żywa kobieta i zarazem świadomie użyty przez Micińskiego symbol zła wcielonego w człowieka. Wanda Balicka miała tu wielka szansę i zarazem jedno z najtrudniejszych zadań aktorskich. I zagrała świetnie te arcytrudna rolę, której sceniczne komponowanie polega nie na "rozwoju i przemianie" charakteru, ale na kolejnym odkrywaniu tysiąca cech najbardziej złożonej i może najbardziej oryginalnej postaci kobiecej w całej naszej dramaturgii.

"Bazylissa" jest na pewno jednym z najciekawszych w naszej niebogatej tradycji dramaturgicznej utworów i jest jednocześnie dramatem chorym. Chorym na bogactwo. Niezwykła zupełnie erupcją inwencji teatralnej, niesamowitą orgia pomysłów plastycznych, muzycznych, inscenizacyjnych, które bija w teatr i albo muszą go rozsadzić, albo zostać skazane na nieuchronne zubożenie, na "skrót", na coś "zamiast". Sceniczna wizja "Bazylissy" była u Micińskiego wyrazem buntu wobec współczesnego mu teatru. Szczególnie wobec ówczesnego teatru polskiego, który w Warszawie strupieszał doszczętnie, a który w Krakowie zaczął budzić z letargu Wyspiański. Miciński nie był inscenizatorem, jak autor "Wesela". Nie był plastykiem ani reżyserem. Był poetą. I to lepszym na pewno poetą niż Wyspiański. I rzecz dziwna - bunt wobec pudełkowej sceny nie popchnął go do rezygnacji z inscenizatorskich zapędów w dramacie - do rymowanych, przeznaczonych jedynie do czytania didaskaliów z "Nocy listopadowej" - wprost przeciwnie. Miciński wypisał w "Bazylissie" ogromniaste, fantastyczne w swoich postulatach uwagi sceniczne. Kto z nas, kto na scenie ogląda drewniane dekoracje na tle "horyzontu" z płótna - nie chciałby choć raz zobaczyć, skosztować takiego teatru? Ale takiego teatru nie ma. Nie ma dzisiaj, a tym bardziej nie było za czasów Micińskiego. A raczej istniała jego karykatura - wymalowana farba na blejtramie, stłoczona na ciasnej scenie, słabiutko oświetlona. Potem przyszła moda na scenografię, na inscenizacje. Na uproszczenia, na kompozycję, na dekorację rzeźbiarską, zjawił się wielki park oświetleniowy, aktorzy wyszli na proscenium, znikła rama dolnej rampy oddzielająca scenę od widza. Ale teatr został w gruncie rzeczy taki sam jaki był. Ciasny i bynajmniej nie "ogromny". Teatralna wizja Micińskiego pozostała na papierze, w coraz rzadszych, wydanych w roku 1909 "nakładem autora" egzemplarzach "Bazylissy".

Naiwne byłoby stwierdzenie, że "Bazylissa" jest po prostu tak zwanym "dramatem niescenicznym". Jest ona czymś zupełnie innym, jest poematem na temat inscenizacji, która bez reszty została tam opisana.

Dlatego miał rację Okopiński i jego scenograf Bednarowicz, że nie zamienili jej ani w rapsodyczną deklamacje na tle czarnych kotar, ani też nie starali się odtworzyć niemożliwej do odtworzenia inscenizacji samego autora. Dekoracje Bednarowicza dają tak potrzebną, a niełatwa do uzyskania sugestię głębi. Okopiński, z wyjątkiem jednej sceny, nie wprowadza w ogóle tłumów - sugeruje tylko ich obecność - dźwiękiem i światłem. To rzadka okazja, żeby zobaczyć, jak inscenizując coś, co tylu uznało za niemożliwe reżyser nie popadł w żadna przesadę. Nie zamienił przedstawienia w gadanie w ciemności, ani też nie nasadził zbytnio mechanicznych efektów zastępujących poetycki opis Micińskiego.

"Warto na pewno było pokazać nareszcie w teatrze "Bazylisse Teofanu". To już czwarte w ostatnich latach, po staropolskich inscenizacjach Dejmka, ( po "renesansie" Witkacego i Sprawie Dantona" Przybyszewskiej u Krasowskiego, rzetelne odkrycie teatralne. Wszystkie one pokazują wyraźnie, że jeśli nawet nasza dramaturgia nigdy nie była doskonała, to była na pewno we wszystkich epokach o wiele bogatsza i o wiele mniej naiwna, niż to by się mogło zdawać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji