Artykuły

Paryscy Dulscy straszą

"Bóg mordu" w reż. Henryka Adamka w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Jeśli pamiętacie, jakie brudy próbowała ukryć w czterech ścianach swojego domu pani Dulska, to przygotujcie się na dulszczyznę XXI wieku. Yasmina Reza rękami aktorów Teatru Śląskiego zdemaskowała cywilizowanych, europejskich mieszczan.

Dawno nikt nie potraktował mnie w teatrze tak okrutnie. Z taką pogardą i dawką złośliwości. Mnie i innym widzom Teatru Śląskiego wymierzono policzek. I choć Yasmina Reza nie należy do grona dramaturgów spod szyldu "in-yer-face" (termin na określenie przede wszystkim brytyjskich brutalistów), jest równie brutalna wobec swoich bohaterów i publiczności. Po jej świeżo przetłumaczony na polski tekst "Bóg mordu" nasze teatry ustawiły się w kolejce. Nic dziwnego - nagrodzono go wszak prestiżowymi europejskimi nagrodami, a do obsady zaproszono prawdziwe kwartety gwiazd z Isabelle Huppert we Francji czy Ralphem Fiennesem w Anglii na czele.

Polską prapremierę dali krakowiacy. Na scenie Teatru im. Słowackiego Marek Gierszał przygotował spektakl o doskonałym tempie z wygraną każdą puentą, jednak utrzymany w wyraźnie farsowo-komediowym tonie. W katowickiej inscenizacji Henryk Adamek nie zapomniał, że Reza jest także socjolożką. Bo "Bóg mordu" to nie tylko historia dwóch małżeństw, które spotykają się, by załagodzić sprawę bójki ich synów. To także historia o dwóch małżeństwach, które różni bardzo wiele, i parach, które więcej dzieli niż łączy.

Państwo Reille od początku czują się nieswojo u państwa Houllié, w domu rodziny pobitego chłopca. Zdradzają ich szczególiki - wąchanie ciasta przed pierwszym kęsem (czy aby na pewno świeże?) czy nieświadome uwagi, że słychać przejeżdżające metro (w ich zamożnej dzielnicy - niedopuszczalne!). Reza stawia swoich bohaterów w narożnikach społecznego ringu i rozpoczyna walkę na słowa, ale też portfele, kontakty i wpływy. Na wygranej pozycji lokują się Annette i jej mąż Alain, cyniczny prawnik, który właśnie tuszuje wielką aferę w przemyśle farmaceutycznym. Inicjatorką spotkania są Veronique, pisarka o wrażliwej duszy na piękno prac Oskara Kokoschki, i jej mąż handlujący spłuczkami i klamkami, pozorny pionek w międzyludzkiej grze.

To, co Zapolska pisała o wątpliwej moralności Dulskich w 1906 roku, jest niczym wobec starszego o cały wiek opisu cywilizowanego społeczeństwa zachodniego przedstawionego przez Rezę. Na liście grzechów są pogarda, nienawiść i wyśmienicie maskowana obłuda. Bohaterzy stopniowo rezygnują z narzuconych im społecznie ról i spod uprzejmych masek wyłażą najgorsze ludzkie wcielenia. Reza z początku mami nas mieszczańską komedią, by w finale pokazać sytuację o krok od krwawej tragedii.

Reza budzi wyjątkowo drapieżne potwory, ale nie zrobił tego reżyser katowickiej inscenizacji. Na scenie broni się Violetta Smolińska - w pokorną Anette wstępuje prawdziwa furia. Od chwili, gdy topi znienawidzony telefon męża w wazonie z wodą, postać Anette przestaje być skrępowana jakimkolwiek savoir-vivre. W rezultacie to Smolińska nadaje ton coraz bardziej przerażającemu finałowi. Granicy scenicznej poprawności nie przekraczają jednak Barbara Lubos-Święs, Grzegorz Przybył i Andrzej Warcaba. Poprzestają na eksponowaniu tego, co wykrzywione i komediowe u ich bohaterów. Reza aktorom i publiczności postanowiła zgotować piekło, z katowickiej inscenizacji nikt nie wychodzi jednak przerażony. A mogło być tak okrutnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji