"Boso, ale w osrogach" w Teatrze Komedia
Zanim doczekamy się zmartwychwstania Zamku - możemy odnotować chwalebne zmartwychwstanie Teatru Komedia. Po latach błądzeń odkrył on swoje powołanie, stając się teatrem komedii muzycznej, piosenki i tańca. Dzięki temu scena na Sierpeckiej zaspokaja głód rozrywki, choć ostatnio nawet zaopatrzenie w rozrywkę uległo kapitalnej poprawie.
Wystawienie musicalu Pietruskiego i Wodnickiej, opracowanego na podstawie książki Grzesiuka, było decyzją nader słuszną, bowiem najmniej warszawskich przedstawień ogląda stolica. Adaptacja pokazała teatralność tej prozy, niekłamany urok i poezję warszawskiego folkloru, przebijającą z prostych, lecz sercem przecież pisanych - strof:
Lecz jeśli czasem zdarzy się,
że
kto ci zechce na łeb wleźć,
to bij i kąsaj, drap i gryź!
Z przytoczonej piosenki wynika jasno, iż autorzy libretta nie uciekali od nabrzmiałych problemów społecznych, starając się zmieścić je w lekkiej musicalowej ramie. P. Stockinger stworzył krwistą postać starego robociarza, p. Kłodkowski zagrał człowieka nadużywającego alkoholu w sposób dyskretny, lecz zarazem demaskatorski.
Świetnie spisał się reżyser i choreograf spektaklu, p. Zbigniew Czeski. Sądzę, iż warto go częściej zatrudniać: potrafi prowadzić aktorów, zna reguły rządzące nowoczesnym teatrem musicalowym.
Dodatkową przyjemnością dla ucha było słuchanie wielu pięknych melodii, o których nie zapomniał kompozytor, p. Tomaszewski.