Artykuły

Jak wyrzeźbić smierć

Spektakl traktuje o dążeniu do absolutu w sztuce i życiu, które w przypadku bohatera inscenizacji stapiają się w jedno. W pogoni za wciąż wymykającym się efektem wykonania doskonałego artystycznie dzieła, bohater w zapamiętaniu niszczy wszystkich i wszystko, co go otacza - mówiła AGATA DUDA-GRACZ o spektaklu "Ojciec", którego premiera odbyła się w sobotę w Teatrze im. Słowackiego.

Jak Pani dotarła do opowiadania "Świętokradztwo" Jana Tauschinskiego, austriackiego pisarza i poety, mało w Polsce znanego?

- Prawdę powiedziawszy, dostałam je przed kilkoma laty w prezencie od jednego z aktorów. Gdy przeczytałam, wiedziałam od razu, że chcę zrobić na jego motywach przedstawienie. Długo jednak nie mogłam się odważyć, by napisać scenariusz. Aż wreszcie wzięłam główny motyw z tego opowiadania, oparty na gdańskiej legendzie, i po raz pierwszy odważyłam się - napisałam autorski scenariusz.

- A ten motyw to...

- Potrzeba wyrzeźbienia przez tytułowego Ojca figury doskonałej, absolutu. Artysta, mistrz, dostaje zamówienie na wyrzeźbienie krucyfiksu z ukrzyżowanym Chrystusem, zamówienie, o jakim marzył przez całe życie. I staje przed największym wyzwaniem - wyrzeźbić śmierć. W potrzebie wyrzeźbienia krucyfiksu do kościoła Najświętszej Marii Panny ma szanse zmierzyć się z tym, co wciąż krąży wokół niego - ze śmiercią. Spektakl traktuje o dążeniu do absolutu w sztuce i życiu, które w przypadku bohatera inscenizacji stapiają się w jedno. W pogoni za wciąż wymykającym się efektem wykonania doskonałego artystycznie dzieła, bohater w zapamiętaniu niszczy wszystkich i wszystko, co go otacza.

- Czy opowieść Tauschinskiego jest jedynie fikcją?

- Wedle zachowanych kronik kryminalnych, opowiadanie to po części nawiązuje do autentycznych wydarzeń. Z częściowych przekazów wynika, iż rzeczywiście istniał mistrz, który rzeźbiąc krucyfiks do kościoła Najświętszej Marii Panny zabił pozującego mu chłopca, a potem obciął sobie rękę.

- Bohater za swoje poszukiwanie doskonałości płaci ogromną cenę...

- Straszliwą, najwyższą. Ta cena przewyższa wartość tego, co zrobił. Wykonuje kolejne rzeźby, niszczy je, bo wciąż okazuje się, że żadna z nich nie jest dziełem doskonałym. W dążeniu do osiągnięcia ideału, w mierzeniu się ze sobą i z Bogiem w sobie, niszczy wszystko: własne dziecko, własne życie, wreszcie morduje człowieka. Wówczas dopiero rozumie, co to jest absolut - można go mieć w głowie albo w sercu, można się ścigać w jego poszukiwaniu, ale nie można po niego sięgnąć. Bo w życiu są tylko dwa absoluty: miłość i śmierć. My, pracując nad tym spektaklem, oddając mu nasze dusze, nasze serca, też ścigamy się z absolutem. I nigdy go nie dogonimy. To jest jak z Graalem - najważniejsze w życiu jest szukanie. Dlatego nie wolno go nam ani znaleźć, ani przestać szukać. Wszystkie moje spektakle są o takim właśnie poszukiwaniu, tylko na różne sposoby.

- Kto w Pani spektaklu wygrywa, a kto przegrywa - artysta czy człowiek?

- Tutaj nie ma wygranych. Obaj przegrywają.

- Walka człowieka z samym sobą, zmagania sacrum z profanum to tematy wciąż pojawiające się w Pani przedstawieniach...

- Bo walka dobra ze złem, ścieranie się wartości ekstremalnych to wciąż są w naszym życiu tematy najważniejsze. Wciąż niewyczerpane i dlatego warto o nich mówić. Wadzenie się człowieka z samym sobą, z Bogiem, Szatanem, Przeznaczeniem, ze wszystkim, co ostateczne tak naprawdę jest istotą, sensem życia. Bardzo chciałam, by ten spektakl oparty był na ekstremach, na fizjologii zderzonej z mistyką. By opowiadał o naszej podłości i świętości, o poświęceniu i ofierze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji