Artykuły

TEATR JEST POEZJĄ KTÓRA SIĘ STAJE LUDZKĄ

"W dzieciństwie Lorca pisał scenki dla domowego teatrzyku, później farsy, rodzaj najbliższy teatrowi marionetek. Nawet w jego poważnych utworach dramatycznych znać wpływy titeres (los titeres - teatr lalek", przypis mój - B. F.). Z czasem ulubiona gra dzieciństwa stała się jego grą życiową (juego vital). Z marionetkowych konwencji a la comedia dell'arte bierze sentymentalizm, może trochę naiwności i schematycznej czasem psychologii, szampańską lekkość i temperament, chociaż umie i głęboko ujmować zasadnicze życiowe zagadnienia.

Pełen wdzięku młody śpiewak Pieśni, Księgi poematów, Cygańskiego romancera, "śpiewające serce Hiszpanii" - jak go nazwał Neruda - staje się poetą dramatycznym wysokiej klasy, nie tracąc kontaktu z liryką. Poprzez teatr wyraża stan obyczajowy Hiszpanii, porusza śmiało zagadnienia seksualne i trzeźwo ocenia wady własnego społeczeństwa". Tak pisze Stefania Ciesielska-Borkowska w książce pt. "Teatr Federika Garcia Lorki" (Łódź 1962), cytowanej w programie przedstawienia razem z dramatycznym artykułem Antonia Otero Seco, który w "Lettres Francaises" w roku 1949 przyniósł mało znane szczegóły o zbrodni, dokonanej na Lorce przez faszystów.

Wypada tu wspomnieć, że po raz pierwszy od bardzo już dawna program teatralny do przedstawienia spełnia swoją rolę informacyjną - mówi o pisarzu, teatrze jego kraju, zamierzeniu reżysera, dostarcza tekstów najlepszych, najpotrzebniejszych, najtrafniej wybranych. Przestał być zbiorem podrzędnych artykulików pióra nic nie znaczących autorów, wyimków kompilowanych na chybił trafił, bez istotnego związku z inscenizacją.

Przedstawieniem "Czarującej szewcowej" Federika Garcia Lorki wszedł na scenę białostocką jeden z bardziej udanych utworów dramatycznych hiszpańskiego pisarza (zamordowanego w roku 1936 przez władze frankistowskie, prawdopodobnie w porozumieniu z hitlerowskim Berlinem, świetnego poety i wybitnego człowieka teatru. A równocześnie rozpoczęła pracę na polskiej scenie reżyserka wykształcona na otwartym przed pięcioma laty Wydziale Reżyserii Dramatu w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Debiut wykazał, że rozpoczęła z powodzeniem, a powiększane z roku na rok doświadczenie da polskiemu teatrowi reżysera, z którym warto wiązać nadzieje.

W dniu dziesiejszym, po licznych zmianach, aktorski zespół teatru białostockiego, który w ostatnich latach nigdy nie był dobrze skonstruowany i obok doświadczonych aktorów średniego i starszego pokolenia nie miewał prawie młodzieży, utalentowanej i coś rzeczywiście umiejącej - przedstawia się żałośniej niż kiedykolwiek. A mimo to Ewa Kutryś, prawdopodobnie korzystając z rady i doświadczenia dyrektora teatru, a równocześnie jej wychowawcy jako dziekana Wydziału Reżyserii w Krakowie - ustaliła obsadę "Czarującej szewcowej" najtrafniejszą z możliwych.

I nadspodziewanie wiele zdołała od zespołu wyegzekwować. Zarówno gdy chodzi o wypełnienie wyraźnie - poetycko i przestrzennie - potraktowanego planu ogólnego inscenizacji, jak o rysunek poszczególnych ról czy rozegranie scen i sytuacji, wymagających pełnego i przytomnego udziału wszystkich obecnych na scenie. Brak doświadczenia widać jedynie w scenach zbiorowych i pewnych rysach całości, w których brawurę zamieniono we wdzięk, a temperament w lekkość. Jednak zdołała Ewa Kutryś ocalić na scenie najważniejsze: barwę i poezję Lorki. Co w tej konkretnej sytuacji jest naprawdę wielkim osiągnięciem inscenizatorki, jej współpracowników i aktorów.

Szewcowa Ireny Kulickiej i Chłopiec Wojciecha Ziemiańskiego wnoszą na scenę wiele delikatnego liryzmu. Pojawienie się Autora (Andrzej Karolak), choć niezupełnie jest on w typie Lorki - dodaje przedstawieniu poetyckiego klimatu i jakiegoś melancholijnego wdzięku. Zaletą przedstawienia jest, że raźne i bujne sceny z Szewcową nie przygłuszyły tych klimatów i stanowiły dobry kontrast dla końcowych dialogów dwojga odzyskanych kochanków: Szewcowej i Szewca (Jerzy Kulicki).

Walnie dopomogły reżyserce postaci drugiego planu, wśród nich zwłaszcza dwie sąsiadki: Maria Chodecka i Dagny Rose. Naprawdę świetne: z maleńkich i właściwie niewdzięcznych ról tła potrafiły - nie opuszczając miejsc wyznaczonych im w inscenizacji - wydobyć wiele życia, temperamentu i charakterystyczności. Do zmiennych nastrojów całości dorzuciły jeszcze jeden rys, inny - bo tym razem rodzajowy.

Do pracy reżyserskiej Ewy Kutryś przyczynili się także: scenografka Barbara Zawada, twórca ruchu scenicznego i choreografii Jerzy Kapliński oraz muzyka Adama Kaczyńskiego. Kapliński leciutko podbudował egzotyczny koloryt inscenizacji. Barbara Zawada, podobny użytek czyniąc z kostiumów, przydała całości barw, okazała się bowiem ciekawą kolorystką. Ponadto nie tylko stworzyła malownicze, wygodne a skromne miejsce do gry, ale jeszcze funkcjonalnością swojej dekoracji sięgnęła do atmosfery poezji Lorki, a inscenizacji poddała pewne uogólniające znaczenia.

Wybór współpracowników, zdolność zmobilizowania ich do swoich celów oraz umiejętność wykorzystania w całości potwierdzają talent i przygotowanie reżyserki.

Najbardziej zaś cieszy, że wraz z przedstawieniem "Czarującej szewcowej" powróciła do Białegostoku wygnana stąd poezja teatru, scena zaczyna się liczyć z widzem, dając mu możliwość uczestniczenia w przedstawieniach dla dorosłych i obcowania z teatrem zawodowym.

(W tytule artykułu określenie Garcia Lorki pochodzące z Jego ostatniego wywiadu dla "Heraldo de Madrid", z kwietnia 1931 roku).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji