Artykuły

Tango Mrożka na serio

Dziś rozpoczyna się Boska Komedia. W konkursie na najlepszy spektakl ubiegłego sezonu bierze udział "Tango" Sławomira Mrożka w reżyserii JERZEGO JAROCKIEGO z Teatru Narodowego (pokazywane dziś i jutro). Z reżyserem rozmawia Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Joanna Targoń: W 1965 r. w Starym Teatrze odbyła się - niemal równocześnie z premierą Erwina Axera w warszawskim Współczesnym - premiera "Tanga" w pana reżyserii. Powrócił pan do "Tanga", a teraz pokazuje je pan w Krakowie.

Jerzy Jarocki: Cieszę się, że mogę pokazać spektakl w Krakowie, to dla mnie, jako prawie rodaka krakowskiego, bo urodzonego w Warszawie, ale przez lata związanego ze Starym Teatrem, jest ważne i wzruszające. Moje "Tango" z 1965 r. nie było prapremierą, ta odbyła się w Bydgoszczy. Ale po roku pierwsze "Tanga" się wykruszyły, zostało moje i Axera. Szły trzy lata, a mogły iść jeszcze długo - moje grane było 240 razy, zostało przeniesione ze Sceny Kameralnej do Starego, bo tam była znacznie większa widownia. Oba spektakle zostały zdjęte tego samego dnia przez władze po wypowiedzi Mrożka w "Le Monde", że oddaje paszport po wejściu wojsk do Czechosłowacji w 1968 r.

Dlaczego powrócił pan do tego dramatu?

- W ostatnich latach czytałem i słyszałem głosy, że Mrożka się nie da robić, że jest passe, że nie pasuje do modelu kulturowego, który w tej chwili się kształtuje w Polsce i na świecie. Tak wypowiadała się i krytyka, i młodzież reżyserska - że Mrożka nie powinno się grać; nie da się tego mówić, bo jest napisane pełnymi zdaniami. A ja byłem przekonany, że "Tango" się nie zestarzało i że Mrożek się nie zestarzał. Gdy w Teatrze Narodowym wystawiłem "Miłość na Krymie", krytyka i publiczność potwierdziły, że Mrożek jest współczesnym autorem. Równie trudno jest dostać bilety na "Miłość na Krymie", graną w sali na kilkaset osób, jak na "Tango" na małej scenie.

Z "Tangiem" wiąże się jeszcze jedna sprawa. W latach 70. Mrożek powrócił na polskie sceny - w 1973 r. zrobiłem "Rzeźnię" w Warszawie, w tym samym roku Erwin Axer wprowadził na scenę "Emigrantów" - i rozpoczęła się wokół niego dyskusja. Wtedy właśnie krytyka zaatakowała teatr - może przesadzam, używając wojskowych terminów, ale padały sformułowania, że ludzie teatru nie dostrzegli tego serio, które jest w "Tangu", i grali je jako komedię. Krytyka przywłaszczyła sobie odkrycie dramatycznego Mrożka.

Tymczasem, gdy rok po premierze w 1966 r. pojechaliśmy ze Starym Teatrem do Bonn z "Woyzeckiem" i "Tangiem", tamtejsza krytyka od razu dostrzegła w "Tangu" spektakl serio, nie-uciekający w kierunku groteski, komediowości, błahości, zabawy. Pisano, że bohater prawdopodobnie wyraża niepokóje i gniewy młodzieży polskiej.

Po premierze niektórzy recenzenci zarzucali panu, że zrezygnował pan z komediowości, innym z kolei się ten zabieg podobał.

- Czy ten tekst wymaga renowacji? Struktura tej sztuki jest na tyle mocna, że gruntownej reinterpretacji nie potrzebuje. Natomiast potrzebuje kosmetyki. Nie zrezygnowałem całkowicie z komediowości. Mrożkowi z pisania jednoaktówek pozostały ciągoty do wyzyskiwania sytuacji komediowej, do absurdów, którymi operował bez końca. To sprawiało, że widz nie oswojony z tą dramaturgią często się gubił, przyjmował całość jako zabawę. A sam Mrożek pisał w latach 70. o "Tangu", że komediowość to ornamentyka, a jeżeli spojrzy się głębiej, to pod tą ornamentyką jest serio.

Na czym polegała kosmetyka, o której pan mówi?

- Na tym, żeby z czterech kalamburów zostawić dwa, skrócić niektóre sceny. W rezultacie mogliśmy zagrać "Tango" w dwóch częściach, zamiast w trzech. Pierwsza część to walka Artura z chaosem, który zastaje w grupie społecznej, do której należy, czyli rodzinie. Walczy także z pewnym modelem, reprezentowanym przez rodziców - artystów, którzy budują sobie teatr, wychodząc od własnych upodobań estetycznych. Teatr w salonie. Nie ma podziału na scenę i widownię, jest krąg starych krzeseł, kanap. Druga część to zmiana, powrót do starych porządków. Porządkowanie polega na tym, że zrobimy krok wstecz, a nie do przodu. Teatr jest tutaj zamknięty, z podziałem na scenę i widownię. GdyArtur wraca, jest zdegustowany, wręcz zrozpaczony tym pomysłem - napił się, przemyślał i zobaczył, że te dwa kroki wstecz to bzdura. Niszczy te dekoracje, ten teatr.

Zmienił pan dość mocno scenę teatru Stomila.

- To kolejna rzecz, którą postanowiłem zrewidować, nie naruszając struktury tekstu. U Mrożka są parawan, pa-ynki, dwie czy trzy kwestie Adama i Ewy, strzał z pistoletu, ciemność. To nie jest żaden eksperyment, żaden wysiłek intelektualny - raczej pomysł ośmieszający Stomila. Rysuje się z tego obraz artysty emeryta, staruszka, który nie za bardzo panuje nad tym, co robi i co mówi. A przecież to on jest głównym przeciwnikiem Artura, opozycja u Mrożka to opozycja ojca i syna. To ojciec jest odpowiedzialny za ten dom, któryjest ostoją starego, w tym domu mamusia puszcza się z kimś innym, co dla syna jest katastrofą. Główny przeciwnik Artura - jeżeli chce się coś serio powiedzieć - musi do niego dorastać. Inaczej więc wymyśliłem teatr Stomila - jako działanie z pogranicza teatru i plastyki, na ten sam co u Mrożka temat, początków człowieka w raju. Użyłem tutaj fragmentów "Raju utraconego" Miltona. Stomil staje się przez to bardziej wiarygodny, a co za tym idzie - dyskusja staje się bardziej wiarygodna. A w związku z tym i linia walki, którą prowadzi Artur, młody idealista, stopniowo stający się - według mnie - ideologiem, z ideologa fanatykiem i jako fanatyk dochodzi do czynów, które przenoszą go w sferę działań totalitarnych, nieakceptowanych przez naszą cywilizację ani wtedy, ani teraz.

Mrożek pozostał nienaruszony, jego intencja nie została zmieniona Chciał wystąpić przeciwko radykalizmowi, chciał go skompromitować. "Tango" to pierwsza sztuka, jaką pisał na emigracji; rok 1968 to nie tylko wkroczenie wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji, ale fala ruchów młodzieżowych, która zmieniła świat, zmieniła model kulturowy. Mrożek pisał sztukę dużo wcześniej, a spokojnie można powiedzieć, że nie Artur, ale jego rodzice są przedstawicielami 68 roku. Mrożek wyczuł, co wisiało w powietrzu.

To również sztuka o granicach wolności - gdy wolność przybiera takie rozmiary, że prowokuje odpór, staje się uciskiem. Artur czuje się ofiarą tej wolności, ale inni również, nawet w jakimś sensie Stomil, choć należy do jej prawodawców.

Najtrudniejszą rolę w budowaniu znaczeń biorą na siebie aktorzy. Wyczyszczona z kalamburów materia słowna, przyspieszona akcja, skrócone dialogi sprawiły, że postacie nabrały krwi, stały się współczesne i ludzkie. Moim celem było nie usunięcie komediowości, bo tego się po prostu nie da zrobić, ale utrzymanie równowagi między komediowością a serio. Zdarzają się dni, kiedy ktoś na początku zafałszuje i to się udziela innym aktorom i widowni. Spektakl przechyla się wtedy za bardzo albo w jedną, albo w drugą stronę.

"Tango" gramy już od roku; o ile na pierwsze przedstawienia przychodziła mieszana publiczność z przewagą ludzi po czterdziestce, to w tej chwili publiczność jest w dalszym ciągu mieszana, ale z przewagą młodzieży. Bardzo się z tego cieszę i teraz żałuję, że na widowni jest tak mało miejsc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji