Artykuły

Życie mówi nie kradnij

- To nie jest opowieść o patologicznych relacjach, ale dramatycznych okolicznościach, które wpędzają ludzi w tragiczną sytuację - reżyserka MONIKA DOBROWLAŃSKA o premierze "Złodziei" w poznańskim Teatrze Polskim.

Polska prapremiera "Złodziei" Dei Loher w reżyserii Moniki Dobrowlańskiej - o przekradaniu się przez życie, wypieraniu rzeczywistości i ludziach, którzy stali się bezużyteczni - w sobotę w Teatrze Polskim.

Dea Loher może uchodzić za pierwszą polityczną autorkę naszych czasów. "Dzisiaj, kiedy hedonizm został już okiełznany, a popkultura uważana jest za anachronizm, przyszedł najwyższy czas na kogoś takiego jak ona" - pisali krytycy o tej niemieckiej dramatopisarce. W Teatrze Polskim "Złodziei" Dei Loher wyreżyseruje Monika Dobrowlańska. To kilka splecionych historii. M.in. rozbitej rodziny Tomasonów (Linda, Finn, Erwin), małżeństwa policjanta i kierowniczki supermarketu (Monika), nastolatki poszukującej ojca - dawcy spermy (Mira), Józefa Miłosierdzie, który tego ojca będzie próbował znaleźć. W dramacie Loher jest też Ira, czekająca w pokoju hotelowym na męża, który wyszedł i zniknął bez śladu. I to ona wypowiada motto spektaklu: "Myśli pan, że dużo jest ludzi, którzy tak jak ja, żyją jakby nie żyli. Którzy przekradają się przez swoje własne życie, ostrożnie i nieśmiało, jak gdyby nic z niego nie należało do nich, jak gdyby nie mieli prawa w nim przebywać. Jak gdyby byli złodziejami".

Prapremiera w sobotę o godz. 19 na Dużej Scenie Teatru Polskiego. Kolejne spektakle w niedzielę, wtorek, środę i czwartek.

***

Rozmowa z Moniką Dobrowlańską*:

Michał Gradowski: "Lubię chłód, lubię jak pod jego wpływem pręży się skora" mówi Ira, która czekała 43 lata, żeby zgłosić zaginięcie męża. Lubi pani chłód?

Monika Dobrowlańska: Nie bardzo.

A który z bohaterów "Złodziei" najbardziej panią zmroził i przeraził?

- To nie są postaci przerażające, raczej przerażone. Swoją bezradnością, problemami, którym nie potrafią sprostać. Najważniejszy z nich to wyparcie rzeczywistości i strach przed konfrontacją, strach przed podjęciem ryzyka. "Chcę swoją energię przeznaczyć na to, żeby życie przyszło do mnie, a nie odwrotnie" - mówi w dramacie Linda.

Ale to nie są ludzie źli. Np. Mira, choć ma problemy ze swoją tożsamością, nie jest zła. Józef jest może ekscentryczny, ale przecież wyrusza na poszukiwanie prawdy.

Ale jeśli zestawimy te dwie ostatnie postaci, które tworzą w dramacie parę - starszy pan z zakładu pogrzebowego i nastolatka w ciąży - to znowu robi się zimno.

- W spektaklu trochę odchodzimy od tej stereotypowej konwencji: młodej, nieodpowiedzialnej dziewczyny i podstarzałego, niespełnionego mężczyzny. Bo u Loher to są jednak postaci "czyste", które do siebie pasują.

Dlaczego większość relacji między bohaterami "Złodziei" jest toksyczna?

- Tak bym tego nie nazwała. To nie jest opowieść o patologicznych relacjach, ale dramatycznych okolicznościach, które wpędzają ludzi w tragiczną sytuację. Dla Moniki to jest obietnica awansu. Być może po raz pierwszy w życiu została wyróżniona, jest skrajnie oddana swojej firmie, która jej za to poddaństwo w brutalny sposób podziękuje. Dla państwa Schmittów taką okolicznością jest spotkanie z Józefem. W ich ułożonym świecie nagle pojawia się człowiek z informacją o potomstwie, które "powstało" z nasienia, które pan Schmitt oddał do banku spermy. Ta przejaskrawiona i zupełnie nieprawdopodobna sytuacja demaskuje pewną postawę, którą Schmittowie reprezentują: zbudowanie sobie idealnego świata bez zwracania uwagi na realia, bez przyznawania się do tego, jakim się jest. Przy wyparciu faktów z własnego życia i działaniu przeciw nim.

Monika, podobnie jak czterech innych bohaterów "Złodziei", nazywa się Tomason. Dlaczego?

-Idea "Tomasonów" - bezużytecznych przedmiotów w miejscu publicznym - to pomysł japońskiego artysty Genpei Akasegawy. Np. w architekturze mogą to być schody prowadzące donikąd. Dea Loher przeniosła tę ideę z rzeczy na ludzi. Wzorowy pracownik, który nagle zostaje zwolniony czy żona, która po 43 latach od zniknięcia męża nie jest już żoną, są właśnie takimi Tomasonami.

*Monika Dobrowlańska - reżyserka urodzona w Poznaniu. W swojej pracy łączy tradycje teatru polskiego, niemieckiego i rosyjskiego. Z Teatrem Polskim współpracuje od 2006 roku. Zrealizowała tu "Dogrywkę, sztukę "Mamma Medea" oraz "Mykwę". Obecnie mieszka w Berlinie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji