Artykuły

Sadzone z kartofelkami

"Shirley Valentine" w reż. Grzegorza Matysika w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.

No i wiesz już, dlaczego niektórzy mężczyźni piją? - zapytał mnie kolega z wojska, ciężkim krokiem opuszczając Scenę w Bramie, gdzie Agnieszka Schimscheiner wystąpiła w monodramie "Shirley Valentine", wyreżyserowanym przez Grzegorza Matysika.

Pot spływał mu z czoła jak na ostatnim poligonie, kiedy to siedzieliśmy w krzakach, kryjąc się przed sierżantem, który miał już dla nas gotową receptę na spędzenie czasu w ramach zajęć kulturalno-oświatowych. Nie, nie chcieliśmy iść do teatru, woleliśmy wygrzewać się w promieniach słońca i otwierając browca dyskutować o kobietach. - A pamiętasz, jakie twoja Kaśka robi sadzone z kartofelkami? - zagaił właśnie kolega, kiedy to niepostrzeżenie zza krzaków wyskoczył nasz sierżant. - A, pamiętam, też u niej jadłem - wypalił bez znieczulenia, wręczając nam bilety, na których wydrukowano obco brzmiące imię i nazwisko. - Tam wam też podadzą sadzone z kartofelkami, acz trochę za długo smażone - dodał, nie bez wrodzonej złośliwości.

Chłop wiedział, co mówi, acz nie miał do końca racji. Najpierw artystka smażyła na masełku zgrabnie pokrojoną cebulkę, a jej zapach rozchodził się po całej widowni, uruchamiając pracę soków trawiennych u tych, którzy nie zdążyli zjeść tego wieczoru kolacji. Lecz to jeszcze nic w porównaniu z dwugodzinną opowieścią o ciężkim życiu gospodyni domowej, która pewnego pięknego dnia postanawia opuścić męża, czytaj - tyrana, i wyjeżdża na grecką wyspę, gdzie odkrywa zalety wodnego seksu z przystojnym potomkiem Sofoklesa. Aktorka patrzyła na nas wymownie, nie zważając na nic zrzucała ciuszki, przebierając się przy widzach bez skrępowania i o mały włos nie pokazując nam rozstępów, które - jak się okazuje - niezwykle podniecają Greków.

Kolega z wojska przysypiał. Ale to u niego normalne. Jak mu Kaśka każe oglądać telenowele, też wytrzymuje tylko parę minut. I na dodatek budzi się w nieodpowiednim momencie, pytając, kto kogo zabił. W Słowackim zrobił to samo.

- Jeszcze nikt nikogo nie zabił, ale reżyser tego przedstawienia jest na pewno do odstrzału - wyszeptał mu do ucha leciwy teatralny bywalec, który siedział z tyłu razem z naszym sierżantem. Bo nasz sierżant też przyszedł. Zresztą już po raz piąty. On nie chce przyznać się do tego, ale uwielbia historie, jakie dostarcza mu "Klan" czy "M jak miłość". Nic więc dziwnego, że się zdenerwował na leciwego bywalca i na pochrapującego kolegę z wojska. Oj, długo nie dostanie on przepustki i długo nie zje sadzonych z kartofelkami Kaśki. - No i wiesz już, dlaczego niektórzy mężczyźni piją? - kolega powtórzył pytanie, przekraczając bramę koszar.

Młodszy Szeregowy Magda Huzarska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji