Artykuły

Artur Pałyga: Teatrzyk mój widzę malutki

Zderzenie

JAN

JANINA

FACET W GARNITURZE

JAN: Dziwna rzecz mi się zdarzyła.

JANINA: Weź sobie kolację.

JAN: W trasie, wiesz, zatrzymałem się na stacji benzynowej.

JANINA: Jajka masz.

JAN: Wchodzę do środka, do toalety. Tam - dwa pisuary. Przy jednym ja, przy drugim facet w garniturze.

JANINA: Jajecznicę sobie zrób!

JAN: Rozpinam rozporek, siku robię, a ten facet wzdycha.

FACET W GARNITURZE: Ach!

JANINA: Ciekawe.

JAN: Albo nie wiem, rzęzi.

FACET W GARNITURZE: Grrhgh.

JANINA: Siku nie mógł zrobić może.

JAN: I odwraca się i patrzy się na mnie.

JANINA: Pedał może.

JAN: Dokładnie, myślę sobie. Aha, aha. Dobra. Wysikałem się szybko, zapinam rozporek, myję ręce normalnie. A ten staje koło mnie i też ręce myje. I sapie.

FACET W GARNITURZE: Hhh...

JAN: Pomóc panu w czymś?

FACET W GARNITURZE: Hhh... Wie pan, miałem telefon. Dziesięć minut temu.

JAN: Aha, coś się stało?

FACET W GARNITURZE: W sprawie obydwu moich synów.

JAN: Ja mam jednego tylko.

FACET W GARNITURZE: Wracali z Włoch. Lawetą. Bo oni zwożą samochody.

JAN: Zezłomowane.

FACET W GARNITURZE: Tak, zezłomowane.

JAN: To dobry interes? Pytam go, chociaż umyłem już ręce i wiesz, chcę już iść, ale jakoś tak nie wypada przerwać.

FACET W GARNITURZE: Właśnie miałem telefon, że mieli wypadek. Zderzyli się z TIRem.

JAN: I co?

FACET W GARNITURZE: Nie żyją. Obydwaj.

JAN: I tak jakiś czas stoimy nad tym kranem w ciszy. Tylko leci woda, bo on jeszcze nie umył tych rąk. Czuję się zobowiązany. Czuję się wplątany. Czuję się zobowiązany spytać o coś, ale nie mam głowy, więc pytam głupio: Na pewno nie żyją?

FACET W GARNITURZE: Policjant mi powiedział, że na pewno.

JAN: Może żyją, tylko są, nie wiem, ciężko ranni.

FACET W GARNITURZE: Nie, nie. Powiedział, że nie.

JAN: Dobrze się pan czuje? Pomóc panu w czymś?

FACET W GARNITURZE: Muszę zadzwonić do żony, żeby jej powiedzieć.

JAN: I leci ta woda i leci. I mówię: No tak.

FACET W GARNITURZE: Dziękuję. Przepraszam.

JAN: Nie ma za co - mówię.

JANINA: No jedz! Póki gorące.

JAN: Wychodzę. Idę do auta. Odpalam. Odjeżdżam powoli. Jadę. Po jakichś piętnastu minutach myślę, że źle zrobiłem, że może powinienem był zapytać, czy daleko mieszka, czy może z nim pojechać. Chyba źle zrobiłem, chyba się źle zachowałem, ale nie wiem. Jeszcze myślałem, żeby wrócić. Ale nie wróciłem.

JANINA: A propos, jutro ty odwozisz dziecko do szkoły.

JAN: Tak. Ja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji