Artykuły

Wrocław. Premiera baletu Prokofiewa

W "Romeo i Julii" Sergiusza Prokofiewa - najnowszej premierze Opery Wrocławskiej - nie będzie ani ckliwej, miłosnej opowieści, ani słynnego balkonu, ani nawet strojów z epoki.

Historia kochanków z Werony jest jednym z najczęściej wykorzystywanych w sztuce motywów literackich. Ale w "Romeo i Julii" Sergiusza Prokofiewa - najnowszej premierze Opery Wrocławskiej - nie będzie ani ckliwej, miłosnej opowieści, ani słynnego balkonu, ani nawet strojów z epoki. Mimo to Romeo wystąpi w rajtuzach. Podobnie zresztą jak Julia i reszta bohaterów, bo operowa premiera to balet. Choć nie do końca.

- Mój spektakl ma wiele wspólnego z teatrem tańca, ale czerpie też z teatru dramatycznego - mówi choreograf Jerzy Makarowski, przez wiele lat dyrektor baletowy w operach m.in. w Dortmundzie i Hadze. Wybiórczo potraktowano również libretto, więcej czerpiąc z Szekspira niż z Prokofiewa - radziecki kompozytor lepiej sprawdził się w muzyce. Jego balet, niedoceniony w latach 30. XX wieku, dziś - wychwalany za minimalizm - uchodzi za arcydzieło gatunku. Tę prostotę chcą na scenie pokazać twórcy wrocławskiego spektaklu, skupiając się na tragicznym (a nie, jak w większości przypadków, miłosnym) aspekcie dramatu Szekspira.

Scenografię przedstawienia stworzył Ryszard Kaja - syn jednego z twórców polskiej szkoły plakatu Zbigniewa Kai. Dekoracje do "Romea i Julii" oparł na własnych doświadczeniach - do Wrocławia przygnała go miłość, choć, jak podkreśla, nie tak tragiczna jak kochanków z Werony. Jest też inny rodzaj sentymentu - do ojca, bo to właśnie Zbigniew Kaja tworzył scenografię do "Romea i Julii", który miał w Operze Wrocławskiej premierę w 1962 roku. - Mimo że nie mogę tego pamiętać, bo w tym roku się urodziłem, jest to dla mnie wzruszające przeżycie - mówi.

Dzisiaj, prawie pół wieku po tamtej realizacji, Kaja stawia na minimalizm. - Jednym z kodów estetycznych przedstawienia są światła. W pierwszej części spektaklu, kiedy głównym tematem jest walka rodzin, ścierają się ze sobą kolory: czerwony i zielony. Gdy dochodzi do tragicznych wydarzeń, barwy zanikają - opowiada. Scenografia, oparta na grafikach Prokofiewa, w niczym nie będzie przypominać urokliwego włoskiego miasteczka z szekspirowskiego świata. - Akcja dzieje się na zwykłej ulicy. Nawet słynny balkon będzie miał symboliczny wymiar i będzie zmieniać się m.in. w stół, łoże i ołtarz - tłumaczy.

Spektaklowi, wbrew operowej tradycji, nie będzie towarzyszyła muzyka na żywo. Z głośników popłyną utwory Bostońskiej Orkiestry Symfonicznej. Założona w 1881 roku z inicjatywy Henry'ego Lee Higginsona jest przez krytyków zaliczana - obok muzyków z Chicago, Filadelfii, Nowego Jorku i Cleveland - do tzw. Big Five, obejmującej najbardziej prestiżowe symfoniczne składy w USA.

Spektakl został przygotowany wspólnie z Teatrem Wielkim w Łodzi (tam premiera odbyła się w styczniu tego roku) i jest czwartą koprodukcją w historii wrocławskiej placówki. Dotychczas opera współpracowała z Bolonią, Gdańskiem, a niedawno - przy premierze "Legend o Maryi" - z Teatrem Narodowym w Pradze. To równocześnie ostatnia premiera Opery Wrocławskiej w tym roku. Kolejną - "Joannę d'Arc" Giuseppe Verdiego - zaplanowano na koniec stycznia. Premierowe spektakle odbędą się w sobotę i niedzielę o godz. 19. "Romea i Julię" można będzie obejrzeć jeszcze 26 grudnia.

Na zdjęciu: Ryszard Kaja, Jerzy Makarowski, Ewa Michnik

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji