Artykuły

Karuzela kolorów

"Złodzieje" w reż. Moniki Dobrowlańskiej w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Antonina Chomicz na portalu Książę i Żebrak.pl.

Karuzela kolorów - tak brzmiała pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy zaraz po odsłonięciu kurtyny. Od klasycznej karuzeli w wesołym miasteczku odróżniały ją dwie cechy. Zamiast kucyków - wirujące boksy z pojawiającymi się, to znów znikającymi aktorami (niczym dzieci wskakujące na koniki). Niezwykła i symboliczna była także siła napędowa machiny: zatrzymywała się, gdy brzuchaty bohater wciskał odpowiedni przycisk, a radośni rodzice z uśmiechem przyklaskiwali w dłonie, zaś obracała się wtedy, gdy zza kulis wyłaniały się dwie postacie wilków, które popychały ją w wir. To one, pozornie niezauważone, decydowały, kiedy akcja "Złodziei" ruszy dalej, a kiedy zatrzyma się, zmuszając postacie i publiczność do dłuższej refleksji w konkretnym momencie zagubienia i strachu.

"Złodzieje", sztuka niemieckiej dramatopisarki Dei Loher dopiero co pojawiła się na deskach Teatru Polskiego w Poznaniu. Oglądałam ją dzień po prapremierze,- było to więc drugie oficjalne wystawienie przedstawienia. Aktorzy nie zdążyli się jeszcze nim znudzić, wejść w schematyczną grę, wyrobione przyzwyczajenia, ruchy sceniczne czy interpretację. Od spektaklu aż "uderzało" świeżością i energią. Wpływ na to mógł mieć również młody wiek większości aktorów, niezwykle barwna inscenizacja oraz różnorodność przeplatających się historii. Aktorzy wcielają się w dwie role, tym sposobem sześciu aktorów gra jedenaście postaci.

Podczas przedstawienia "poznajemy" wielu ludzi, m.in. młodą i piękną Lindę poszukującą miłości i odwiedzającą swojego niedołężnego ojca w domu opieki. A także jedno przeciętne małżeństwo, nieustannie pragnące zmiany, mimo to tkwiące wciąż w tym samym punkcie. Drugie natomiast unika sensacji, a ich jedyne marzenie to zaszycie się w bezpiecznym schemacie. Oprócz nich na scenie pojawiają się kluczowe postacie kobiece: dziewczyna poszukująca ojca i kobieta marząca o mężczyźnie, który próbował ją zabić. Naiwność kobieca to temat stale przewijający się w sztuce. Obserwujemy, jak przez ślepą wiarę w mężczyzn same niszczą siebie, nie potrafią odnaleźć własnej wartości bez docenienia ich przez mężczyzn.

Monika Dobrowlańska, reżyserka "Złodziei", świetnie oddała to dośyć częste zjawisko. Dzięki spojrzeniu na nie z wielu punktów widzenia, nawet poprzez sytuacje komiczne, uświadamia nam, do czego zdolne są kobiety pragnące samospełnienia. Płeć piękna, której wydaje się, że walczy o siebie, tak naprawdę bezmyślnie poddaje się płci brzydkiej - mężczyznom.

Spektakl jest czymś nowym - jest świeższy, zaskakuje rozwiązaniami scenograficznymi, brutalnie odkrywa ludzkie słabości i skrywane zagubienie. Przy akompaniamencie beztroskiego "Da da da" Formacji Nieżywych Schabuff, czy "Stand by Me" Bena E. Kinga wystawia publikę na próbę: czy przyjmiecie ten tragizm, czy odrzucicie go śmiechem z powrotem na scenę? Konfrontacja jest trudna, niekiedy przytłaczająca, lecz pozostawia widzowi wyjście: nie zmusza do refleksji, mówi: "Chcesz? To się zastanów". Nowatorstwo, klimat, gra aktorska, emocje, "drugie dno" - to wszystko sprawia, że samemu chętnie wsiadłoby się na tę karuzelę. Nie można jednak zapomnieć o tym, że gdy raz na nią wejdziemy, otoczeni wilkami nie wydostaniemy się z niej równie łatwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji