Artykuły

TAK będzie wyrokiem śmierci

Jestem zbulwersowana pomysłem zastąpienia Biura Toruń 2016 nowym, enigmatycznym tworem o nazwie Toruńska Agenda Kulturalna. To jawne oszustwo i wyzysk podatników - pisze studentka i początkująca animatorka kultury z Torunia*.

Bardzo możliwe, że powołanie tej instytucji skłoni mnie do ostatecznego opuszczenia miasta. Jest to bowiem wyrok śmierci na toruńską kulturę i działania społeczne. (...) Okaże się kneblem dla opinii publicznej, jakoby miasto nie robiło nic w kwestii rozwoju kultury. Bo przecież robi! Wydaje prawie 2 mln zł na nową instytucję, zachowanie etatów dla ludzi, którzy z nowoczesnym zarządzaniem kulturą czy animacją nie mają nic wspólnego, ba, prawdopodobnie mało kto z nich ma kompetencje do tego, nie mówiąc już o samej chęci animowania otoczenia za pomocą działań kulturalnych. Jedyną przesłanką wydaje się ciepły etat. No ale przejdźmy do konkretów:

- Przede wszystkim Biuro nie zostało rozliczone z fatalnej aplikacji o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Dotychczasowe spotkanie podsumowujące miało raczej charakter doraźnego wylania żalów, a przydałoby się spotkanie, podczas którego zainteresowane osoby i podmioty merytorycznie mogłyby zaprezentować miałkość aplikacji, jej przekłamania w niektórych punktach i błędy merytoryczne.

- Chciałabym poznać kompetencje (zarówno teoretyczne podstawy, jak i praktyczne dokonania) osób z Biura Toruń 2016 do pracy w instytucji kultury. Do dziś sposób zarządzania tą instytucją nie jest transparentny. Znam dokonania wielu z osób tam pracujących i wiem, że mamy w Toruniu animatorów z prawdziwego zdarzenia, łączących teorię i praktykę, mogących udokumentować swoje działania, jak i pochwalić się niezwykłymi dokonaniami. A tak, mamy dyrektora powołanego przez prezydenta bez jasnych kryteriów i oficjalnego konkursu, instytucję zawłaszczoną przez pracowników Teatru Baj Pomorski (...).

- Chciałabym dowiedzieć się i poznać raport merytoryczny z działalności Biura - od nieszczęsnego października 2010 r. [ogłoszono wtedy wyniki pierwszego etapu konkursu o tytuł ESK 2016, Toruń nie wszedł do finałowej piątki kandydatów - dop. red.] do dnia dzisiejszego. To czteromiesięczny okres i aż żal zauważyć, że w tym czasie zorganizowano wydarzenia, które da się policzyć na palcach jednej ręki. Przez zespół złożony z 14 osób! Dodatkowo jest czteroosobowy dział PR, który nawet nie potrafi aktualizować witryny sztandarowej miejskiej instytucji kultury! Przecież większość nowości to wydarzenia nawet z grudnia! [stan z 14 stycznia].

- Chciałbym poznać kompetencje zespołu w pozyskiwaniu środków zewnętrznych. I nie mówię tu o środkach miejskich czy z Urzędu Marszałkowskiego, bo dla mnie to żadne środki zewnętrzne. Jeśli taka instytucja uważa za swój najwyższy cel konkurowanie z placówkami kulturalnymi i świetlicami z regionu, to chyba naszym animatorom nie brakuje doświadczenia w tej materii. Uważam więc za dyshonor stwierdzenie, że grupa ludzi skupionych wokół instytucji, która przez ponad trzy lata działalności nie pozyskała ani złotówki z Unii Europejskiej, programów ministerialnych czy innych źródeł, ma pomagać w zdobywaniu pieniędzy! To jest wielkie nadużycie ze strony urzędników miejskich, jak i pracowników samej instytucji.

- Chciałabym mieć wgląd w rozliczenie roczne instytucji oraz raport merytoryczny, tak jak np. w przypadku organizacji pozarządowych. Chciałbym wiedzieć, ile zarabia pan Krystian Kubjaczyk [p.o. dyrektora Toruń 2016 - dop. red.], ile pozostali pracownicy Biura oraz jakie są dokładne przychody i wydatki Biura. Jako toruński podatnik mam do tego pełne prawo.

Uważam natomiast, że ruch wokół kultury w naszym mieście jest potrzebny, lecz musi być on poparty konsultacjami i badaniami. Przede wszystkim jednak miasto powinno liczyć się z opiniami samych mieszkańców oraz środowiska. Najpierw zrobić analizę, a później dobrać odpowiednie działania. Niestety u nas jest tak, że coś powstaje z urzędniczego widzimisię, później jest zastanowienie i refleksja i tworzenie programu. (...)

Jedyne, co może nas uratować, to jakaś forma zbiorowego protestu, do której mam nadzieję dojdzie, lub ewentualnego bojkotu TAK-u. Będzie to zapewne znacznie skuteczniejsze niż jałowe debaty z panem Kubjaczykiem, Zbigniewem Derkowskim [szefem magistrackiego wydziału kultury - dop. red.] czy prezydentem Michałem Zaleskim, którzy powtarzają to, co wszyscy chcą usłyszeć, a następnie robią swoje (...). Jeśli chcą, niech tworzą swój kulturalny kołchoz, bo Agenda kojarzy mi się tylko z rolnictwem.

Kwestia jest o tyle dotkliwsza, że miasto ma ambitny plan w niedalekim czasie zasypania nas kolejnymi "instytucjami kulturalnymi". A to inkubator, a to centrum wymiany, a to sala widowiskowa. I znowu okaże się, że animatorzy kultury i artyści będą musieli płacić ogromne kwoty, żeby pokazać swój film, zagrać koncert czy zorganizować wystawę, jak choćby dzieje się to aktualnie w Centrum Sztuki Współczesnej. Bo kultura w Toruniu zarządzana jest od godz. 7 do 15 w biurach dyrektorów i urzędników. I tak zawłaszczone zostaną kolejne płaszczyzny działania na polu kultury przez instytucje mające za sobą wsparcie infrastruktury w postaci budynków, wyposażenia czy etatów. Niedługo pewnie okaże się, że animatorzy kultury czy organizacje pozarządowe nie będą potrzebne temu miastu, bo urzędnicy zajmą się wszystkim, a dotacje konkursowe zwyczajnie zasilą budżety kolejnych instytucji.

Namawiam więc do zabrania głosu. Stanowczego, nie takiego jak dotychczas. Mam nadzieję, że może powołana Inicjatywa Kulturalna będzie w stanie zająć się animacją takiego ruchu w Toruniu. Że uda się jej zjednoczyć ludzi naprawdę budujących kulturę w tym mieście przeciwko gospodarce nakazowo-rozdzielczej pana Zaleskiego.

Znacznie bardziej efektywnym wydaje się bowiem przeznaczenie przywołanych na początku niemal 2 mln zł na otwarty konkurs, mający przyczynić się do stworzenia strategii kulturalnej przez niezależny od miasta podmiot w szerokim porozumieniu wszystkich zainteresowanych (beneficjentów, otoczenia administracyjnego - Urząd Miasta jako jeden z interesariuszy! - biznesowego i wreszcie samych twórców i animatorów, bez wyłączania tych spoza oficjalnego obiegu). 2 mln zł to znakomita kwota na rozpoczęcie budowy nowego wizerunku kulturalnego miasta. Na wsparcie pomysłów tych, którzy już na tym polu działają. Wspomnę jedynie projekty Fundacji Fabryka UTU (innowacyjne w skali kraju) czy niesamowicie potrzebne analizy i działania animacyjne Stowarzyszenia Bydgoskie Przedmieście. Dodatkowo zapytam, po co tworzyć nową instytucję zajmującą się wymianą młodzieży, skoro można wspomóc już działające w tej materii podmioty jak SIN Motyka. W Toruniu kiełkują też nowe inicjatywy i pomysły, które albo są przejmowane przez tych, co pieniądze mają (lub zaplecze infrastrukturalne), bo inaczej nie da się ich zrealizować, albo pozostają na płaszczyźnie planów, często z powodzeniem realizowanych w innych częściach Polski. I nie ma tu mowy o partnerstwie. Każdy chce mieć w naszym mieście wszystko na wyłączność i albo zrzekasz się praw autorskich, albo i tak ukradniemy ci pomysł! Wydaje się, że intencje są jasne. Zawłaszczyć dotychczasowe pomysły i realizować je przy wsparciu instytucjonalnym miasta. Tak wygląda kultura i polityka miasta w tej materii na początku drugiej dekady XXI wieku.

* imię i nazwisko do wiadomości redakcji

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji