Artykuły

Święta i ściszenia w Kaliszu

Mówią, że fasada budynku tu od strony ulicy będzie odnowiona na XXX Kaliskie Spotkania. Cały zaś przód z kolumnami już jaśnieje nowymi tynkami. A te Spotkania, dumę ich miasta, udało się jednak ocalić. Tyle teatralnych festiwali przestało teraz istnieć, nawet ten najstarszy w Toruniu... A ich pozostanie, znaleziono sponsorów. W maju nad Prosnę zjadą znowu teatry z całego kraju. Będzie nawet nieplanowana poprzednio "Antygona" w reżyserii Andrzeja Wajdy z Teatru Starego w Krakowie. Każdy czeka niecierpliwie w Kaliszu na to teatralne święto.

Dzisiaj dla teatru też jest takie święto. Bo przecież to premiera. W sezonie było ich niewiele. Na początku humoreski Czechowa, potem bajka Sikiryckiego, która "zarabia" na teatr.

A teraz - "Panna Rosita"... Przyszedł znowu, tak jak tu latami bywało, "cały Kalisz". Jest to tutaj wydarzenie także towarzyskie, więc dominują kreacje wieczorowe, eleganckie.

Na scenie sztuka Lorki. Prapremiera "Panny Rosity" odbyła się 31 grudnia 1935 w Madrycie. 19 sierpnia 1936 Federico Garcia Lorca został rozstrzelany przez faszystów w wąwozie pod Grenadą.

Sztuka jednak nie zapowiada dramatu narodu. Opowiada o czekającej daremnie latami na niewiernego narzeczonego grenadzkiej kobiecie.

Spektakl zaczyna Poeta. Przechodzi w napięciu przez scenę, staje na jej przodzie tuż około widowni, mówi o miłości. W głębi - zielone, ogromne liście kwiatów. Ażurowe, delikatne prześwity dekoracji. Pośrodku sceny dwie kobiety wymieniają uwagi o toczących się niespieszno sprawach życia. I potem wbiega trzecia. Rozedrgana niepokojem. Tańczy, jej taniec pełen jest niepokoju oczekiwania.

Te trzy kobiety i poeta, świadek ich losu pozostaną przez cały czas. One będą się zmieniały, czas będzie ich wrogiem. Tylko poeta nieodmiennie będzie przekazywał słowa o miłości.

A przez scenę przewinie się ludzki pochód. I narzeczony, który zniknie, i właściciel domu - palmiarni kochający róże, i jego pełen wymyślonej rewerencji przyjaciel, i ekscentryczna ekspresyjna sąsiadka z córkami - starymi pannami, i dwa podlotki, i stary nauczyciel żalący się ze smutkiem, że jest wyśmiewany, wykpiwany.

Te postacie niosą swoje sprawy, a w kobietach dopełnia się los samotności.

Jacek Pazdro, reżyser, precyzyjnie prowadzi swój spektakl. Faluje on od pozornej statyczności do ostrych scen komediowych, od poezji do przejmującego smutku świadomości pozostania samemu.

W pierwszej chwili wydaje się ten spektakl staroświecki. Kogo przecież obchodzą dzisiaj smutki pozostawionej przez narzeczonego Hiszpanki? A i akcja jest właśnie statyczna chwilami, kostiumy zbyt wymyślone, pokazowe...

Ale przecież ma to przedstawienie swój szlachetny ton. Swoje teatralne piękności, i próbuje rzeczywiście dać odpowiedź na pytanie, co ma czynić człowiek ze swoim losem.

Są i piękne osiągnięcia aktorskie. Charakterystyczna, pełna jak zawsze scenicznej swobody Pani de Escarpini Kazimiery Starzyckiej-Kubalskiej. Ściszony smutek, nostalgia za innym światem Pana Marcina Macieja Grzybowskiego. Pełna "babskości", która wie, że sobie trzeba zawsze poradzić Gospodyni Beaty Kolak. A Panna Rosita Bożeny Remelskiej to przejście od kostycznej formy do świadomości ludzkiego opuszczenia...

Ten tak pozornie niedzisiejszy spektakl kończy się sceną, gdy daremnie wyczekująca na narzeczonego Rosita idzie gdzieś przed siebie dźwigając ciężką walizę. Z góry zaczyna prószyć śnieg. Poeta, który stał cały czas z boku sceny, patrzy chwilę za odchodzącą, potem biegnie za nią, jakby chciał ją zatrzymać. Daremnie jednak wyciąga rękę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji