Postacie "Umarłej klasy"
Postacie UMARŁEJ KLASY nie są indywidualne, ani jednoznaczne. Jakby sklecone i zszywane z różnych części, z resztek dzieciństwa, przeżytych losów minionego życia (nie zawsze chlubnego), ze swoich marzeń i namiętności - co chwila się rozpadają i przekształcają, w tym ruchu i teatralnym żywiole zmierzając nieubłaganie do swej końcowej formy, stygnącej szybko i nieodwołalnie, mającej zamknąć w sobie CAŁĄ PAMIĘĆ UMARŁEJ KLASY. W pośpiechu czyni się ostatnie przygotowania do WIELKIEJ GRY Z PUSTKĄ.
A ponieważ to wszystko dzieje się w teatrze - aktorzy "Umarłej klasy" przestrzegając lojalnie reguł teatralnego rytuału podejmują jakieś role jakiejś sztuki, ale nie wydają się przywiązywać do nich zbyt dużej wagi, robią to jakby automatycznie, z powszechnie stosowanego nawyku, odnosimy nawet wrażenie, jakby ostentacyjnie nie przyznawały się do nich, jakby tylko powtarzały cudze zdania i czynności, porzucając je łatwo i bez skrupułów; role te, jakby źle nauczone, rozpadają się co chwila, tworzą się poważne luki, brak wielu fragmentów, jesteśmy zdani na domysły i przeczucia.
Być może żadna sztuka nie jest grana, a jeśli coś tam usiłuje się tworzyć, to jest to mało ważne wobec GRY, która naprawdę się toczy w tym TEATRZE ŚMIERCI.
To tworzenie pozorów, niedbała prowizorka, tandetność, pobieżność, strzępy zdań, gasnące czynności, jakieś intencje tylko, ta cała mistyfikacja, jakby się grało naprawdę jakąś sztukę, ta "daremność" - jedynie one są w stanie sprawić, że dane nam będzie doznanie i odczucie Wielkiej Pustki i najdalszej granicy, Śmierci.
W sekwencji Seansu "Umarła klasa", zatytułowanej: KONSZACHTY Z PUSTKĄ, mieści się niedwuznacznie jądro teatralne tej Wielkiej Gry.
Uwaga: Byłoby nierozsądną pedanterią bibliofila starać się znaleźć owe brakujące fragmenty dla pełnej "wiedzy" o przedmiocie fabuły sztuki.
Byłby to najprostszy sposób zniszczenia tak ważnej sfery ODCZUCIA!
Dlatego nie jest wskazane poznanie treści "Tumora Mózgowicza", sztuki St. I. {#re#}Witkiewicza{/#}. Jest ona właśnie tą sztuką, która posłużyła nam do wyżej opisanych celów.
KLASA SZKOLNA. Na ostatnim zapomnianym skrawku naszej pamięci, gdzieś w ciasnym kącie - sterczy kilka rzędów biednych drewnianych ŁAWEK szkolnych.
Wysuszone KSIĄŻKI rozsypują się w proch...
W dwu KĄTACH, jakby kredą na tablicy wyrysowanych modelach geometrycznych kryje się wspomnienie odbywanych kar... Szkolny USTĘP, gdzie poznawało się smak wolności...
UCZNIOWIE, Staruszkowie nad grobem i ci nieobecni... podnoszą palce w powszechnie wiadomym geście i tak trwają... jakby o coś prosili, o coś ostatecznego...
Wychodzą... klasa pustoszeje...
I nagle wracają wszyscy... rozpoczyna się ostatnia gra iluzji... wielkie entrée aktorów... Wszyscy dźwigają na sobie małe dzieci, podobne do trupków... jedne zwisają bezwładnie, czepiają się rozpaczliwym ruchem, przewieszone, wleczone, jakby były wyrzutem sumienia, kulą u nogi, jakby "oblazły" te przepoczwarzone osobniki... kreatury ludzkie, prezentujące bezwstydnie tajemnice swojej przeszłości... z "NAROŚLAMI" własnego DZIECIŃSTWA...
KOBIETA Z MECHANICZNĄ KOŁYSKĄ. "Kawały" szkolne, owe incydenty żałośnie i boleśnie "obnażone", "nieopierzone", "pryszczate", przez dorosłych wstydliwie przemilczane i uznane za niższe formy rozwojowe - są w rzeczywistości oryginalną, "pierwszą" materią życia. Ich bezinteresowność i życiowa "nieskuteczność" zbliża je do rejonów sztuki. Mają w sobie nostalgię marzenia i jaskrawość spraw ostatecznych. Ich życiowe, "dojrzałe" spełnienia są koszmarnym, usankcjonowanym zwyrodnieniem.
KOBIETA Z MECHANICZNĄ KOŁYSKĄ staje się obiektem okrutnego żartu całej klasy; ściganie i łapanka kończą się wsadzeniem jej na dziwaczną maszynę, która w spisie rzeczy figuruje pod nazwą MASZYNY RODZINNEJ. Funkcje jej są niedwuznaczne. Nawiasem należy nadmienić, że w tym teatrze wszelkie procesy psychiczne i biologiczne są przeważnie w skandalizujący sposób "u r z e c z o w i o n e". Służą do tego zazwyczaj różnego rodzaju "Maszyny", raczej dziecinnie prymitywne, o znikomych wartościach technicznych, lecz o rozległych kompetencjach wyobraźni.
"Maszyna Rodzinna" działa przez manipulacje ręczne, które powodują u delikwentki mechaniczne rozwieranie i zwieranie nóg.
Aby nie było wątpliwości, że mamy do czynienia z rytuałem porodu, SPRZĄTACZKA-ŚMIERĆ wnosi KOŁYSKĘ MECHANICZNĄ, która jest raczej podobna do trumienki. W zrozumiałej konsekwencji KOŁYSKA MECHANICZNA (tym razem dosłownie) kołysze dwie drewniane kule, wydające suchy bezlitosny klekot. To już żart brutalnej SPRZĄTACZKI... narodzenie i śmierć - dwa dopełniające się układy.
(Wszystkie te wydarzenia zahaczają się w sposób niejasny i enigmatyczny z wyrwanymi wypadkami w sztuce, o której roli była już mowa na wstępie.)
Nic dziwnego, że ta sama KOBIETA Z MECHANICZNĄ KOŁYSKĄ poddana w dalszym ciągu tym dziwacznym "ceremoniałom", niemal rytualnemu PLUCIU i obrzucaniu śmieciami, śpiewa KOŁYSANKĘ, która jest rozpaczliwym krzykiem...
STARUSZEK W WUCECIE przesiaduje jak dawniej w szkolnym wychodku, owym wyjątkowym miejscu, gdzie samotność graniczyła z wolnością... rozkraczony bezwstydnie i zagłębiony w niekończących się rachunkach (być może był dawniej właścicielem sklepu w małym miasteczku)... wstrząsany bólem i gniewem prowadzi bliżej nieokreślone spory ze swoim Bogiem... na tej skandalicznej Górze Synaj...
STARUSZEK Z ROWERKIEM nie rozstaje się ze swoim rowerkiem, żałosną i pogruchotaną zabawką z lat dziecinnych... odbywa na nim stałe promenady nocne, jedynie miejsce dziwnie się skurczyło do klasy szkolnej wokół ławek... i nie on sam siedzi na tym dziwacznym wehikule, lecz rozkrzyżowane martwe dziecko...
PROSTYTUTKA-LUNATYCZKA miała już w szkole swoje głośne ekscesy... udawała modelkę z witryny sklepowej, wyuzdany manekin, stojący często publicznie nago... Nie wiadomo, czy spełniły się później jej marzenia... Teraz w tym ŚNIE UMARŁEJ KLASY odbywa swoją turę bezwstydną wokół ławek z obscenicznym gestem odsłaniania piersi...
REPETENT - ROZNOŚICIEL KLEPSYDR, kulawy nieszczęśliwy uczeń, ignorowany przez wszystkich... męczony sadystycznie przez kolegów... może wysługiwano się nim, może nosił kolegom książki, tornistry...
We śnie, przywiązany powrozem do ławek, wypowiada z uporem lekcję GRAMATYKI, ...demonstruje tę nikomu już niepotrzebną lekcję przed kompletnie i bezlitośnie obojętną klasą... później wykazuje swą notoryczną usłużność, roznosząc i rozdając kolegom ich własne klepsydry...
SPRZĄTACZKA - prymitywna baba, ciągle jeszcze pełni swoje realne funkcje. Ich daremność w rozpadającej się materii UMARŁEJ KLASY ma jaskrawą, niemal cyrkową wymowę przemijania rzeczy. Te najniższe czynności z przedmiotów przenoszą się na ludzi i to niedwuznaczne mycie zwłok odsłania dalsze kompetencje SPRZĄTACZKI-ŚMIERCI. Jej finałowa przemiana w koszmarną właścicielkę burdelu łączy pojęcia najbardziej odległe w jakimś bezwzględnym, ale ludzkim pojednaniu: śmierć - wstyd - cyrk - próchno - sex - blichtr - tandeta - poniżenie - rozpad - patos - absolut...
Sprzątaczka czyta "ostatnie wiadomości": rok 1914... wybuch pierwszej wojny światowej... zamordowanie austriackiego następcy tronu w Sarajewie... Pedel śpiewa hymn austriacki: "Boże wspieraj nam cesarza..." (W tej części Polski, okupowanej przez Austrię, postać miłościwie nam panującego monarchy habsburskiego była symbolem owianym urokiem młodości naszych babek i drwiną z tej imponującej atrapy.)
PEDEL - nierozdzielna z klasą szkolną postać "najniższej rangi", w którą spłynęła cała melancholia czasu przeszłego-dokonanego, na zawsze już i do końca będzie siedział na swoim krześle, a jego podejrzane powroty do życia są jeszcze jednym płatanym figlem klasowym, nie należy ich brać na serio...
KOBIETA ZA OKNEM. Okno jest niezwykłym przedmiotem, który dzieli nas od świata "po tamtej stronie", od "nieznanego"..., od śmierci...
Twarz za oknem - coś natarczywie chce przekazać, coś za wszelką cenę chce dojrzeć.
W poczuciu swej kompletnej bezradności śledzi wszystko, co się wokół dzieje, opatruje komentarzami coraz bardziej złośliwymi i zajadłymi, przekształca się w megerę, a jej liryczne zachęcania do wiosennej majówki kończą się szaleństwem terroru i śmierci...