Artykuły

Krótka rozmowa między dwiema kobietami

Oglądając ten spektakl można odnieść wrażenie, że sprawy, o których Stefan Canew chce mówić w sztuce Życie to dwie kobiety, nie mieszczą się w zakątku czarnomorskiej plaży, jak i w trójkącie: Matka - syn -- marzenia. Garniturek wydaje się i przyciasny, i przykusy, zwłaszcza nam, nie najlepiej przecież obeznanym z bułgarskimi realiami historycznymi i kulturowymi. Autor zaczyna pewne wątki, sprawy, dotyka ich zaledwie, by już do rzeczy nie powracać, ograniczając się co najwyżej do napomknień. Gdyby jednak bliżej się wszystkiemu przyjrzeć, okazałoby się pewnie, że to, co nam może się wydać mgłą, w zamierzeniu autora miało być mgiełką utkaną z niedopowiedzeń, myśli urwanych i napomknień, świadomą próbą liryzacji - życia, o którym stanowią dwie kobiety. W Sofii wzbudza to oklaski, ale sala kameralna Teatru Ludowego w Nowej Hucie, choć przecież niewielka, świeci pustkami.

Sztuka, na pewno niełatwa do pokazania na polskiej scenie, posiada jednak walory, na które warto zwrócić uwagę, bowiem nieczęsto spotyka się je we współczesnej dramaturgii. Ma przede wszystkim żywy, wartki dialog, w którym poszczególne zwroty i całe kwestie bywają zgrabnie replikowane. Za słowami kryją się tu emocje, czasem nawet pasje, a to niewątpliwie daje szansę aktorowi. W Teatrze Ludowym skorzystano z niej. I mogłoby to widzowi sprawić radość, gdyby w Polsce chodziło się do teatru "na aktora", u nas jednak najczęściej chodzi się "na fabułę", a ta w przypadku sztuki Canewa na pewno nie jest dla naszego widza magnesem. Temat niby prosto z życia wzięty, choć od dawna zadomowiony w literaturze, Canew stara się uczynić punktem wyjścia dla pewnych uogólnień. W tym też kierunku zdaje się zmierzać Jordanka Samsijewa, która wyreżyserowała przedstawienie nowohuckie i nadała mu kształt scenograficzny. W spektaklu dość wyraźnie zaznaczają się dwa nakładające się na siebie plany: pierwszy - ściśle związany z anegdotą, jest jakby fotografią zdarzenia, które miało miejsce na czarnomorskiej plaży, i drugi - metaforyczny, w którym anegdota ma się przemienić niemal w przypowieść moralną.

Kameralną scenę Teatru Ludowego Jordanka Samsijewa otoczyła z trzech stron wysoką siatką drucianą. Bohaterowie są w tej przestrzeni zamknięci niemal jak w klatce. To na pewno koresponduje z sytuacją nakreśloną przez Stefana Canewa, którego sztuka mówić ma o ludziach zamkniętych w klatkach nawyków, stereotypów, obyczajów i stale próbujących się z nich wyrwać. Żeby zdać sobie sprawę, jak dojmujące są to więzy, musielibyśmy rozumieć dość tu skomplikowane motywacje. Niestety, przy słabej znajomości bułgarskiej tradycji obyczajowej jest to dość trudne. Dlatego też w przedstawieniu Jordanki Samsijewej nie mogło nastąpić przeistoczenie rozmowy dwu kobiet o przypadkach, które im się w życiu zdarzyły, w przypowieść moralną.

Czym więc jest spektakl Teatru Ludowego? Przede wszystkim przekonująco opowiedzianą historią dwóch kobiet: tej starszej - matki i tej młodszej, która mogłaby być jej synową. Przez życie obu przędzie się ta sama nić. Los młodszej jest jakby dalszym ciągiem losu starszej. Są sobie bliskie, ale i obce. Obce, bo jakby zazdrosne o mężczyznę, którego szczęście każda z nich widzi jednak nieco inaczej, i bliskie, bowiem powinność swoją (a może misję) upatrują obie w dawaniu szczęścia, radości, czy choćby w niesieniu pomocy. Są różne, gdyż wychowały je różne środowiska i odmienne czasy, i są podobne, ponieważ wypalają się w próbach spełnienia swojej powinności.

Eugenia Horecka w roli starej matki i Ewa Czajkowska jako młoda kobieta są przede wszystkim przekonujące. W tym, co demonstrują na scenie, jest sporo ciepła, wiele trudnych i bolesnych starań o zrozumienie drugiego człowieka (mężczyzny), jest otwartość i szczerość, ale lęk, który w chwilach zagrożenia każe im chować się w jakieś skorupy stereotypowych zachowań lub postaw. Aktorki w różny sposób budują swoje role. Ewa Czajkowska tworzy postać bardziej impulsywną, trochę jakby znerwicowaną - chciałoby się powiedzieć - oswojoną ze współczesnymi stresami. Bohaterka Eugenii Horeckiej, widząca wszystko już z wysokości wielu dziesiątków lat, jest bardziej stonowana. Pierwszą poznajemy obserwując jej reakcje, drugą zaglądając niejako w jej myśli.

Niestety, znacznie mniej szans daje dramaturg mężczyźnie. W sztuce postać to zaledwie naszkicowana. Po części wynika to już z samego tytułu. Co miał w tej sytuacji zrobić Krzysztof J. Wojciechowski? Mógł jedynie logicznie podawać tekst przypisany mu przez autora. I robił to poprawnie.

Można oczywiście przyjąć - jak chce tego Canew - że życie to dwie kobiety, co w pewnym układzie obyczajowym może nawet brzmieć prowokacyjnie, ale by się o tym przekonać, musi w tym życiu być miejsce dla mężczyzny. W sztuce Canewa tylko się o nim mówi i to na ogół pod jego nieobecność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji