Artykuły

"WIELOPOLE, WIELOPOLE"

Są zjawiska, których nawet najbardziej wyszukanymi słowami nie sposób opisać. Czy można oddać nastrój, napięcie emocjonalne, wzruszenie widzów oglądających wybitną realizację teatralną, wybiegającą daleko poza sztywne granice tradycyjnego teatru? Jak ocenić nawarstwiające się wizje, symbole, lęki prawdziwego artysty, który potęguje je swoją obecnością na scenie w roli żywo reagującego obserwatora, dyrygenta, reżysera - twórcy...?

Niełatwo pisać o cenionym w świecie Teatrze "Cricot-2" i jego twórcy Tadeuszu Kantorze. Trudno pisać jednoznacznie o najnowszym spektaklu "Wielopole, Wielopole", który obejrzeli widzowie Krakowa, Warszawy i Gdańska. A wcześniej m. in. Florencji, Paryża i Londynu. Nawet słowo "spektakl" może zabrzmieć podejrzanie i niepewnie. Bo równie dobrze - można mówić o ciągu akcji - zdarzeń, wielkim happeningu, artystycznej wizji, przesłaniu...

"Wielopole, Wielopole" - autorski spektakl Tadeusza Kantora jest jego wspomnieniem, osobistą refleksją nad życiem człowieka, przemijaniem czasu. Kantor przywołuje z pamięci pokój swojego dzieciństwa, leżącą niedaleko Krakowa rodzinną miejscowość Wielopole. Ten pokój jest niezwykle szary, jakby umarły. Najważniejsze w nim okno i drzwi, w których żegnaliśmy dzieciństwo. Drzwi, za którymi szalały wypadki dziejowe. W pokoju tym Kantor przywołuje z pamięci swoich bliskich, którym najwyraźniej przypisuje podejrzane pochodzenie. Postać matki przenikają cechy zwykłej ulicznicy, wujowie to szmaciarze, ojciec rekrut... Jeszcze dziwny ksiądz, przewrotna wdowa po miejscowym fotografie, kataryniarz... Kantor uważa, że "proceder wywoływania wspomnień jest procederem podejrzanym i niezbyt czystym". Nazywa to "Zakładem Wynajmu Drogich Nieobecnych".

W pokoju z lat dzieciństwa ożywają minione rozmowy i wydarzenia, których ocena dojrzałego dziś człowieka przeplata się z dziecięcymi wyobrażeniami, obsesjami. Powagę uzupełnia groteskowość, ironia. Pamięć - wyobrażenie i lęk. Symbolikę - realność. Jesteśmy świadkami dziwnych, mistrzowsko napisanych dialogów między Wujem Karolem i Wujem Olkiem, śmierci księdza Wuja Józefa, wskrzeszenia z fotografii ojca, który w stroju rekruta - opanowany mechanicznymi ruchami manekina - bierze ślub z Matką Helką, ukrzyżowania niewinnego Adasia... Wszystkie domowe wydarzenia przerywa nieustannie wciskająca się przez otwierane drzwi - z dużych szarych desek - gromada rekrutów z okresu I wojny światowej, której towarzyszy "Marsz Szarej Piechoty"; w mechanicznych żołnierzy mu i (piękna gra włoskich aktorów) celuje aparatem fotograficznym Wdowa po miejscowym fotografie. Pełna lubieżnego uśmiechu i przewrotności wysuwa lufę cekaemu, który w ułamku sekundy powala na ziemię rekrutów. Ważniejsze obrazy kończą się pojawieniem Wuja Stasia - zesłańca, który żałobnie, miarowo wprawia w ruch katarynkę. I jeszcze ten nieszczęsny, Bogu ducha winien, krzyżowany Adaś... Albo ksiądz wyczyniający jakieś nieokreślone akrobacje. I "Ostatnia Wieczerza" kończąca finałową scenę.

Szare dekoracje, szare twarze przywoływanych z pamięci bohaterów. "Marsz Szarej Piechoty" i psalm śpiewany przez górali w kościele w Niedzicy. Wszystko się dzieje jak na filmie, którego klatki czasami przesuwają się szybciej, a niekiedy na dłużej się zatrzymują. Po scenach pełnych błogiego spokoju i sielanki przejmujące i chwytające za gardło momenty. Klimat nasuwa momentami skojarzenia z Fellinim i Bergmanem. Jest jednak tak przesiąknięty polskością i samym Kantorem, że trudno zarzucać tu jakiekolwiek naśladownictwo.

"Wielopole, Wielopole" można uznać za kontynuację rozważań zawartych w poprzednim głośnym przedstawieniu "Cricot-2" - "Umarłej Klasie", którą najwybitniejsi krytycy nowojorscy uznali za największe wydarzenie teatralne, zrealizowane poza Brodwayem w roku 1979 (nagroda OBIE przyznawana jest rokrocznie za spektakl zrealizowany na Brodwayu i poza nim). Najnowsze przedstawienie Kantora jest także szerokiego formatu rozwinięciem wszystkich dotychczasowych doświadczeń teatralnych i plastycznych, twórcy pierwszego polskiego happeningu. Od zrealizowanego w tajnym teatrze podziemnym w okresie okupacji "Powrotu Odysa" poczynając. Realna fotografia ojca z wojska. Walizkę wciąż przestawiają wujowie z miejsca na miejsce, łoże śmierci staje się "karuzelą", krzyż jest wciąż poniewierany... Wywołuje to u jednych szok, u innych poruszenie, a nawet wzruszenie. Sam Kantor wychodzi z założenia, że "im większa degradacja rzeczywistości, wstyd - tym większa realność". Prawom zasady realności podporządkowani są także aktorzy.

Czy prawu temu ulega sam Kantor? Tak bacznie obserwujący, co się na scenie dzieje, nadający taki, a nie inny rytm spektaklu? W każdym razie jest niezwykle ekspresyjny, czasem groźny, niekiedy groteskowy, a nawet anielsko-łagodny...

Wszystkie próby cząstkowego spojrzenia na teatr Kantora zawodzą. Bo jest to teatr, który należy odbierać całościowo i bez strachu dopuszczać do świadomości własne skojarzenia i rozumienie symboliki. To teatr intelektualny, pełen filozoficznej refleksji i prawdy. Prawdy, która niekiedy z tak wielką ostrością dociera do widza, że ten w przestrachu nie chce jej przyjąć do wiadomości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji