Artykuły

W dręczarium Witkacego

- To pytanie zawsze pada, a ja jestem na nie przygotowana, odpowiadam niezmiennie: życzę sobie ciekawej roli z ciekawym reżyserem i ciekawymi ludźmi wokół. Nie chodzi nawet o sukces, ale o to, że sama praca jest wtedy również interesująca. Coś się wtedy w tym tyglu pracy teatralnej dzieje. Może nas wtedy znów spotkać coś nieoczekiwanego, rozwijającego - mówi JOLANTA TESKA, aktorka Teatru im. Horzycy w Toruniu.

Z Jolantą Teską [na zdjęciu w "Marii Stuart"], aktorką Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu, rozmawia Artur Duda

ARTUR DUDA Zagrała Pani około sześćdziesięciu ról w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Które z nich są dla Pani najważniejsze, które Pani najlepiej wspomina?

JOLANTA TESKA Wspominam bardzo dobrze "Kupca weneckiego" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego, grałam tam Porcję.

DUDA To było jedyne przedstawienie Krzysztofa Warlikowskiego w toruńskim teatrze. Czytałem ubolewania Piotra Gruszczyńskiego, że ten spektakl jakoś tak przemknął przez scenę i zniknął.

TESKA Tak, to prawda, szkoda, że tak się stało. Tak to jest w teatrze. Spektakle są grane przez parę sezonów, potem znikają bezpowrotnie. Albo przychodzi nowa dyrekcja i robi sobie wolne pole.

DUDA A dlaczego tak dobrze wspomina Pani tę Porcję?

TESKA Ponieważ to jest piękna rola. Piękna, pełna pod każdym względem. No i Szekspir, a ja uwielbiam Szekspira. Wspominam dobrze wszystkie inscenizacje Szekspira, w których grałam - "Kupca weneckiego", "Ryszarda III", gdzie grałam szaloną królową Margot, i "Sen nocy letniej", mimo że to nie był udany spektakl.

DUDA No właśnie, woli Pani grać role królowych, takich jak Małgorzata lub Elżbieta, czy role współczesne, takie jak Sannę w "Plaży" Asmussena lub Helenę w "Uroczystości"?

TESKA Wolę grać po prostu ciekawe role, tak jak każdy aktor. Wszystko jedno, jaka to jest rola - współczesna, komediowa czy dramatyczna. Role takie jak w "Marii Stuart" Schillera niektórzy nazywają rolami życia. Są tam postaci pełnokrwiste, ze swoją historią, której nie trzeba dorabiać - tylko trzeba tych ról w sobie poszukać, przez siebie je przefiltrować. Ale są też malutkie rólki, które bardzo miło wspominam, na przykład rola Laury, którą grałam w "Karykaturach" Iwony Kempy, pierwszym jej spektaklu zrobionym w Toruniu. Pamiętam kwestię, którą tam wypowiadałam: "Złamana, zniszczona". Bardzo dobry spektakl i rola ciekawa, mimo że mała.

DUDA A rola w "Ślubie" Gombrowicza w reżyserii Elma Nuganena? Pani partnerem na scenie był Vladas Bagdonas, aktor Eimuntasa Nekrośiusa. Jak się Państwo komunikowali ze sobą?

TESKA W "Ślubie" Nuganena grałam Matkę. Z Bagdonasem rozmawialiśmy oczywiście po polsku. On jest wybitnym aktorem, wszechstronnym, bardzo otwartym na innych. Nie mieliśmy żadnych kłopotów. Obserwowałam, jak on pracuje i to mi bardzo dużo dało. Nie musiałam zbytnio myśleć o swojej postaci, bo cień tego wielkiego, litewskiego żubra na mnie padał (śmiech) i to już tworzyło tę moją postać Matki ciągłe pod presją Ojca, w jego cieniu. Czasami trochę się z niego wydobywała, ale tak właściwie to on był najważniejszy.

DUDA A teraz znów gra Pani matkę - w "Śniegu" Grzegorza Wiśniewskiego.

TESKA Pierwszą matkę zagrałam, jak miałam dwadzieścia osiem lat. Matkę Julii. Obliczyliśmy wtedy, że ona miała dokładnie dwadzieścia osiem lat, tyle, ile ja wtedy. Moja koleżanka w roli Julii była ode mnie trochę starsza, ale za to bardzo młodo wyglądała. Była malutka, drobniutka. To była moja pierwsza matka i tak już poszło. Grałam potem tych matek trochę. Bardzo różne role grałam, ale dość wcześnie zaczęłam grać matki {śmiech).

DUDA W didaskaliach "Matki" Witkacego jest taka uwaga, że matka ma być posiwiała, a Pani gra taką matkę dzisiejszą, wyglądającą młodo, energiczną.

TESKA Czy często Pan widuje teraz posiwiałe matki?

DUDA Jaki był pomysł reżysera na Pani rolę, zwłaszcza na tę podwójność - połączenie Matki granej realistycznie z "Kurką Wodną" graną czysto po witkacowsku, groteskowo?

TESKA Matka jest chyba najbardziej realistycznym dramatem Witkacego, myślę, że autor czerpał ze swojego życia, obserwując własną matkę i swoje relacje z nią. Natomiast "Kurka" jest "odleciana". Jak się czyta "Kurkę", to na początku właściwie nie wiadomo, o co chodzi.

DUDA No właśnie, jak sobie Pani radziła z takim zadaniem, bo tam teoretycznie wszystko wolno, nie ma punktów zaczepienia.

TESKA Tak, ale Grzegorz [Wiśniewski] jednak poskracał tę "Kurkę" i mocno dostosował do "Matki". Wszystkie postaci w naszej "Kurce" są odbiciami postaci z "Matki" - W dramacie jest dużo więcej postaci, takich dziwnych jak trzej żydzi wieszczący klęskę świata. U nas zostały tylko postaci, które mają swoje odpowiedniki w "Matce". Reżyser sprytnie i czytelnie połączył dwa dramaty Witkacego.

DUDA Czyli najpierw mamy życie i realistycznie odzwierciedloną relację między matką i synem, a potem to wszystko przetworzone, zdeformowane w rzeczywistości wizyjnej, onirycznej, po zażyciu "śniegu", czyli kokainy.

TESKA W takim stanie po używkach wszelkiego rodzaju z człowieka wychodzą rzeczy, o które sam siebie nie podejrzewa. I relacja matki z synem po przejściu na drogę "śnieżną" jest zupełnie inna. To "dręczarium" powiększa się jeszcze bardziej niż w życiu realnym. W życiu realnym jeszcze jest ta matczyna ambiwalencja: ona nie cierpi dziecka i je kocha, chce dla niego jak najlepiej, a z drugiej strony okazuje mu pogardę, ponieważ nie jest takie, jakie powinno być, jakie ona chciałaby, żeby było. Natomiast w "Kurce" nie ma już takich refleksji, jest tylko "dręczarium" - znęcanie się wszystkich nad wszystkimi.

DUDA Czy rozumie Pani tę matkę, dlaczego zmierza ona ku destrukcji zażywając alkohol i narkotyki.

TESKA Zapewne musiałam ją zrozumieć, chociaż to nie są moje klimaty, ale rozumiem: artystka niespełniona, spełniona, powiedzmy, tylko jako matka, no bo ma dziecko. Nie wiem, czy to można nazwać spełnieniem, może nie. Ale poprzez dziecko ona chce być spełniona. Los jej dał jeszcze taką szansę, chce to wykorzystać. A dlaczego taka destrukcja? Tak bywa, jak człowiek sobie nie radzi z niepowodzeniami, z życiem, z samym sobą. Moja postać ma chyba coś z Witkacego, który też sobie z tym nie radził.

DUDA Na początku spektaklu są takie sugestie, zwłaszcza w fotografiach postaci stylizowanych na autoportrety Witkacego, żeby widzieć w Leonie i Edgarze samego Witkacego, a w matce - jego matkę. Czy dla Was, aktorów i reżysera, ważny był tego rodzaju trop psychoanalityczny: że autor sam siebie wykłada w tych dramatach.

TESKA Myślę, że można to i tak zinterpretować, ale ludzie, którzy nie znają Witkacego, znajdą sobie własną drogę w tym spektaklu, własną interpretację. Dla nas na pewno ten trop Witkacego był bardzo ważny. Myślę, że dla reżysera także. Podobnie jak dominujący motyw w Kurce Wodnej w postaci niemęskich, niedorosłych, niespełnionych mężczyzn - Edgara i jego ojca, którzy bezskutecznie próbują sklecić jakąś rodzinę. A nad nimi unosi się wciąż demon dominującej, zaborczej matki z pierwszej części spektaklu.

DUDA Już drugi raz współpracowała Pani z Grzegorzem Wiśniewskim.

TESKA Tak. Ale "Maria Stuart" była spektaklem kameralnym, bez wielkiej scenografii, było sporo czasu na skupienie na aktorach, a w "Śniegu" mamy dużą inscenizację, multimedialną, co wymusiło zupełnie inny rodzaj pracy, dało mniej czasu na wnikliwe analizy. Ale ponieważ Grzesiek jest wnikliwym reżyserem, zostawał na kolejnych spektaklach i mieliśmy potem za każdym razem nowe, inspirujące uwagi od niego. To jest fantastyczne, niewielu jest takich reżyserów, którzy jeszcze po premierze jakieś nowości wrzucają aktorowi i wpływają na myślenie o postaci. Taki był też Warlikowski, kiedy pracowaliśmy nad "Kupcem weneckim". Za każdym razem, kiedy przyjeżdżał na wznowienie, coś nowego dla nas wynajdywał. To pozwalało cały czas pracować nad postacią. Praca nad rolą trwa wciąż, ale takie świeże uwagi od reżysera sprawiają, że czasami trzeba zboczyć z toru. Dzięki temu rola się rozwija, wzbogaca.

DUDA Karierę aktorską zaczynała Pani właśnie od Witkacego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym.

TESKA Tak, ja tam grałam "Pannę Tutli-Putli". To też była piękna rola, do muzyki Głucha, w spektaklu muzycznym reżyserowanym przez Grzegorza Warchoła. Była orkiestra... Czasami sobie nucę nawet jedną piosenkę z tego spektaklu.

DUDA Była Pani wtedy młodą, nieopierzoną aktorką. Nie bała się Pani tego wystawienia na strzał - od razu w Witkacym?

TESKA Nie, nie bałam się, ten zawód jest właśnie taki: uda się albo nie uda. Takie jest zawodowe ryzyko. Faktycznie zaczynałam od Witkacego (śmiech).

DUDA To było pytanie o początki, a teraz pytanie o przyszłość. Jakiej roli by sobie Pani życzyła w przyszłym roku, w następnych sezonach?

TESKA To pytanie zawsze pada, a ja jestem na nie przygotowana, odpowiadam niezmiennie: życzę sobie ciekawej roli z ciekawym reżyserem i ciekawymi ludźmi wokół. Nie chodzi nawet o sukces, ale o to, że sama praca jest wtedy również interesująca. Coś się wtedy w tym tyglu pracy teatralnej dzieje. Może nas wtedy znów spotkać coś nieoczekiwanego, rozwijającego.

Jolanta Teska - absolwentka Wydziału Aktorskiego Akademii Teatralnej we Wrocławiu. Zaproszona przez Kazimierza Brauna, podjęła pracę we Wrocławskim Teatrze Współczesnym im. Edmunda Wiercińskiego, a po jego odejściu ze stanowiska dyrektora związała się z Teatrem im. Wilama Horzycy w Toruniu, prowadzonym przez Krystynę Meissner. W zespole tego teatru jest od ponad dwudziestu lat. Zdobywczyni kilku nagród teatralnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji