Artykuły

Zawsze można odmienić swe życie

- Po raz pierwszy pracuję tak intensywnie; to jest gigantyczna produkcja - orkiestra, chór, balet, soliści, dziecko w głównej roli. Myślę, że dyrektor Nowak, decydując się na tę pozycję, wykonał odważny krok, otwierający tę instytucję na inny gatunek muzyczny - mówi JANUSZ SZYDŁOWSKI, reżyser "Małego Lorda" przed premierą musicalu w Operze Krakowskiej

12 marca w Operze Krakowskiej odbędzie się światowa prapremiera "Małego Lorda" - musicalu na motywach książki "Mały Lord Fauntleroy" Frances Hodgson Burnett. Domyślam się, że to efekt Twej dawnej znajomości ze Stevenem Markwickiem, autorem muzyki i libretta...

- Jestem w posiadaniu tego musicalu od pięciu lat; miałem nadzieję, że pojawi się on w Krakowie jako jedna z pierwszych premier Teatru Varietes, ale ten, niestety, wciąż nie powstał. Na szczęście moje z dawna przyjacielskie kontakty ze Stevenem oraz fakt, że stworzył ten musical z mojej inspiracji, sprawiły, że cierpliwie czekał, bym to ja wystawił "Małego Lorda" jako pierwszy. I oto, dzięki przychylności dyrektora Opery Bogusława Nowaka, "Mały Lord" ujawni swe walory...

Co Cię w nim najbardziej urzekło?

- Muzyka. Zupełnie inna od tej z "Tajemniczego ogrodu", którą również stworzył Steven; tamta jest trochę słodka, ta ma formę par excellence musicalową. I w tej właśnie konwencji realizujemy spektakl - prosto, ale szlachetnie, by wydobyć piękne przesłanie, a przede wszystkim oczarować widza musicalową formą i muzyką. A Steven swą bardzo ciekawą adaptację powieści napisał bardzo muzycznie, co słychać zwłaszcza w dialogach.

Przypomnijmy, że "Tajemniczy ogród", w Twej reżyserii, grany jest na scenie Bagateli już dwunasty rok.

- I wciąż przy kompletach. Chciałbym, by podobnie było z "Małym Lordem". Wszak rzadko ma Kraków okazję obcować z musicalem w tak profesjonalnym wydaniu.

Książka Burnett jest dla dzieci, a musical?

- To spektakl familijny, dla osób od lat 5 do 95. Bohaterami są mały chłopiec Cedrik, pochodzący z ubogiego domu w Ameryce i jego bogaty dziadek - angielski książę Dorincourt. To oni pokazują, że nigdy nie jest za późno, by kochać i być kochanym, że zawsze można odmienić swe życie.

Z powodu tytułowego Lorda znów pracujesz z dziećmi...

- Od kiedy zacząłem angażować dzieci, bardzo to lubię; to ogromnie trudne zadanie, ale też satysfakcja, gdy widzi się dobrze grające i śpiewające dziecko, jest równie wielka. W Polsce nie mamy tradycji grania przez dzieci. W Anglii istnieją podstawowe szkoły teatralne, podobnie jak u nas muzyczne czy baletowe, zatem teatry mają gdzie sięgać. Zresztą zdolniejsze dzieci szybko mają swoich agentów... Ja premierę poprzedziłem pięcioma miesiącami pracy z trzema, wyłonionymi w castingu, chłopcami: Mateuszem Kałuckim, którego mama Karin Wiktor-Kałucka, solistka Opery Krakowskiej, także występuje w tym musicalu (wszedł on też w rolę Colina w "Tajemniczym ogrodzie"), z Dominikiem Dworakiem oraz z Danielem Kukurbą, który jako najmłodszy z nich zadebiutuje dopiero za parę miesięcy...

To z kolei syn muzyka z tria Kroke.

- Praca z dziećmi daje mi chyba największą satysfakcję, zwłaszcza, gdy widzę, jak w przypadku tego musicalu, jej świetne efekty.

Wśród dorosłych wykonawców są aktorzy ze sceny dramatycznej, jak i operowej.

- Specjalnie przygotowałem taki mix, by jedni od drugich trochę się uczyli, by podzielili się swym warsztatem.

Artyści ci się dublują, np. Magdalena Walach i Agnieszka Cząstka, Marta Bizoń i Bożena Zawiślak-Dolny, Andrzej Biegun oraz Tadeusz Kwinta.

- Moją ambicją było to, by aktorzy operowi nie ustępowali grą kolegom ze scen dramatycznych i by ci swym śpiewem dorównywali tym pierwszym. I w wielu przypadkach, mówiąc skrótem, to sprowadzanie do wspólnego mianownika się udało. Całość ma być bowiem podporządkowana jednej estetyce.

Parę dni temu zwierzyłeś mi się, że jeszcze nad żadnym spektaklem tak ciężko nie pracowałeś?

- Faktycznie, po raz pierwszy pracuję tak intensywnie; to jest gigantyczna produkcja - orkiestra, chór, balet, soliści, dziecko w głównej roli plus problemy z akustyką, które wymagały takich rozwiązań, by widz w pełni słyszał tę znakomitą muzykę, świetnie zaaranżowaną przez Seba Bernatowicza. Myślę, że dyrektor Nowak, decydując się na tę pozycję, wykonał odważny krok, otwierający tę instytucję na inny gatunek muzyczny.

Od lat musical i nowoczesne spektakle muzyczne odnoszą sukcesy - przykładem warszawska Roma czy wrocławski Capitol. Marzyłoby się i w Krakowie...

- Zwłaszcza że mamy kompozytorów, że PWST prowadzi specjalizację wokalno-estradową - dwóch moich studentów zaangażowałem do "Lorda"...

Jakbyś najkrócej zarekomendował ten spektakl?

- Łączy piękno muzyki, o którą dba sprawujący kierownictwo muzyczne Sebastian Perłowski, z ogromną widowiskowością, co zawdzięcza Annie Sekule, która moją wizję inscenizacyjną doskonale zrozumiała i rozwinęła w scenografii i kostiumach, a dopełnia wrażeń wizualnych ruch sceniczny i choreografia Violetty Suskiej. A ja mam radość, że wreszcie udało mi się doprowadzić do wystawienia tego świetnego musicalu i wierzę, że podobnie szczęśliwi będą jego widzowie.

Przybędzie Steven Markwick na premierowe spektakle w sobotę i niedzielę?

- On już jest w Krakowie, bierze udział w ostatnich próbach, udzielając bardzo cennych, nie tylko muzycznych, ale i związanych z atmosferą widowiska, uwag. I naturalnie będzie na obu premierach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji