Artykuły

Maltański festiwal wyszedł z wody

Pierwsza edycja Malty była niewielkim przedsięwzięciem. Choć występy zagranicznych artystów już na starcie nadały festiwalowi międzynarodową rangę, w repertuarze znalazło się zaledwie osiem spektakli. Wśród nich legendarne "Mięso" Teatru Ósmego Dnia, który właśnie wrócił do Polski z przymusowej emigracji. Dwa lata później liczba przedstawień wzrosła do 50. Najnowszą historię Malty buduje już nie tylko teatr, ale także sztuki performatywne: muzyka, taniec i akcje plastyczne - pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

AKT PIERWSZY

od sportu do teatru

Po Mistrzostwach Świata w Kajakarstwie, które odbyły się w Poznaniu w 1990 r., zostały olbrzymie niezagospodarowane tereny wokół Toru Regatowego Malta. Dziś można tam pozjeżdżać na nartach ze sztucznego stoku, albo po prostu pobiegać wokół jeziora. I naprawdę trudno uwierzyć, że ówczesne władze Poznania głowiły się, co zrobić, by tchnąć w tę część miasta trochę życia.

Gdy na mistrzostwach rozdano już medale, a sportowcy rozjechali się do domów, w Teatrze Polskim zjawił się niespodziewanie Jan Kaczmarek, wiceprezydent odpowiedzialny za kulturę. Przyszedł z propozycją, by przyciągnąć nad Maltę widzów, wystawiając tam spektakle poznańskich teatrów repertuarowych. Michał Merczyński - pracujący wówczas w Teatrze Polskim jako menedżer Orkiestry Ósmego Dnia - podsunął inny pomysł: by pokazać w plenerze te spektakle, które powstały z myślą o otwartych przestrzeniach.

W 1991 r. Merczyński dyrektorował już pierwszej edycji Festiwalu Teatralnego Malta. - Zdarza się, że tego typu przedsięwzięcia biorą się trochę z przypadku, ale ważne, by od początku ten przypadek był sterowany w nieprzypadkowym kierunku - powie w wywiadzie udzielonym z okazji 20-lecia festiwalu.

Pierwsza Malta - patrząc z dzisiejszej perspektywy - była niewielkim przedsięwzięciem. Choć występy zagranicznych artystów już na starcie nadały nieznanej inicjatywie międzynarodową rangę, w repertuarze znalazło się zaledwie osiem spektakli. Wśród nich - legendarne "Mięso" Teatru Ósmego Dnia.

Zespół, który u progu całkowicie nowej dekady powrócił do Polski z przymusowej emigracji, oprócz nowych pomysłów przywiózł ze sobą z Zachodu także cenne artystyczne kontakty. Stąd obecność podczas pierwszej edycji Malty grup takich jak La Burbuja Teatro, Teatro Tascabile, czy Teatro Nucleo.

Ten ostatni przyjechał do Poznania z plenerowym widowiskiem "Quijotte!". Artyści z Włoch zagrali na mecie toru regatowego nad Maltą. Na publiczność czekały dwa rzędy krzeseł. Jak się okazało - zdecydowanie za mało.

Wspomina Ewa Obrębowska-Piasecka, krytyk teatralny: - Przedstawienie już się zaczęło, a ludzie z miasta wciąż szli i szli... Nikt nie wiedział, jak to jest daleko, bo nikt się wtedy nad Maltę nie wyprawiał - nie było po co. Widzowie zaczęli obsiadać skarpę, która potem stała się najsłynniejszym poznańskim amfiteatrem.

AKT DRUGI

szukanie

Czasy, kiedy festiwal Malta nabierał organizacyjnego rozpędu, trafnie oddaje fragment "Gazety Wielkopolskiej" z czerwca 1992 r., autorstwa jej ówczesnego recenzenta, Pawła Piaseckiego: "Trudno nie być wdzięcznym artystom za możliwość bycia tutaj i teraz wspólnie z widzami. Za możliwość patrzenia na spektakle, które zawsze dzieją się na obrzeżach głównego widowiska. Na zapatrzone dzieci, na obejmujące się pary, na podpitego mężczyznę wykrzykującego coś pod adresem artystów, na szalejących reporterów, na drapiących się w głowy recenzentów...".

Ten artystyczny, ale przede wszystkim społeczny fenomen wczesnej Malty prof. Juliusz Tyszka nazwie później "sztuką bycia razem".

Maciej Kucharski, dziennikarz Radia Eska: - Na początku Malta była kameralnym festiwalem. Takim przyjacielsko-rodzinnym, bo wszyscy się znali. Z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się, że wówczas organizowany był trochę po amatorsku: zdarzały się momenty, że nikt nic nie wiedział. Chodziliśmy po ciemnej Malcie, padał deszcz, a my szukaliśmy jakichś Afrykańczyków, którzy mieli tam właśnie wystąpić. I w końcu ktoś ich gdzieś odnalazł, ale w zasadzie nie wiadomo było, czy to byli właśnie oni, czy może ktoś zupełnie inny, bo na dodatek oświetlenie im wysiadło.

Jerzy Moszkowicz, reżyser, szef Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu: - Jedno z najwcześniejszych wspomnień - pierwsza albo druga Malta - to Comediants z Barcelony. To był taki "kombajn", gigantyczne przedsiębiorstwo, twórcy fantastycznych przedstawień ulicznych. Sławni m.in. dzięki widowisku, którym zamykali igrzyska w Barcelonie w 1992 r. W Poznaniu też grali nad jeziorem. Przyszły tłumy. Był to czas, kiedy wszyscy w Polsce łaknęli takich wydarzeń, bo wreszcie było można wyjść na ulicę ani pod przymusem, ani na manifestację.

puchnący program

Z wolności wypowiedzi korzystali garściami także młodzi poznańscy artyści. Już podczas drugiej edycji Malty Teatr Biuro Podróży pokazał swój głośny spektakl "Giordano" z Andrzejem Rzepeckim w roli tytułowego heretyka.

Dwa lata później aktorzy wybiorą się z "Giordano" na festiwal do Edynburga. Ich samochód rozbije się na drzewie. Andrzej Rzepecki zginie na miejscu. Jego koledzy z Biura Podróży nigdy już tego spektaklu nie wystawią.

W 1993 r. spektaklem "Psy" zadebiutował na Malcie inny poznański zespół - Teatr Porywacze Ciał - bez którego trudno wyobrazić sobie kolejne edycje festiwalu. W tym samym roku dyrektorem artystycznym Malty został Lech Raczak, wówczas jeszcze lider Teatru Ósmego Dnia. Program, w którym znalazło się już prawie pięćdziesiąt przedstawień, podzielono na nurt główny, Maltę Off i Poznań na Malcie. W tej formie festiwal przetrwa do 2005 r. Z coraz bardziej "puchnących" programów trzeba się będzie nauczyć wybierać i eliminować, a w festiwalowym tłumie szukać własnych maltańskich ścieżek.

AKT TRZECI

golas u rzeźnika

Pierwszy w Poznaniu McDonald's przyjął zaciekawionych klientów już o godz. 6 rano 22 czerwca 1994 r. Czwarta edycja Malty rozpoczęła się dokładnie tydzień później. I wywołała burzę.

Zaczęło się niewinnie: w samo południe drugiego dnia festiwalu francuski teatr Turbo Cacahueté wyruszył w miasto z przedstawieniem "Pogrzeb mamusi". Prowokatorzy z Grenoble przemaszerowali przez centrum niosąc autentyczną trumnę. Odwiedzili m.in. szpital na Szkolnej, wsiedli do tramwaju, a na koniec ogołocili z kiełbasy stoisko mięsne w jednym ze sklepów na os. Kosmonautów.

Maciej Kucharski: - W pewnym momencie jeden z aktorów, prawie nagi, wszedł do rzeźnika na Świętym Marcinie i położył się na kafelkach obłożony włoszczyzną, jak prosiak na półmisku. I zrobiła się wielka awantura, szum w mediach, ktoś chciał teatr podawać do sądu.

Śmiech śmiechem, ale przez kilka miesięcy na forum komisji kultury Urzędu Miasta całkiem poważnie dyskutowano o tym, co mogą, a czego nie powinni robić artyści w przestrzeni publicznej.

A przecież to właśnie w tę przestrzeń maltańskie zespoły wtopiły się już wtedy z całym dobrodziejstwem teatralnych środków. W 1995 r. pod gołym niebem zadebiutował na Malcie Teatr Strefa Ciszy. Grupa Adama Ziajskiego pokazała genialny w swej prostocie spektakl "Judasze". Na Starym Rynku stanął prowizoryczny dom, do którego publiczność zaglądała przez tytułowe otwory w ścianach. A w środku toczyło się "polskie piekiełko" - wesele z ciężarną panną młodą w bieli, z orkiestrą i tłumem rozkrzyczanych gości w rolach głównych.

miejskie harce

Rok później zespół powrócił na Maltę ze spektaklem "Wodewil miejski" i został laureatem pierwszej edycji Offeusza - konkursu dla zespołów z nurtu off, w którym nagrody przyznawali przez lata dziennikarze. W 1997 r. miłośnicy Strefy Ciszy obejrzeli "Obraz mojego miasta", grany przy ul. Wronieckiej z udziałem ponad setki statystów.

Stało się to, co twórcy festiwalu zakładali od samego początku jego istnienia: Malta wyszła poza swój matecznik i rozlała się po całym mieście, przenikając jego złożoną tkankę. Spektakle zaanektowały place, parki, dziedzińce i inne "nieteatralne" przestrzenie.

Takie jak hala Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie w 1995 r. hiszpański zespół La Fura dels Baus wystawił głośne i kontrowersyjne widowisko "MTM". Obnażając bezwzględność i siłę mediów, m.in. za pomocą projekcji na wielkich ekranach i ujęć z kamery "na żywo", aktorzy wciągali zszokowanego widza w sam środek akcji.

AKT CZWARTY

czas zmian

W drugiej połowie lat 90. Malta była już nie tylko "światowa", ale także "masowa". Koncert Gorana Bregovicia, który był gościem siódmej edycji festiwalu, obejrzała dzięki telewizyjnej relacji cała Polska. Podobną medialną "bombę" zdetonował w 2000 r. na Malcie zespół Buena Vista Social Club.

Ale paradoksalnie właśnie wtedy, gdy festiwal na dobre się sprofesjonalizował, pojawiły się pierwsze głosy o jego poważnym kryzysie. W gąszczu propozycji zaczęło gubić się pierwotne poczucie wspólnoty.

Widowiska plenerowe coraz częściej płonęły ogniem, który jakoś nie rozpalał tak jak dawniej. Skończył się karnawał. Po okresie zachłystywania się wolnością i plenerem teatr wrócił do sal, a artyści i widzowie - na ziemię. Jednych od drugich coraz częściej oddzielał rząd bileterów.

A przecież artyści wciąż szukali, m.in. w przestrzeniach postindustrialnych. Legendarny Teatr Ósmego Dnia inicjując projekt "Miasto" w 2003 r. odkrył dla festiwalu niezwykły teren Starej Rzeźni. Prowadzony przez Wojciecha Wińskiego Teatr Usta Usta w 2004 r. zrealizował spektakl, który jednorazowo mogło obejrzeć czworo widzów, jadąc przez nocne miasto w cadillacu ("Driver"). W kolejnym przedstawieniu ("Alicja 0-700") artystów można było posłuchać przez telefon.

płacz na Malcie

W 2002 r. festiwal po raz pierwszy pokazał widzom swoją tragiczną twarz. Coś zmieniło się raz na zawsze.

W pierwszą festiwalową noc - 25 czerwca - na mecie toru regatowego nad Maltą zespół Antagon theater AKTion z Frankfurtu wystawiał spektakl "Quo". Rzecz o czterech żywiołach - symbolach ludzkich namiętności i doświadczeń.

Nagle, w dwudziestej minucie przedstawienia na artystów spadła pokrywa wielkiego kontenera. Fragment metalowej scenografii przygniótł jedną z aktorek.

Część widzów zastygła w przekonaniu, że to element happeningu. Ktoś zaczął krzyczeć. Ktoś zemdlał.

Lekarze reanimowali aktorkę około godziny. Bezskutecznie.

Susanne Gondolf 19 lipca 2002 r. obchodziłaby swoje 30. urodziny.

- To było dramatyczne przeżycie - opowiada o tamtym wypadku Anna Hryniewiecka, ówczesna rzeczniczka Malty. - Nocne rozmowy, decyzje, czy odwołać festiwal, czy nie... - wspomina.

Po tragedii maltańska machina potoczyła się dalej. Ale festiwal bezwzględnie potrzebował już nowych ram.

AKT PIĄTY

nowi bohaterowie

Przedwiośniem zmian był nowy podział w programie festiwalu w 2006 r. Trzy dotychczasowe człony zastąpiły: teatr, debiut, muzyka, varia, taniec. Przyczółkiem dla tego ostatniego stał się Stary Browar ze swym całorocznym, prężnie działającym cyklem "Stary Browar - Nowy Taniec".

W 2008 r. Malta przetoczyła się przez miasto pod hasłem ekologii. Pół roku później Poznań gościł międzynarodową konferencję klimatyczną.

Prawdziwą rewolucję organizatorzy festiwalu zapowiedzieli podczas otwarcia dziewiętnastej edycji festiwalu, który odbył się jeszcze "po staremu".

Ale już dwudziesta edycja zaistniała pod hasłem Idiomy. Festiwal otrzymał jeden przewodni temat (w 2010 r. byli to "Flamandowie"), czuwającego nad całością kuratora i nową nazwę - maltafestival poznań. Wyzwaniem stało się jeszcze silniejsze wpisanie się w prąd najważniejszych światowych zjawisk kultury. Idiomem tegorocznego festiwalu są "Wykluczeni".

Wśród widzów-weteranów imprezy, maltafestival poznań budzi zakłopotanie. Nie mieści się w dotychczasowych "szufladkach", do których przyzwyczaiły nas poprzednie edycje. Ze społecznego pospolitego ruszenia festiwal zamienił się w wydarzenie elitarne.

Bohaterem nowej historii Malty jest już nie tylko teatr. Są nim szeroko rozumiane sztuki performatywne: muzyka, taniec, akcje plastyczne Przeplatają się, uzupełniają, dialogują ze sobą. Atakują widza złożonymi środkami. Bo taki jest dzisiejszy świat: multimedialny.

Nowa formuła już nie zagarnia widza, nie wabi ogniem, fajerwerkami i popisami szczudlarzy. Łatwiej znaleźć ją w wyszukiwarce Google, niż na każdym rogu ulicy. Trzeba się jej od nowa nauczyć. I chyba warto przy tym pozbyć się sentymentów, bo one tłumią ciekawość - motor festiwalowych wędrówek od ich zarania.

Korzystałam z publikacji "Energetyczne nakłucie. 20 lat Festiwalu Malta" pod redakcją Marcina Maćkiewicza.

Na zdjęciu: "Time aut", Antagon Theater, Malta 2005

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji