Artykuły

Wolę Parnas niż rynsztok

Podczas swojej ostatniej wizyty w Krakowie Andrzej Seweryn oświadczył, że czytanie Racina jest taką samą przyjemnością jak kochane się z kobietą. Tłumaczył też adeptom aktorstwa, że jak się nie nauczą recytować poezji, to nie będą umieli - wbrew temu co im się wydaje - powiedzieć w polskim filmie ch...czy k... (przepraszam, że wykropkowuję te powszechnie używane słowa, ale moja "Gaze­ta" jest na tyle przyzwoita, iż nie zdzierżyłaby ich w druku). Jednym słowem, by zejść do rynsztoka trzeba najpierw sięgnąć szczytów.

Niestety, ta myśl nie przy­świecała twórcom "Ognia w głowie" - sztuki Mariusa von Mayenburga, granej na scenie

"Miniatura" Teatru im. J. Sło­wackiego. Nie sięgnęli oni ani szczytów Parnasu ani dna rynsztoka. Reżyser spektaklu Adam Sroka wybrał bezpiecz­ny, a co za tym idzie piekielnie nudny środek, który nie był w stanie widzem czyli mną wstrząsnąć ani rozerwać trzewi, choć historia pewnej rodziny miała do tego zmierzać.

Oto bowiem na scenie widzi­my współczesnych nastolat­ków: Olgę (Barbara Kurzaj) i Kurta (Błażej Wójcik). Ro­dzeństwo uwikłane w swoją fi­zjologię, odkrywające w kazi­rodczym związku uroki seksu, buntuje się - jak to zwykle by­wa - przeciwko rodzicom: Hanna Bieluszko (Matka), Krzysztof Jędrysek (Ojciec).

Dorośli oczywiście nie rozu­mieją swoich dzieci, zajęci czy­taniem gazet czy prowadze­niem domu. Ich małżeństwo pozbawione jest namiętności, którą zastąpiło przyzwyczaje­nie. Do tego towarzystwa dołą­cza jeszcze Paul (Paweł Okraska), który albo opowiada o tym jak jeździ na motorze w skórza­nej kurtce albo sypia z Olgą al­bo jest pijany i wymiotuje.

By pokazać tę naturalistyczną historię, reżyser uciekł się do znudzenia powtarzanej kon­wencji filmowej. Poszczególne sceny, poprzerywane wyciemnieniami, stanowią następujące po sobie kadry, które na dłuż­szą metę są tak monotonne i przewidywalne, iż nawet koń­cowe morderstwo rodziców nie jest w stanie nikogo zaskoczyć. Zresztą wszystko jest tu robio­ne tak, żeby broń Boże nikogo nie dotknąć, za dużo nie poka­zać i nie urazić widzów nobli­wego teatru.

Po obejrzeniu choćby filmu "Trainspotting" czy "Dzieciaki" wyszłam rzeczywiście poruszona acz zdegustowana. Nie zno­szę fizjologicznych obrzydliwo­ści serwowanych, czy to na ekranie czy na scenie. Wystar­czająco dużo spotykam ich w życiu. Ot choćby po wyjściu ze spektaklu, kiedy na przy­stanku tramwajowym natknę­łam się na dwóch pijanych bez­domnych wyjaśniających sobie pewne sprawy za pomocą pie­ści. Dlatego też w takich sytu­acjach zachowuję się aspołecz­nie i dla własnego komfortu psychicznego wsadzam głowę w dobrą książkę. Lubię spra­wiać sobie przyjemność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji