Dwa teatry
PIĄTKOWY i poniedziałkowy. Pierwszy, który nie potrafił się jeszcze prawidłowo określić i z rzadka jedynie sprawia nam miłą niespodziankę jakimś ciekawym spektaklem i drugi, mający również swoje wzloty i upadki, ale pozycję mocną, ugruntowaną, zainteresowanie telewidzów ogromne. W tym piątkowym pokazano nam ostatnio "Pokład Joanny". Oczekiwaliśmy na to widowisko z ciekawością i niepokojem zarazem. Któż z nas bowiem nie zna znakomitej prozy Gustawa Morcinka, któż nie rozczytywał się w jego książkach i nie podziwiał ich bogatego i pięknego gwarowego języka, swojskiego poczucia humoru i tych upartych i dobrych ludzi, którzy byli ich bohaterami.
Ale pokazać to w teatrze? To już wcale nie takie proste, zwłaszcza jeśli się zważy, że epicka powieść "Pokład Joanny" rozgrywa się na przestrzeni 120 lat. Pokazać więc dzieje kopalni i losy jej górników w krótkim spektaklu telewizyjnym to dość ryzykowne zadanie; podjął je Andrzej Przybylski.
Niestety nie udało się. Powstało po prostu kilkanaście oddzielnych obrazów, bardzo nikłych dramaturgicznie i zupełnie nie powiązanych ze sobą. Zabrakło też klimatu przenikającego książkę, zabrakło siły wzruszenia i poetyki słowa.
W tak wielkim skrócie, jaki trzeba było dokonać, nie mógł zmieścić się Morcinek i jego książka. Z adaptacjami bywa tak często, z tym musi się liczyć każdy podejmujący ów trud przetransponowania powieści na ekran mały czy duży.