Artykuły

Zapraszam do teatru na..."Bambini di Praga"

Lubię Pragę. Tę z nad Wełtawy. Z mostem Karola, Hradem, Staremetskim Namesti, Złotą uliczką, Vaclavakiem i ratuszowym zegarem na Rynku, gdzie ukazują się apostołowie wydzwaniając godziny. Lubię to miasto za uszanowaną, wielowiekową tradycję, za ślady przeszłości wiodące ku wyzwaniom jutra. A zwłaszcza za to, że wszystko co mija harmonijnie godzi się z tym co nadciąga. Lubię też praskich kronikarzy, wiernych świadków czasu. Tego który przeminął i tego co wciąż trwa. Takich właśnie jak zmarły niedawno Bohumil Hrabal, autor znakomitych opowieści z dnia powszedniego, świadek losów przechodniów mijanych na ulicy, poeta codzienności. Pisarz to obdarzony szczególnym, bardzo czeskim, poczuciem humoru, przepełniony serdeczną przyjaźnią dla otaczającego śwista i jego mieszkańców.

Tych wszystkich ulicznych sprzedawców, kelnerów, rzemieślników, sklepikarzy, modystek, fryzjerów, całego ludku wielkomiejskiego kręcącego się na karuzeli codzienności wśród drobnych radości, banalnych konfliktów, żałosnych sukcesów i prawdziwych uczuć. W dobrym i złym świecie. Ich sprawy stanowią osnowę hrabalowskich opowieści płynących leniwym nurtem narracji mądrego obserwatora i wybaczającego sędziego. Dwa opowiadania Hrabala: "Bambini di Praga" i "Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych" posłużyły za materiał literacki dramatyzacji Vaclava Nyvlta, opracowanej następnie i wyreżyserowanej na scenie Teatru Współczesnego w Warszawie przez Agnieszkę Glińską.

Z pozoru jest to spektakl najbardziej praski z praskich tworzony z postaci ściągniętych na scenę wprost z ulicy, ale ulicy czasu przeszłego - z przed pół wieku z okładem. Tych właśnie przekupek, rzeźników, robotnic, drobnych aferzystów, agentów ubezpieczeniowych, adeptów szkoły tańca, lakierników Słowem obywateli niedawno minionego świata wplątanych w korowód małych spraw: amorów, tęsknot, zawodów, oczekiwań, pragnień - tego wszystkiego co stanowi codzienność każdego z nas. Nie tylko nad Wełtawą, ale także nad Wisłą, Tamizą, czy jakąkolwiek inną rzeką nad którą ludzie osiedli i zbudowali domy. Jest to więc w końcu sztuka o każdym z nas. 0 tym, że życie niesie bardziej lub mniej wezbraną falą, że wszystko co złe, ale i co dobre mija a my musimy się jakoś pozbierać, otrzeźwieć zarówno po radościach jak i dramatach, po naszych zwycięstwach i klęskach, by wrócić do codzienności i w niej odnajdywać sens własnej egzystencji, cel sam w sobie wart życia. 0 tym wszystkim uczy nas pięknym językiem swej prozy pan Hrabal i mądrą inscenizacją pani Glińska, a przede wszyscy wielką sztuką kreacji - zespół aktorski. Słowem: teatr. A wdzięk tego całego chytrego i mądrego zabiegu udaje się nam w pełni rozszyfrować dopiero, gdy znajdziemy się na mrocznej ulicy Mokotowskiej, gdy będziemy wychodzić po przedstawieniu. Wówczas ze szczególną siłą zaczniemy odczuwać, że tamte "Dzieci Pragi" to także my - dzieci Warszawy, czy jakiegokolwiek innego europejskiego miasta, oglądające świat w perspektywie odwróconej lornetki teatralnej. Maleńki, daleki, lecz prawdziwy życiem. Naszym życiem.

Spektakl został skonstruowany z serii mikro-scenek wysnuwających się jedna z drugiej niczym szereg kolorowych husteczek wyciąganych z cylindra przez cyrkowego magika. Tłum przechodniów, drobny aferzysta ubezpieczeniowy przyucza nowego pracownika, dziewczęta robią sztuczne kwiaty, państwo rzeźnikowie rozczulają się nad prosiakiem i podnoszą zalety kulinarne prosięciny, Drogista produkuje trutki na szczury, które nieoczekiwanie eksplodują, pan Bloudek Dozorca wspomina kolegę, który wpadł do kadzi z roztopionym żelazem, wszyscy wybierają się pod miasto na festyn, piją piwo, chcą się kochać, bawić, weselić a potem, na porannym kacu, wracają do Pragi, gdzie zawędrują do szkoły tańca dla starszych i zaawansowanych, by tam przekonać się, że nie znajdą partnerki ani do walczyka, ani do tanga. Tragikomiczne przebudzenie ich i nasze Ale cały ten zziębnięty świat teraz ociepla Hrabal ogromną czułością wobec jego bohaterów, a więc także i wobec nas samych. Wszystko co małe ogromnieje, co płaskie - nabiera kształtu, co smutne - rozświetla się dobrocią, co trywialne - rozpływa się w cieniu dyskrecji. A zasługa tego uwznioślenia jest zasługą wspaniałych aktorów: pana Kowalewskiego dobrodusznego naciągacza-ubezpieczeniowca, rozamorowanej pani rzeźnikowej - pani Marty Lipieńskiej i jej scenicznego męża pana Carewicza, pani Kucówny - przezabawnej Matki, pana Bargiełowskiego - Drogisty-dystrakta, Ogrodnika - roli perełki zagranej przez pana Pawlika, komicznie poważnego Dozorcy - pana Michałowskiego i całej reszty obsady. Akcja toczy się żywo, humor przewija się z liryką, refleksja przechodzi w żart, los odkrywa swe absurdalne oblicze, gdy okazuje się, że pani doktorowa zakochała się w zwykłym tramwajarzu!

I jeszcze jedno: polskiej publiczności ludowość czeskiej literatury najczęściej znana jest z lektur "Przygód dobrego wojaka Szwejka" Haszka. Jest to sama dosadność, tak słowna jak sytuacyjna, humor koszarowy, słowa grube i grubo ciosane postaci bohaterów. Nic z tego nie znajdziemy u Hrabala. Ciepło, liryzm i głębsza prawda refleksji nad ludzkim losem bez patosu, ale i bez szyderstwa - charakteryzują jego piśmiennictwo. Poprostu mądre i piękne.

Tyle o Hrabalu, praskich, "bambinach" na warszawskiej scenie i spektaklu pani Glińskiej, na który namawiam każdego, kto wybierze się do Polski.

Data publikacji artykułu nieznana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji