Artykuły

Sen i groza w Bałtyckim Teatrze Tańca

"Święto wiosny" w choreogr. Izadory Weiss i "Sen" w choreogr. Wojciecha Misiury w Bałtyckim Teatrze Tańca przy Operze Bałtyckiej w Gdańsku.

Izadora Weiss osadziła historię Dziewczyny - Kobiety tu i teraz. Teraz to u niej znaczy w świecie czadorów, hidżabów i burek, ale także w środowisku naszych patologii społecznych i co ważne, wśród białych kołnierzyków wsiadających do swych wypasionych bryk. Temat, który zainspirował choreografkę do stworzenia najnowszego spektaklu w Bałtyckim Teatrze Tańca, to stara jak świat walka płci. Muzyka Igora Strawińskiego, chwilami brzmiąca bardzo nowocześnie, pewnie za sprawą świetnego nagrania Młodzieżowej Orkiestry im. Simona Bolivara pod dyrekcją wizjonerskiego Wenezuelczyka Gustavo Dudamela, też do współczesnych nie należy.

Przypomnijmy, że kompozytor zaprezentował ją po raz pierwszy w Paryżu w 1913 roku, ale to właśnie muzyka, którą zafascynowana jest choreografka, zaważyła na decyzji pokazania "Święta wiosny" w dzisiejszym wydaniu. Diametralnie różnym niż poprzednie. I dlatego prezentacja BTT oparta jest na zupełnie współczesnych przykładach.

Czego zatem, mimo że w tradycji przekazu fabularnego do muzyki Strawińskiego jest to mocno zakorzenione, nie ma w spektaklu Weiss? Nie ma libretta opartego na staroruskim obrzędzie pogańskiego ofiarowania Dziewczyny, nie ma powitania budzącej się do życia wiosny, nie ma ofiary składanej Ziemi w zamian za życiodajne źródła. Nie ma świętego kurhanu i nadziei.

Dlaczego?

Choreografka odrzuciła zdecydowanie libretto znane z układów Niżyńskiego czy Bejarta, nazywając je nawet dyrdymałami i osadziła historię Dziewczyny - Kobiety tu i teraz. Teraz to u niej znaczy w świecie czadorów, hidżabów i burek, ale także w środowisku patologii społecznych i co ważne, białych kołnierzyków wsiadających do swych wypasionych bryk.

Spektakl w warstwie fabularnej jest zdecydowanym protestem przeciwko przemocy, zniewoleniu i uzależnieniu kobiety od partnera. Pokazuje kobiety - zabawki w rękach brutala, gwałcone, poniżane, wreszcie zabite. Nie potrafiące się bronić, niepewne swych racji, poddające się męskiej dominacji. Weiss traktuje temat bardzo emocjonalnie, jak sama stwierdza - "nie zamiatając niczego pod dywan", bo nie potrafi, nie chce godzić się na przemoc istniejącą na wszelkich piętrach kulturowych, na stan rzeczy, z którym spotykamy się na co dzień i na który trudno przymknąć oczy.

Mamy więc mocny, brutalny przekaz - dziewczyny są odzierane z sukien, targane po ziemi, popychane, szturchane, wreszcie gwałcone. Ale przesłanie nie rozwija się dramaturgicznie, pozostaje na etapie kilkunastu scen traktujących o walce płci, o konflikcie poniżanych kobiet z wiecznie dominującymi osiłkami rodzaju męskiego. W propozycji choreograficznej zbyt dużo jest powtórzeń i dosłowności. Do zupełnie niepotrzebnych w spektaklu należy, moim zdaniem, sekwencja "na szpilkach" - dziewczyny żyjące w stanie permanentnego zagrożenia i strachu przebierają się i zachowują jak panienki spod latarni. Czemu to ma służyć, trudno zgadnąć.

Ale ma też spektakl sporo interesujących walorów, jest dynamiczny, zwarty, choreografka sprawnie operuje zespołem, szczególnie męskim, w nim wyróżnia się Michał Ośka, dobry aktorsko. Wyraziście rysuje charaktery poszczególnych postaci, widoczne są Natalia Madejczyk, Zuzanna Marszał i Franciszka Kierc, zwłaszcza w przejmującej scenie kiedy wisi na pionowym podeście. W momencie brutalnego poniżenia jest przekonywająca w ruchu i chyba niepotrzebnie choreografka dodała jej jeszcze efekty głosowe.

Całość trwa, zgodnie z zapisem muzycznym, trzydzieści pięć minut i na pewno nie pozostawia widza obojętnym. Jedni będą oburzeni, innych wprawi w zachwyt, na pewno wzbudzi emocje, ale może i skłoni do refleksji. Jest własnym głosem choreografki, protestem przeciwko złu świata, w którym przyszło nam żyć. A wybór muzyki takiej, a nie innej, do przekazania własnej opowieści jest prawem twórcy, chociaż świętowania ani wiosny widz tu nie uświadczy.

"Sen" to druga część widowiska złożonego z dwóch propozycji choreograficznych. Pierwotnie miała być prezentowana "Historia żołnierza", też Strawińskiego, przygotowana przez twórcę odnoszącego wspaniałe sukcesy naszego Teatru Ekspresji, Wojciecha Misiurę. Artysta zdecydował się jednak na muzykę Estończyka Arvo Pärta. Na pytanie dziennikarza, o czym jest jego nowy spektakl przygotowany z Bałtyckim Teatrem Tańca, odpowiada: "Zatytułowany jest "Sen", robimy go metodą nowego teatru. Nie ma fabuły, zamiast niej są gęste emocje. Bohaterami są młodzi ludzie, którzy śnią - wiadomo o czym /-/ Ale to nie będzie szokowanie tematami obyczajowymi, raczej zabawa różnymi konwencjami".

No więc tak - fabuły rzeczywiście nie ma, ale też kompletnie brakuje emocji. Jakichkolwiek. Spektaklowi najzwyczajniej na świecie zabrakło reżysera, który zbudowałby interesującą całość. Nie ma też, moim zdaniem, zabawy, w zamian widz borykać się będzie z wszech obezwładniającą nudą. Kilkakrotnie coś się zaczyna, zawiązują się jakieś dramaturgiczne wątki między niektórymi duetami, niestety, niedopowiedziane, niedokończone, z których niewiele wynika.

Piszę to z przykrością, mając w pamięci znakomite spektakle "Miasto mężczyzn", "Umarli potrafią tańczyć" czy interesującą etiudę w "Men's Dance". Niestety, tym razem intuicja zawiodła artystę, nie potrafił natchnąć tancerzy wiarą w sens tego, co mają zatańczyć, wykrzesać z nich zapału, zaangażowania. I nie pomogła tu efektowna akrobacja na ścianie wspinaczkowej ani rajdy rowerowe wokół sceny. Ci młodzi w propozycji Misiury nie śnią, oni usypiają sami siebie i proponują to widowni. I nie wierzę, że potrafi ich i nas obudzić przejeżdżający z hukiem pociąg ekspresowy. Pytanie zasadnicze bowiem brzmi - dokąd zmierza i dlaczego w ogóle jedzie?

Na zdjęciu: "Święto wiosny"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji