Rok pięknego śpiewania
- Ciągle jesteśmy na etapie budowania trwałych kontaktów, bo festiwal ma dopiero cztery lata. Zyskał już jednak prestiż, dzięki temu finalizujemy rozmowy z Narodową Filharmonią Litwy na 2012 rok. Chcemy do Gdańska zapraszać też najlepsze rodzime zespoły, za rok zatem wystąpi Filharmonia Poznańska - mówi KONRAD MIELNIK, dyrektor Gdańskiego Festiwalu Muzycznego.
Konrad Mielnik, dyrektor Gdańskiego Festiwalu Muzycznego, zdradza swój pomysł na atrakcyjną imprezę muzyczną
Zapowiadał pan, że w tym roku szykuje pan festiwal kontrastów. Udało się ten pomysł zrealizować?
Konrad Mielnik: Nie do końca, jak to zresztą zazwyczaj bywa. Mniej będzie, niż planowaliśmy, muzyki współczesnej, która miała być mocno skontrastowana z muzyką dawną graną na instrumentach z epoki. Atrakcyjnym zderzeniem będzie natomiast wieczór z utworami Vivaldiego i Piazzoli. A w całym programie wielkie formy oratoryjno-kantatowe sąsiadują z recitalami i muzyką kameralną. Nie twierdzę zatem, że będzie to festiwal kontrastów, mam nadzieję, że publiczność uzna, iż proponujemy jej różnorodny program.
A długo musiał pan namawiać Stefanię Toczyską, by została artystką rezydentem tegorocznej edycji?
- Znamy się od dawna, zgodziła się więc od razu, ale jest osobą bardzo zajętą i musiały minąć dwa lata, nim w swoim terminarzu znalazła miejsce dla naszego festiwalu. W 2009 roku Stefania Toczyska miała premierę w Paryżu, teraz w Gdańsku będzie w przerwie swej pracy w Monachium.
Jak jej obecność wpłynęła na układ programu?
- Przygotowaliśmy wyjątkowo dużo muzyki wokalnej w wykonaniu plejady świetnych śpiewaków i chórów, zarówno na koncertach muzyki dawnej, jak i podczas gali operowej.
To będzie też festiwal zespołów ze Słowacji.
- Rozmowy ze Słowacką Filharmonią Narodową trwały ponad dwa lata. Nasz festiwal chce jednak prezentować muzykę i artystów państw basenu Morza Bałtyckiego oraz Grupy Wyszehradzkiej. Cieszę się, że udało się zaprosić nie tylko Słowacką Filharmonię Narodową, ale i Słowacką Orkiestrę Kameralną Bohdana Warhala. Jako bardzo młody człowiek byłem na jej koncercie. Minęło wiele lat, a wciąż mam w pamięci ich występ. Obecny szef kameralistów Ewald Danel mówi zresztą świetnie po polsku, tak samo jak kiedyś Bohdan Warhal. A co najważniejsze, jest świetnym skrzypkiem.
Artystów z jakich państw chciałby pan w przyszłości zaprosić na swój festiwal?
- Ciągle jesteśmy na etapie budowania trwałych kontaktów, bo festiwal ma dopiero cztery lata. Zyskał już jednak prestiż, dzięki temu finalizujemy rozmowy z Narodową Filharmonią Litwy na 2012 rok. Chcemy do Gdańska zapraszać też najlepsze rodzime zespoły, za rok zatem wystąpi Filharmonia Poznańska. A artystą rezydentem będzie Konstanty Andrzej Kulka, zatem szykuje się duża dawka muzyki na instrumenty smyczkowe.
Takie perspektywiczne myślenie świadczy, że robi pan rzeczywiście poważny festiwal.
- Konkretne plany sięgają 2013 roku. Jest to możliwe dzięki stabilizacji finansowej zapewnionej nam przez władze Gdańska. Miasto jest naszym głównym mecenasem i przyznało nam dotację na trzy kolejne edycje.
I nie musi pan już walczyć o publiczność?
- O nią zabiega nieustannie dyrektor każdego festiwalu. Nie narzekamy na frekwencję, co nie znaczy, że możemy popaść w samozadowolenie. W tym roku największym zainteresowaniem cieszy się recital Ingolfa Wundera. Muszę podkreślić, że zaprosiłem go, zanim został laureatem Konkursu Chopinowskiego.
A wykonanie pasji Carla Heinricha Grauna "Der Tod Jesu" też pan wymyślił?
-To efekt przede wszystkim wspólnych rozmów z dyrektorem Romanem Peruckim. Festiwal odbywa się w szczególnym okresie. Zaczynamy w dniu rocznicy śmierci Jana Pawła II, jeden z koncertów wypada w rocznicę katastrofy smoleńskiej, trwa Wielki Post. Znalazło to odbicie w programie nie tylko koncertu inauguracyjnego i finałowego, ale i innych wieczorów.