Artykuły

Sen miałam taki...

...Śniło mi się Czarne Wojsko u bram miasta, Czarne Wojsko chciało zalać kraj, zniszczyć Polskę; szukałam pomocy, znikąd jej nie było, tylko książę - bo i do niego się udałam, mógł je odepchnąć i odrzucić. Zniszczyć tak jak one chciały uczynić to z nami. Ale książę zastygły w bezruchu na swym koniu - spał - musiałam go więc obudzić. Koniecznie. Za wszelka cenę. On jeden mógł mi i nam wszystkim pomóc. Ale w każdym przedsięwzięciu przeszka­dzał mi pajac. Zielony ten, który powinien wisieć na lampie. Wszy­stko utrudniał i wyszydzał. Prześmiewca obrzydły, zielone bydlę.

Ten "Sen" Felicji Kruszewskiej utkany został z odwiecznych na­szych, polskich snów, snów śnionych szczególnie w latach niewoli. Pojawiający się w nim ludzie i sprawy pochodzą z narodowej his­torycznej rekwizytorni, do której m. in. tak chętnie zaglądał Sta­nisław Wyspiański. Bo i w tym śnie pełno Wyspiańskiego, od wy­słannika - Wernyhory przemienionego w Robotnika, który pomógł Dziewczynce w nastawieniu Zegara na nowy czas, aż do finałowego tańca ze Słomianym Chochołem w tle.

Trzeba tu od razu powiedzieć, że zarówno inscenizator tego snu - scenariusza jak i scenograf przeczytali go doskonale, odczytali go poprzez znakomitą znajomość Wyspiańskiego, także przez świetną orientację właśnie w tej narodowej rekwizytorni. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie ma w tym śnie innej poetyki np. rodem z Kafki, poetyki grozy i strachu (kapitalny i najczystszy obraz - Biuro!). Spo­ro tu z poetyki Horwatha ("Nieznajoma z Sekwany").

Czy jest zatem celowe przypominanie dziś, po 50 latach, zu­pełnie zapomnianego utworu i czy w kształcie nadanym mu przez Hebanowskiego jest ono przedstawieniem ciekawym dla dzisiej­szego widza?

Sztuka powstała w 1925 roku, grana była najpierw w wileńskiej Reducie - stanowiąc jednocześnie ostatnie ogniwo rozłamu zes­połu, po którym Edmund Wierciński (grał Zielonego Pajaca) wyje­chał z kilkunastu osobami do Poznania, gdzie powtórzył insceniza­cję "Snu". Na utwór napisany przed 50 laty - a jest w nim prze­czucie lat czterdziestych naszego wieku - patrzymy dziś poprzez do­świadczenia faszystowskiej niewoli, kominów i grozy czarnego woj­ska. Są one dla nas jednoznaczne, przerażające.

A na scenie aktorsko przedstawienie jest więcej niż dobre, cóż, epizodyczne etiudy obsadził Hebanowski takimi tuzami gdańskiej sceny jak Słojewska, Winiarska, Gwiazdowski, Burzyński, Ostrowski. Stanisław Igar w przekonywający sposób gra w premierowej ob­sadzie wodzów czarnych wojsk, które otoczyły już miasto. Świetnie też radziła sobie z ogromnym tekstem i zmienną poetyką snu debiu­tująca na gdańskiej scenie Wanda Neumann. Zastrzeżenia budzi tylko Zielony Pajac (Wiesław Nowicki) - zaznaczający co prawda swoją obecność w każdej niemal scenie - ale chciałoby się jednak, aby w większym stopniu ciążył on nad snem, był bardziej inspira­torem, czarodziejem snu.

O tym, że Hebanowskiemu odpowiada teatr, literacki, że umie on pracować z aktorem, przekonałam się już dawno, jeszcze w Poz­naniu; "Sen" przekonał mnie o tym, że inscenizowanie dużych, wieloobsadowych sztuk nie leży poza sferą jego zainteresowań i mo­żliwości. W tym przypadku walnie pomógł inscenizatorowi Marian Kołodziej i Andrzej Głowiński (tworzący wielce sugestywną, nastro­jową muzykę). Ta trójca zbudowała wespół z aktorami spektakl odznaczający się doskonałym zaznaczeniem poetyki snu, płynnym przenikaniem obrazu w obraz, jednorodnym rytmem, tempem, może tylko w pierwszej części nieco słabszym. Piękny to, poetycki spek­takl, w którym wszystkie elementy obsadzone i zegrane są w spójną całość. Piękny, wart przemyślenia, dający przeżycia zarówno wizu­alne jak i treściowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji