Artykuły

Prawo ignoruje specyfikę instytucji kultury

- Nie jestem naiwny i nie łudzę się, że podpisanie Paktu przez stronę rządową załatwi sprawę i odtąd kulturze w Polsce będzie już tylko lepiej. Ale na pewno byłby to bardzo ważny gest, jakieś zobowiązanie, z którego władzę można by próbować rozliczać - mówi Jarosław Suchan, dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi.

Jaś Kapela, Krytyka Polityczna: Prof. Hausner w trakcie dyskusji o perspektywach polskich muzeów sztuki nowoczesnej stwierdził, że aktualnie powstaje 11 placówek tego typu. Roczny koszt utrzymania warszawskiego MSN jego dyrektorka ocenia na 25-30 milionów złotych. Czy nie oznacza to, że postulat zwiększenia środków na kulturę, czego domagają się Obywatele Kultury, jest prostą koniecznością, z której władze muszą zdawać sobie sprawę? Jarosław Suchan: Skala problemu jest jeszcze większa. Powstają nie tylko muzea sztuki współczesnej, ale także filharmonie, opery, teatry, różne muzea tematyczne, a ponadto rozbudowuje się już istniejące instytucje kulturalne. To oczywiście sprawia, że wydatki na kulturę rosną i będą musiały rosnąć. Czy władze zdają sobie z tego sprawę?

Minister Zdrojewski apeluje, by nie decydować się pochopnie na kolejne inwestycje kulturalne, rzecz jednak nie w tym, by przestać inwestować w rozwój tego sektora, ale zastanowić się, w jaki sposób sfinansować koszty tego rozwoju.

Do nadrobienia są bowiem potężne zaległości cywilizacyjne. Oczywiście, tworzenie nowych instytucji kultury nie powinno po prostu zaspokajać ambicji lokalnych polityków lub interesów takiej lub innej wpływowej grupy. Musi odpowiadać na realne potrzeby. Ale przede wszystkim należy pomyśleć, po pierwsze - nad zwiększeniem nakładów publicznych na kulturę, tak by dorównały europejskiej średniej, a po drugie - nad mechanizmami prawnymi, administracyjnymi, fiskalnymi, które mogłyby zwiększyć udział sektora prywatnego w finansowaniu kultury. Bo środków publicznych zawsze będzie za mało. Póki co nie widzę jednak, niestety, woli politycznej wśród rządzących, by działać w tym kierunku. A efekt może być podobny do tego, jaki przyniósł boom inwestycyjny w Hiszpanii w latach 80.: tam również, dzięki łatwemu dostępowi do funduszy unijnych i ekonomicznej koniunkturze, niemal w każdym większym mieście pobudowano muzea, centra sztuki, teatry, a teraz nie ma środków na ich utrzymanie, na prowadzenie działalności. Wiele z tych instytucji ledwo wegetuje.

A jakie to mogłyby być mechanizmy? Czy proponowany przez Pakt dla kultury odpis 1% CIT-u wydaje się racjonalnym pomysłem? Czy raczej tylko zmniejszy dochody państwa i samorządów, a pieniądze zostaną w dużej mierze przeznaczone jedynie na kampanie promocyjne poszczególnych firm?

- Rzeczywiście, istnieje niebezpieczeństwo, że firmy mogą przeznaczać w ramach tego 1% odpisu środki na projekty, które tylko z nazwy będą kulturalne. Są jednak sposoby, by takiemu pseudomecenatowi zapobiec. W Brazylii na przykład można sobie odpisać od podatku wydatki poniesione jedynie na te projekty, które znalazły się na liście co roku tworzonej przez radę ekspertów powoływanych przez tamtejsze ministerstwo kultury. Poza tym CIT nie jest jedynym możliwym rozwiązaniem. W Szwecji inwestorzy są zobowiązani do przeznaczania określonego procentu od wartości inwestycji na kulturę w miejscu realizacji swoich przedsięwzięć. Można też pomyśleć o nowelizacji prawa spadkowego, tak by zachęcało (poprzez ulgi podatkowe) do tworzenia zapisów na rzecz organizacji kulturalnych. Można wreszcie zastanowić się nad wprowadzeniem możliwości odpisywania od podatku czy też od podstawy opodatkowania darowizn na cele kulturalne. Czyli rozszerzyć zakres już istniejącej zasady, która umożliwia przekazywanie 1 procentu podatku na rzecz organizacji pożytku publicznego. To tylko kilka rozwiązań, które już w innych krajach funkcjonują i jakoś się sprawdzają.

Ale rozumiem, że pytanie dotyczy fundamentalnej kwestii: czy kultura winna być finansowana przede wszystkim z podatków? Czy to państwo (i samorządy) winno decydować, jak będą wydawane środki obywateli, czy sam obywatel? Otóż wydaje mi się, że jak w większości innych krajów, tak i u nas nieuchronny jest system mieszany. A wprowadzenie rozwiązań, dzięki którym obywatel będzie miał wpływ na to, jak przynajmniej część jego pieniędzy będzie na kulturę wydawana, może mieć poza wszystkim pewien walor edukacyjny. Może prowadzić do silniejszej identyfikacji i większej odpowiedzialności za to, co się dzieje w kulturze.

A jak pan ocenia postulat wprowadzenia "audytu środków publicznych przeznaczanych na kulturę"? Po objęciu posady dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi zlecił pan zewnętrznej firmie audyt struktury organizacyjnej muzeum. Czy powinien być to standard we wszystkich instytucjach kultury?

- Poważnym błędem było to, że po 1989 roku nie przeprowadzono tego rodzaju audytu we wszystkich publicznych instytucjach kultury. Taki audyt, po pierwsze, pokazałby, które instytucje są źle zorganizowane i źle zarządzane, po drugie, mógłby uświadomić rządzącym, jakie są realne koszty utrzymania i funkcjonowania tych instytucji. A tak z jednej strony mamy do czynienia z oskarżeniami, że instytucje publiczne marnotrawią środki publiczne, bo się niezreorganizowany, z drugiej zaś z budżetami, które nijak sie mają do realnych potrzeb. Odpowiadając więc na pana pytanie: tak, takie audyty powinny być standardem. Problem jednak w tym, że postulat, który pan zacytował, można też zrozumieć inaczej - jako wzmocnienie kontroli nad finansami instytucji. A co do tego mam poważne wątpliwości. Już teraz są one poddane nadzorowi na wiele różnych sposobów. Skutek jest taki, że mamy coraz bardziej rozbudowaną biurokracją i coraz większe utrudnienia w działalności. Poza tym obecnie sprawdza się jedynie, czy środki zostały wydane zgodnie z obowiązującymi procedurami-i czy wszystkie formalne wymogi zostały dopełnione. Nie kontroluje się, czy pieniądze rozdysponowano racjonalnie i na naprawdę wartościowe przedsięwzięcia. Mało tego, już teraz rozrost owych procedur kontrolnych sprawia, że coraz więcej czasu wymaga ich obsługa. A za ten czas płaci się publicznymi środkami

A widzi pan jakiejś wyjście z tej kwadratury koła? Jak kontrolować publiczne pieniądze, aby nie marnować ich na nadmierne kontrole?

- Przede wszystkim konieczne są zmiany prawne, w ustawie o finansach publicznych, w ustawie o zamówieniach publicznych, a także racjonalizacja i uproszczenie biurokratycznych procedur. Oczywiście środki publiczne muszą być wydawane w sposób przejrzysty i zgodny z prawem, ale muszą być także wydawane tak, by wysokość nakładów była odpowiednia do wartości finansowanego przedsięwzięcia. I to przede wszystkim powinno podlegać ocenie. Ale żeby to oceniać, po pierwsze trzeba ustalić kryteria oceny, a po drugie mieć odpowiednie kompetencje. I tutaj pojawia się kłopot, bo takich kompetencji w urzędach sprawujących nadzór nad środkami publicznymi często po prostu brak. Z kolei dysponenci tych środków niekiedy sprawiają wrażenie, jak gdyby finansowali różne projekty czy różne instytucje siłą rozpędu, bez zastanawiania się nad tym, jakie to ma przynieść rezultaty. Jakimś rozwiązaniem byłoby powierzenie oceny niezależnym ciałom eksperckim. Co prawda na pewnym poziomie już to się dzieje-na przykład przy niektórych instytucjach istnieją rady programowe, które oceniają działalność również od strony merytorycznej-brakuje jednak mechanizmu, który sprawiałby, że z takiej ewaluacji coś konkretnego dla instytucji wynika. Dodam, że poprawa kontroli nie powinna dotyczyć tylko instytucji publicznych, ale wszystkich podmiotów, które są dofinansowywane ze środków publicznych. Nieracjonalne wydawanie publicznych pieniędzy jest też problemem trzeciego sektora.

Jakie były efekty audytu w Muzeum Sztuki?

- Audyt pozwolił zdiagnozować, w których miejscach zawodzi organizacja pracy, co stało się podstawą reformy struktury organizacyjnej, usprawnienia systemu komunikacji między działami i określenia jasnych procedur działania. Nie wdając się w szczegóły, powiem tylko, że dzięki tym zmianom, mimo znacznego powiększenia się instytucji (po otwarciu nowej siedziby MSz) i radykalnej rozbudowy programu, zatrudnienie udało utrzymać się na dotychczasowym poziomie. Wzrosła jedynie, co było nieuchronne-skoro powierzchnia wystawiennicza zwiększyła się dwukrotnie-liczba osób pilnujących ekspozycji, natomiast zespół merytoryczny i administracyjno-finansowy pozostały mniej więcej takie same.

A jak pan ocenia Pakt dla kultury? Czy tego rodzaju dokument ma szansę poprawić sytuację kultury?

- Nie jestem naiwny i nie łudzę się, że podpisanie Paktu przez stronę rządową załatwi sprawę i odtąd kulturze w Polsce będzie już tylko lepiej. Ale na pewno byłby to bardzo ważny gest, jakieś zobowiązanie, z którego władzę można by próbować rozliczać. Pakt jest też ważny, bo stara się pokazać, że rozwój kultury leży w interesie nas wszystkich. Dodatkowa korzyść to to, że praca nad Paktem już teraz zbliżyła do siebie środowiska, które do tej pory walczyły o sprawy kultury niezależnie od siebie. Jako jedno środowisko skupione wokół wspólnej sprawy z pewnością stanowimy siłę, z którą trzeba się bardziej liczyć.

A czego panu w Pakcie brakuje? Czy pewnym zagrożeniem nie jest, że ze swoim dość hermetycznym, urzędowym językiem nie ma szans trafić do odbiorców kultury, a jedynie do jej twórców i menadżerów?

- Głównym adresatem Paktu jest rząd, stąd ten język: ma uczynić postulaty Obywateli Kultury kompatybilnymi z tym, co zawierają rządowe dokumenty opisujące strategię rozwoju państwa. Czy to jest dobra taktyka, to się okaże. Nie ukrywam, że mam pewne obawy. Niepokoi mnie zwłaszcza, że w tym języku trudno wyartykułować wartość kultury jako autonomicznej dziedziny, że kultura w nim opisywana zawsze ma wartość ze względu na coś wobec niej zewnętrznego, że jest w nim instrumentalizowana. Daje to, co prawda, szansę przesunięcia kultury z marginesów uwagi decydentów nieco bliżej centrum, ale w dłuższej perspektywie może rodzić również negatywne skutki. Może doprowadzić do tego, że premiowane będą głównie te przedsięwzięcia, które najlepiej te zewnętrzne cele realizują, a niekoniecznie te, które prezentują istotną wartość kulturową.

A czego mi brakuje? W tworzenie Paktu zaangażowane są różne środowiska, każde z nich żyje nieco odmiennymi problemami i może mieć nieco inne pomysły na ich rozwiązanie. Siłą rzeczy jest to dokument bardzo ogólny, bo tylko taki daje szansę na utrzymanie tej koalicji. Dla mnie najpoważniejszy jest brak tego, o czym już mówiliśmy, a więc postulatu poprawy regulacji prawnych, uproszczenia procedur administracyjnych, zmniejszenia biurokracji. Bo oczywiście, rozwój kultury hamuje brak odpowiednich środków, ale drugim największym problemem jest prawo, które kompletnie ignoruje specyfikę kulturalnej działalności. Dotyka to zwłaszcza instytucji publicznych. Coraz sztywniejszy gorset różnych prawnych i administracyjnych rygorów, w jakich muszą funkcjonować, czyni działalność w nich coraz trudniejszą, czaso- i kosztochłonną. Obawiam się jednak, że gdyby zapisy tego dotyczące wprowadzić do Paktu, byłby on jeszcze bardziej hermetyczny i "urzędniczy".

A co sądzi pan o zmianach zaproponowanych przez MKiDN na spotkaniu z Unią Teatrów Polskich? Czy podobne spotkanie odbyło się albo ma się odbyć również z dyrektorami muzeów?

- Było ogólne spotkanie z dyrektorami instytucji narodowych i współprowadzonych przez Ministerstwo. Nie wydaje mi się, by kolejne, z dyrektorami muzeów, było potrzebne. Proponowane zmiany w ustawie tak naprawdę w istotny sposób wpłyną przede wszystkim na funkcjonowanie teatrów, filharmonii, orkiestr itp. Czy w przypadku tych instytucji mają sens - nie wiem, zbyt słabo znam ich specyfikę. Jeśli chodzi o muzea, zmienia się niewiele, głównie w sytuacji prawnej dyrektorów. Ale nie są to zmiany, wbrew temu, co się mówi, rewolucyjne. Szczerze mówiąc, jestem trochę rozczarowany skalą tych nowelizacji. Początkowo mówiło się o stworzeniu swego rodzaju "konstytucji kultury" czyli kompleksowych rozwiązaniach prawnych, dzięki którym prawo w końcu stanie się pomocą, a nie utrudnieniem w działalności kulturalnej. Skończyło się na deregulacji tylko jednej ustawy. Super, ale w codziennym funkcjonowaniu instytucji kultury dużo bardziej dotkliwy jest, o czym mówiłem, reżim ustaw uniwersalnych: o finansach publicznych, o zamówieniach publicznych. Przydałoby się też ustawowe uregulowanie sponsoringu. Dopiero tak szeroko zakrojona akcja ustawodawcza może przynieś istotną zmianę w kulturze. Aby ją jednak przeprowadzić, potrzebna jest wola nie tylko Ministerstwa Kultury, ale całego rządu i koalicji mającej sejmową większość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji