Artykuły

Bruksela. Marian Pankowski nie żyje

Miał 92 lata, ale ze względu na odwagę w przełamywaniu tabu bywał nazywany najmłodszym polskim pisarzem uprawiającym "wieczną w polszczyźnie rozróbę".

Ten prozaik, poeta i dramaturg zajmuje w polskiej literaturze - krajowej i emigracyjnej - miejsce osobne. Jego twórczość porównywano do pisarstwa Gombrowicza i Białoszewskiego, choć w Polsce jest znana mniej niż w Belgii, gdzie mieszkał od zakończenia II wojny. Zainteresowanie Pankowskim - krytycznym wobec polskich mitów narodowych - wzrosło dopiero w ostatnich latach.

W utworach podejmujących tematykę wojny był ostentacyjnie antymartyrologiczny. Uprawiał własny program eksperymentatorski. Inspirował się kulturą plebejską: staropolskimi obscenikami, sowizdrzalską kpiną, makabrą i barokową fantastyką. Za mistrza miał Rabelais'go.

Wspominał w rozmowie z Katarzyną Bielas w "DF" pięć lat temu: - W 1946 r. dwaj dominikanie zajęli się kolonią polską w Belgii. Zaprosili studentów w góry francuskie. Większość to była młodzież z Powstania Warszawskiego, była wśród nich moja przyszła żona. Pamiętam spacery, rozmowy i ich śpiewy powstańcze. To ich scalało w jakąś wspólnotę, rodzinę. Czułem, że wśród tych ludzi dla mnie - po kacecie - miejsca nie było. Ja w "Z Auszwicu do Belsen" cytuję śpiewy, których w obozie nauczyli nas kryminaliści niemieccy, bandyci. Giedroyc powiedział: "Panie Marianie, nasze książki docierają do klasztorów, do bibliotek parafialnych. My nie możemy pana Matugi posłać w takie miejsca, to znaczy nie możemy wydać". Chodziło oczywiście o erotykę, skatologię. To samo było długo w Polsce. Posłałem Iwaszkiewiczowi. On: "Kochanie, takie słowa? U nas takie sprawy?". A Jan Kott: "Proszę pana, pan pisze wbrew nurtowi literatury".

Urodził się w Sanoku. - Ojciec pochodził z wioski Proszowice, w Krakowie otrzymał tytuł mistrza ślusarskiego i przyjechał pracować w fabryce wagonów. Należał do PPS-u. Przed wojną moją największą opresją było ubóstwo. Nigdy nie kupiłem sobie książki, bo nie było mnie stać.

Na rok przed wybuchem wojny rozpoczął studia na UJ, należał do ZWZ i AK, aresztowany przez gestapo, przeżył trzyletnie uwięzienie w hitlerowskich obozach koncentracyjnych. - Jestem kłopotliwym byłym więźniem - mówił. - Nie nadaję się na obchody w Auschwitz. To są sprawy złożone, mało wymierne, tak jak życie w Polsce Ludowej. Uważam, że jeśli ktoś przeżył obóz, to tylko dzięki wyjątkowo sprzyjającym warunkom. Aby przeżyć, nie trzeba było się sprzedawać, wystarczyło otrzymywać drugą miskę zupy. Ja dostawałem od kolegi mojego brata. Leczył zęby esesmanom, więc jadł ich obiady.

W latach 50. był związany z "Kulturą" paryską, z czasem został szefem slawistyki na Université Libre de Bruxelles (obronił doktorat o Leśmianie). Najważniejsze jego książki to "Matuga idzie", "Rudolf", "Pątnicy z Macierzyzny", "Z Auszwicu do Belsen" (nominowane do Nike), "Putto", "Ostatni zlot aniołów" (Nagroda Literacka Gdynia).

Nie realizował "etosu polskiego pisarza emigracyjnego", przyjeżdżał do PRL-u. O rozstaniu z Giedroyciem mówił: - Od 1953 r. przyjeżdżałem do Maisons-Laffitte co miesiąc i w kuchni, przy kawie, dyskutowaliśmy, co i jak, Miłosz, Jeleński itd. Otrzymywałem książki do recenzji, odpisywałem pisarzom na papierze "Kultury", czy ich drukujemy. Ufano mi. W 1958 r., już jako obywatel belgijski, pojechałem, na zaproszenie rodziny, do kraju. Pomyślałem sobie wtedy: - Tu mogło nie być Polski, tu mógł być kartofel dla Niemców albo jeszcze jedna radziecka obłast', a jest Polska. Byłem szczęśliwy. Wracam i jadę do Paryża. Jest Miłosz, Czapski, Jeleński, Giedroyc oczywiście. "No i jak?" - pytają. A ja, że w Polsce książkę można kupić za bezcen i że teatry są przepełnione. Przywiozłem wizję zachwyconego, naiwnego chłopca z prowincji, w której - przyznaję - nie było wiele miejsca na jęki bitych w więzieniach AK-owców.

Z tego pobytu w Polsce wspominał jeszcze: "W Sanoku byłem zaproszony do państwa S., elegancka rodzina, pan ma krakowskie doktoraty. Podwieczorek, ciastko, herbatka. Jak pan nasze miasto znalazł? . A ja mówię: W ogóle nie ma Żydów . Prawda, nie ma Żydów! - on na to z radością. Żydów sanockich było ok. 5 tysięcy, a tylko dwóch żyje, jeden w Antwerpii, drugi w Izraelu".

Jako poeta debiutował przed wojną we lwowskich "Sygnałach", po wojnie uprawiał poezję także po francusku. W 1955 r. paryski Instytut Literacki wydrukował jego poetycką prozę "Smagła swoboda" (nagroda "Kultury"). W 1980 r. napisał powieść "Rudolf", historię znajomości mieszkającego w Brukseli Polaka z niemieckim homoseksualistą, byłym żołnierzem Wehrmachtu, który wojnę wspomina jako pasmo przygód seksualnych. Książkę uznano za pornograficzną, została wznowiona dopiero sześć lat temu nakładem Ha!artu. "Pisałem tę powieść dla siebie, a nie na zamówienie społeczne czy literackie" - mówił pisarz.

Krytykował przaśne oblicze polskiego katolicyzmu. Jego "Pątnica z Macierzyzny" (1987) to antyklerykalna satyra na pielgrzymki, drwina z ludowej religijności. "Wyrzuciłem z siebie wszystkie moje żale, złudzenia i pretensje do Kościoła jako instytucji, która zajmuje się tym, co nazywam sacrum. Zmusza człowieka, by myślał na klęcząco" - opowiadał Pankowski. Nie ukrywał, że stracił wiarę podczas wojny. Ale mówił: "W Europie słowo ateista jest nonsensowne, bo wszyscy jesteśmy wychowani w świecie ludzi wierzących. On jest, chociaż Go nie ma. Istnieje głęboko w naszych myślach, obawach, nieszczęściach i szczęściach. Jestem niewierzący, ale sprzeciwiam się głupocie ateistów uważających, że nauka wszystko wyjaśnia i udowadnia. Guzik. Niczego nie udowadnia".

- Podkładał ładunki wybuchowe pod kanoniczny gmach, ale w ciągu kilkunastu ostatnich lat sam w tym gmachu zamieszkał - mówi literaturoznawca prof. Przemysław Czapliński. - Gadanie, żywiołowe, spuszczone z uwięzi było dla niego aktywnością najważniejszą w ludzkim życiu, bo erotyczną. Dlatego jego pisanie to uwodzenie. Może dzięki temu pozostał najmłodszym spośród najstarszych pisarzy.

Pod koniec życia, w swoim, jak to określił Henryk Bereza, okresie "senioralnym", często podejmował temat erotyki ludzi starych, czasem drastycznej i obscenicznej. Wydał m.in. "Bal wdów i wdowców", "Była Żydówka, nie ma Żydówki".

Jego dramaty zebrane są w tomach: "Teatrowanie nad świętym barszczem" (1968), "Nasz Julo czerwony" (1981) oraz "Zygmunt August" (1986). Przekładał m.in. dramaty Michela de Ghelderodego. Wydał też antologię polskiej poezji z francuskimi przekładami Kochanowskiego, Sępa-Szarzyńskiego, Staffa, Ważyka, Micińskiego, Norwida i Miłosza.

Kilka tygodni temu autoryzował wywiad rzekę, jaki przeprowadził z nim Piotr Marecki. Książka ukaże się w tym roku pod tytułem "Nam wieczna w polszczyźnie rozróba". W wywiadzie dla "Gazety" mówił kiedyś: "Pojęcia moralne przekazywane z pokolenia na pokolenie są rodzajem nieśmiertelności".

Dla Gazety

Piotr Marecki, wydawca, Korporacja ha!art.

Po raz pierwszy zaprosiliśmy go do kraju w 2003 r. Zorganizowaliśmy wtedy konferencję pt. "Panko". Zaczęliśmy od wydania jego "Rudolfa", powieści, której w latach 80. Polska nie była jeszcze w stanie przyjąć. Konsekwentnie przełamywał tabu, realizował literaturę transgresyjną, opartą na zmysłach, wychwalającą byt materialny. Nawet pod koniec życia podejmował kwestię erotyki senioralnej, temat w polskiej kulturze dotychczas nieprzyswojony. Nigdy nie pozwalał nazywać siebie starcem. W jednym z listów do mnie pisał, że uprawia pochwałę doczesnego świata, bo innego nie ma. Zakorzenienie w doczesności to przesłanie Pankowskiego.

Będąc profesorem slawistyki, zajmował się specyficznym odłamem tej literatury - tym nieokrzesanym, zmarginalizowanym, transgresywnym. Zagłębiał się np. w traktaty barokowe, ale szukał zakorzenienia nie w duchu, ale w materii. Był poetą prozy, wywodził się z Leśmiania, który go inspirował. Język Pankowskiego był żywiołowy, nieokiełznany, plebejski, uczył się go przez lata z listów od swojej mieszkającej w Sanoku mamy. Był rewelatorem polskiego języka, uprawiał wieczną w polszczyźnie rozróbę.

prof. Przemysław Czapliński, literaturoznawca z UAM

Był cudownie niekonsekwentny. Zdyscyplinowany i ascetyczny w życiu codziennym, przydzielał swoim bohaterom przygody transgresyjne, pełne tożsamościowego ryzyka; atakował narodową i katolicką zapyziałość Kartoflanii, ale zachował czułość dla zbiorowych rytuałów; lubił drażnić rozmaite normy, naruszać tabu, przekraczać granice, wcale jednak nie chciał zamieszkać w świecie bez norm, granic i tabu; ustawicznie podkładał ładunki wybuchowe pod kanoniczny gmach, ale w ciągu kilkunastu ostatnich lat sam w tym gmachu zamieszkał. Najlepiej wypowiadał się w prozie i dramatach - tam, gdzie największą rolę odgrywa ludzkie gadanie, żywiołowe, niepowstrzymane, spuszczone z uwięzi. Gadanie było dla niego aktywnością najsilniejszą i najważniejszą w ludzkim życiu, bo erotyczną. Dlatego jego pisanie to uwodzenie. Może dzięki temu pozostał najmłodszym spośród najstarszych pisarzy.

not. sub

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji