Artykuły

Festiwalowy seks i gołe biusty

XLVI PTMF Kontrapunkt w Szczecinie podsumowuje Ewa Koszur w Głosie Szczecińskim.

Wyniki ogłoszone, nagrody rozdane. Tegoroczny festiwal Teatrów Małych Form Kontrapunkt 2011 stał na wysokim poziomie - przyznają wszyscy.

Pozytywnie ocenia szczeciński Kontrapunkt także Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które przyznało festiwalowi na trzy lata dotację w wysokości 300 tys. zł rocznie.

Jak było w tym roku? Bardzo ciekawie. Czasem śmiesznie, czasem szokująco, rzadko nudno.

Po pierwsze - niemal we wszystkich polskich spektaklach często padały słowa niecenzuralne. Może to i nic dziwnego, jako że wulgaryzmy zagościły na dobre wszędzie, także w biurach. Stąd nie było oburzenia, a jedynie śmiech widowni. Zwłaszcza, że aktorsko te wulgaryzmy zagrane były świetnie - bodaj najlepszy w tym był jeden z aktorów Teatru im. Juliusza Słowackiego w "Intymności" według tekstu Kureishi'ego.

Po drugie - na scenie chętnie uprawiano seks i to nie tyko ten w pozycji Jak pan Bóg przykazał", ale i w innych jego formach i konfiguracjach. Włącznie z masturbacją, w co szczególnie zaangażowany był bohater "Kompleksu Portnoya", spektaklu znakomicie zrealizowanego i zagranego przez czworo aktorów Teatru Konsekwentnego z Warszawy. Słusznie spektakl i jego wykonawcy otrzymali kilka nagród jury. Kreację Anny Smołowik wyróżnili także szczecińscy dziennikarze.

Po trzecie - w kilku przedstawieniach obejrzeliśmy gołe

biusty pań, w belgijskim - całą gołą aktorkę. Panowie zdejmowali na scenie najwyżej koszule. Jednak doczekaliśmy się w ostatnim konkursowym przedstawieniu, belgijskim "Global Anatomy". Tam już od pierwszej sceny widzowie zobaczyli całkiem gołego, chudego mężczyznę, a potem jego

towarzysza z przyczepionym obfitym biustem i fajtającym czymś pod slipami. Było jeszcze gorzej - główny bohater zrobił na scenie kupę. Oczywiście, nie dosłownie, za to bardzo wyraziście, dzięki zawartości dużej strzykawki, przyłożonej przez aktora pod tylną część ciała. Wielu widzów to wszystko rozśmieszyło i chyba o to chodziło twórcom spektaklu. Uczucia innych, bardzo oburzonych widzów, którzy stwierdzili, iż scena nie służy do składania na niej kupy, choćby i sztucznej, trzeba uszanować. Po czwarte - w wielu spektaklach przewijała się niełatwa do pokazania na scenie tematyka narodowościowa i obywatelska. Oglądaliśmy bardzo udaną realizację Mikołaja Grabowskiego "Opis obyczajów III" na podstawie tekstu księdza Kitowicza z XVIII wieku, który wytknął Polakom ich główne wady. Ten wątek pojawił się także w znakomitym spektaklu finałowym - w pozakonkursowej "Naszej klasie" według Tadeusza Słobodzianka. Tak świetnie pomyślanej sztuki o stosunku Polaków do Żydów i odwrotnie, o Jedwabnem, o tchórzach, donosicielach, towarzyszach i kierownikach, dawno nie widziałam. Publiczności podobał się także spektakl "Między nami dobrze jest" [na zdjęciu] na podstawie tekstu Doroty Masłowskiej ze świetnymi kreacjami Danuty Szaflarskiej i Aleksandry Popławskiej (obie otrzymały nagrody jury). Tytuł sztuki wyreżyserowanej przez Grzegorza Jarzynę jest oczywiście przewrotny. Między nami wcale dobrze nie jest, nikt nikogo tak naprawdę nie słyszy, nie rozumie i nie chce rozumieć. Temu spektaklowi publiczność przyznała swoją Grand Prix.B

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji