Artykuły

Pilot w woreczku

Pilot do telewizora powinien się znajdować w foliowym woreczku. Inaczej mogą zetrzeć się klawisze, którymi zmienia się programy lub najzwyczajniej zabrudzić.

Ta swoista estetyka jest symptomatyczna dla prostych, znudzonych życiem ludzi z blokowisk, o których opowiada "Cukier w normie" - spektakl Piotra Waligórskiego oparty na opowiadaniach popularnego ostatnio dzięki "Paszportowi" Polityki Sławka Shuty. Problem leży jednak w tym, iż rzeczony pilot powinien służyć nie tylko do skakania po telewizyjnych kanałach, ale także do wyłączania odbiornika w odpowiednim momencie.

Na scenie mamy autentyczny blok z windą, przy której spotykają się sąsiedzi. W mikroskopijnej przestrzeni swoich niegdyś wymarzonych klatek gnieżdżą się nasi rodacy. Bo trudno nazwać normalnym życiem przemieszczanie się z tapczanu na krzesło i z powrotem, tak by nie stracić nic z emitowanego w telewizji serialu czy kolejnego głupawego teleturnieju. Telewizor pozwala nie rozmawiać ze sobą, albo jedynie wymieniać banalne uwagi, które nasuwa widok kolejnego idola. Jest włączony, kiedy świętuje się Pierwszą Komunię i kiedy je wigilijną kolację.

To wszystko reżyser pokazał nam w poszczególnych scenkach, które zmieniają się niczym za naciśnięciem pilota. Jedne są bardziej udane, potraktowane z groteskowym dystansem - tak jak ta, w której aktorzy na czele z Bożeną Adamek, Aldoną Grochal i Andrzejem Franczykiem piją komunijną wódkę, przegryzając ją sałatką meksykańską, czemu towarzyszą odgłosy przełykania - a inne realistyczne aż do bólu, który zmienia się w dwu i pół godzinną nudę.

Nie zabija jej wprowadzenie na scenę Człowieka -Wątroby, ani Człowieka-Kiełbasy, śpiewających piosenki o samotności i braku uczuć. Jedynie dwójka młodych ludzi (Anna Wielgucka i Mateusz Przyłęcki), którzy autentycznie się kochają, choć ich miłość pozbawiona jest jakichkolwiek perspektyw, staje się ożywczym przerywnikiem w tym serialu z życia bloku i jego banalnych mieszkańców.

Tak naprawdę twórcy przedstawienia nie powiedzieli nam o nich niczego nowego. Wszystko to wie każdy, kto choć na chwilę utknął w Ml, M2, M3 i z otwartymi oczami przechodził z kubłem na śmieci przez klatkę schodową.

Ludzie, o których spektakl opowiada, pewnie do Łaźni nie zajrzą, bo nie mają zwyczaju wypuszczać z ręki opakowanego w woreczek telewizyjnego pilota. A ten, użyty w odpowiednim momencie przez reżysera, by skrócić nieco zbyt rozwlekły seans, wyszedłby tylko na dobre teatralnemu przedsięwzięciu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji