Artykuły

Mało romantycznie

O XXX Opolskich Konfrontacjach Teatralnych "Klasyka Polska" w Opolu pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Jubileuszowe Opolskie Konfrontacje Teatralne wypadły mało romatycznie.

Dramaty Gombrowicza są nadal aktualne. Polska klasyka młodnieje na scenie i trafia do sumień oraz wrażliwości współczesnego widza.

Tak pokrótce można ocenić plon XXX Opolskich Konfrontacji Teatralnych Klasyka Polska. Gdyby nie "Dożywocie" Aleksandra Fredry w inscenizacji Bartosza Zaczykiewicza - pokazane przez gospodarzy, Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu - w repertuarze jubileuszowego festiwalu mielibyśmy wyłącznie dzieła z minionego wieku.

Tegoroczną edycję zdominowały inscenizacje utworów Witolda Gombrowicza, co jest pokłosiem ubiegłorocznych obchodów jubileuszowych autora "Ferdydurke". Mistrzowski kolaż zasadniczych wątków jego utworów, powiązanych z życiorysem Gombrowicza, przedstawił w "Błądzeniu" Jerzy Jarocki z Teatru Narodowego. Ze stolicy przyjechały także dwie adaptacje: kameralna i umuzyczniona "Biesiada u hrabiny Kotlubaj" w reżyserii i wykonaniu Ireny Jun z Teatru Studio oraz "Pamiętnik" wg "Pamiętnika Stefana Czarneckiego" z Teatru Dramatycznego, w reżyserii zespołu. Wszystkie były recenzowane w "Rzeczpospolitej" przy okazji premier. Poruszający okazał się "Ślub" w reżyserii Estończyka Elmo Nuganena, wystawiony w toruńskim Teatrze im. Wilama Horzycy.

Awangardę lat międzywojennych przypomniała.....córka Fizdejki" wg Witkacego w reżyserii Jana Klaty z Teatru im. Jerzego Szaniawskiego z Wałbrzycha, natomiast dzień powszedni popularnych scenek dwudziestolecia - komedia "Polityka" Włodzimierza Perzyńskiego, wyreżyserowana przez Eugeniusza Korina w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie. "Wyzwolenie" Stanisława Wyspiańskiego, przygotowane przez Mikołaja Grabowskiego na scenie krakowskiego Starego Teatru, przyjechało do Opola w zmienionej, skróconej wersji.

Polska klasyka młodnieje nie tylko dlatego, że w tym roku najmocniej reprezentowany był XX wiek. Polega to raczej na umiejętności nawiązania dialogu ze współczesnym widzem. Nawet nieco staroświecka, wydawałoby się, komedia Fredry odsłoniła siłę w ukazywaniu jakże dziś aktualnym dążeniu rodaków do nabijania kabzy, co jest najpewniejszą drogą do zdobycia uznania w oczach ogółu.

W prezentacji na scenie utworów klasyki liczy się przede wszystkim pomysł, najtrafniej, ale i najprościej przemawiający do współczesnego odbiorcy. Tak właśnie jak w przypadku opolskiego Fredry. Znacznie bardziej finezyjne były

interpretacje Gombrowicza, a już odbiór "Błądzenia" Jareckiego czy "Ślubu" Nuganena zależał od merytorycznego przygotowania widza do odkrywania głębi proponowanych znaczeń.

W dyskusji po pokazie "Ślubu" estoński reżyser powiedział, że podczas lektury "Dziennika" Gombrowicza największe wrażenie zrobiło na nim wyznanie autora, że do końca drugiego aktu nie wiedział, dokąd w swym dramacie zmierza. Chciał jedynie napisać genialne dzieło. Genialne, co nie znaczy, że dobre. O rezultacie scenicznym można powiedzieć to samo. Powstało wybitne przedstawienie, acz niewolne od błędów. Zaliczyłbym do nich głównie dominację ilustracyjnej muzyki oraz scenografię Anny Se-kuły, tak wyrazistą w ryzykownych, bliskich kiczu rozwiązaniach (pałacowe kolumny tańczące w powietrzu), że egzystującą poza akcją sztuki. Aktorzy natomiast grali znakomicie. W roli Ignacego (Ojca i Króla) wystąpił litewski aktor Vladas Bagdonas, który wschodnim zaśpiewem przywracał pamięć o kresowych mieszkańcach dawnej Polski. Pięknie partnerowała mu Jolanta Teska w roli Matki. Słowa uznania należą się Sławomirowi Maciejewskiemu za rolę Henryka. Maria Kierzkowska świetnie uosobiła postać Mani. Nie sposób pominąć podwójnej roli Pijaka, brawurowo odegranej przez Jarosława Felczykowskiego i Pawła Tchórzelskiego. To intrygujące, bo wyzbyte polskiej emocjonalności, wyrafinowanie chłodne spojrzenie Estończyka na dramat Gombrowicza. Ze szczególnie wyeksponowanym motywem głównym - studium rodzenia się tyranii, tej zmory minionego wieku.

Jubileuszowe Konfrontacje wypadły mało romantycznie, zabrakło inscenizacji dzieł wieszczów. Trafną diagnozę naszej rzeczywistości dał głównie Gombrowicz. Wraz z epoką PPL minęły czasy jego awangardowych odczytań scenicznych. W III Rzeczypospolitej jest już klasykiem. I dobrze.

***

Dla "Rz" Andrzej Matul, dziennikarz Polskiego Radia

Słowa tworzą nas

Przeraża mnie pokazany na tym festiwalu świat, w którym ludzie sami kreują się na bogów, a zdrada jest tak łatwa jak zadawanie najbliższym cierpienia i śmierci. Świat, w którym nie my tworzymy słowa, ale słowa tworzą nas. Natomiast dwa przedstawienia zrobiły na mnie ogromne wrażenie. W "Błądzeniu" Jerzy Jarocki zmaga się z próbą pokazania Witolda Gombrowicza jako artysty wyprzedzającego swoją epokę. Drugie to toruński "Ślub" estońskiego reżysera Elma Nuganena, czyli Gombrowicz bez skażenia piekłem polskości. I jeszcze pochwala dla gospodarzy za brawurowe "Dożywocie" w inscenizacji Bartosza Zaczykiewicza.

Na zdjęciu: "Błądzenie", Teatr Narodowy, Warszawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji