Artykuły

Nasyciłem się już komediami

TOMASZ KOT opowiada o tym, dlaczego przeniósł się z rodziną z Warszawy do Kalisza i o ładowaniu akumulatorów w teatrze. - Nie mam problemów z tym, jak mnie ludzie postrzegają. Bardziej przyglądam się temu na zasadzie eksperymentu - mówi.

Przez ostatnie pięć lat grał Pan głównie w filmach, sporadycznie angażując się w teatr. Teraz można Pana oglądać na kaliskiej scenie w dramacie Petera Turriniego "Mój Nestroy" [na zdjęciu]. Kiedy czytałem sztukę Turriniego, nie zdziwiłem się, że został Pan zaproszony do grania roli tytułowej. Wystarczy popatrzeć na spis pańskich ról filmowych i telewizyjnych, gdyż najwięcej wśród nich lekkich, łatwych i przyjemnych, a nie tych ważkich i poważnych.

- Nie będę owijał w bawełnę. Ta propozyja przyszła do mnie zaraz po premierze "Ciacha". Byłem lekko załamany. Miałem dosyć takich filmów rozrywkowych. Człowiek za każdym razem ufa i wierzy, że powstanie fajny film, a nie zawsze to wychodzi. I wtedy właśnie Igor Michalski, dyrektor teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu, zaproponował mi granie "Nestroya". Otwartym tekstem powiedział mi, że bohater sztuki jest trochę podobny do mojej drogi zawodowej. Nie mam problemów z tym, jak mnie ludzie postrzegają. Bardziej przyglądam się temu na zasadzie eksperymentu. Ciekawe, co będzie, jeśli spróbuję zawrócić bieg rzeki. Jeśli moja ścieżka prowadzi w stronę komediowej rzeki, to co będzie, jeśli zagram kilka poważniejszych rzeczy, takich jak choćby Michał Bogusz w "Erratum", rosyjski gangster w "Yumie" czy Nestroy w teatrze... Cieszę się, że mam taką możliwość. Podoba mi się powiedzenie Rudka Zioły, który mówi: "gdyby nie przeszkody, nie umielibyśmy skakać".

Przyjęcie roli w Kaliszu to próba powrotu na dłużej do teatru?

- Będąc aktorem teatralnym w Krakowie, bardzo mocno naładowałem swoje akumulatory. Waldemar Śmigasiewicz, dając mi rolę Henryka w "Ślubie" Gombrowicza, dał mi bardzo wiele. Spotkanie z Agatą Duda-Gracz przy "Woyzecku" to kolejne doświadczenie, które procentowało. To były doświadczenia aktorskie nie do zastąpienia. Niedawno poczułem, że energia z tych baterii zaczyna się wypalać. Oczywiście, nie żałuję tych pięciu lat spędzonych głównie na planach filmowych, ponieważ kiedy zaczynałem, byłem głodny kamery. Chciałem zobaczyć, na czym to polega.

Pojawiły się lawinowo propozycje, którym nie wypadało odmawiać. Chciałem poznawać nowych reżyserów, aktorów, których dotąd znałem tylko z ekranu... Już się tego najadłem i skoro dostaję takie duże wyzwanie teatralne, czemu nie miałbym skorzystać. Poza tym nigdy nie pracowałem z Rudolfem Ziołą.

Wszyscy mówią, że spotkanie z nim jest szalenie inspirujące, wzbogacające wewnętrznie...

- Po trzech miesiącach wszystko to potwierdzam. Mam nadzieję, że znowu uda mi się naładować baterie.

Jest taki wiersz Rafała Wojaczka "Miasteczko", w którym dość negatywnie wypowiada się o małych miastach. Pan pochodzi z Legnicy, tam zaczęła się pańska droga teatralna. Potem był Kraków i Warszawa. Będąc na topie, zdecydował się Pan osiąść na dłużej w Kaliszu.

- Ale to właśnie w takim miejscu jak Kalisz można się skupić na pracy. Można się jej oddać bez reszty. Nie ukrywam, była to trudna decyzja, aby zmienić swoje życie na kilka miesięcy.

Podjęliśmy z żoną świadomą decyzję, że mamy niepowtarzalną okazję zobaczyć inny wymiar życia. Reklama dała stabilność ekonomiczną, więc mogliśmy się spakować z dwójką małych dzieci i na chwilę odmienić swoje życie. Życie w Warszawie, wielkim mieście, już znamy. Dobrze, że jest okazja poznania tego życia w innych wymiarach.

Próbowałem wygrzebać w pamięci podobny przykład aktora w Polsce, który na czas pracy w jakimś teatrze przenosi się z rodziną do innego miasta, i nie znalazłem. Nie wiem, czy ktoś wcześniej tak postąpił.

- Ale pomysł wyniesienia się na jakiś czas z wygodnego domu do małego mieszkanka w Domu Aktora bardzo nas kręci. Mamy tu wielu przyjaciół, moja żona współpracowała z kaliskim teatrem, więc dobrze znała to miejsce... Nie przyjechaliśmy tu w ciemno.

Słynie Pan z tego, że strzeże prywatności i swojej rodziny.

Ale na afiszu można przeczytać, że "Nestroya" oświetlać będzie Agnieszka Kot.

- Dodatkowo robi zdjęcia i projekcje do tego spektaklu. To nie pierwsza nasza wspólna praca. Żona jest operatorem filmowym i spotykaliśmy się wcześniej na planie lub w teatrze. Bardzo cenię ją za to, jak pracuje. Ma wielki talent.

Jest Pan po premierze "Jak się pozbyć cellulitu", "Erratum" i "Wojny żeńsko-męskiej". Przed Panem jeszcze dwie premiery filmowe w tym roku: "Yuma" i "Wyjazd integracyjny".

- To dwa różne filmy. "Wyjazd integracyjny" jest co prawda komedią, ale mam nadzieję, że będzie ona trochę odbiegała od wszystkich kolorowych filmów, które w ostatnim czasie powstały. To komedia, która opowiada o świecie korporacji ustami uczestników tego świata. Ja tam gram główną rolę z Janem Fryczem.

Czy angaż w Kaliszu wpłynie na Pana zaangażowanie w filmie?

- Operacja "Kalisz" była przygotowywana od roku, więc miałem czas się przygotować kalendarzowo, nic mi nie ucieka. Poza tym propozycje, które od jakiegoś czasu otrzymuję, się powielają. "Erratum" było pierwszą dramatyczną ofertą od mojego debiutu filmowego "Skazany na bluesa". Pomiędzy były same komedie. Na zasadzie poznawania świata filmu, oswajania się z kamerą, to wystarczy.

Jak by z Panem nie rozmawiać, to prędzej czy później w rozmowie musi paść "Skazany na bluesa". Jakie ma znaczenie dla Pana ten film teraz, sześć lat po premierze?

- To był mój debiut w filmie fabularnym. Musiałem się zmierzyć z legendą muzyka, którego wielu znało i podziwiało. Dzięki tej postaci nie pasowałem nigdy do końca do szufladki z napisem "komedia". Ten mój Riedel gdzieś tam w kącie zawsze się czaił.

Nie boi się Pan odmawiać?

- Zrozumiałem jedną rzecz: dosyć paradoksalną - rynek filmowy jest niewielki. Jeśli nie przyjmę jednej propozycji, to pojawi się inna. Nie ma się czego bać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji