Artykuły

"Nocny portier" nie dotyka

"Nocny portier" w Łukasza Chotkowskiego w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Aleksandra Konopko w Gazecie Wyborczej - Opole.

Próba zmierzenia się z kontrowersyjnym "Nocnym portierem" przez zespół Teatru im. Kochanowskiego jest godna uwagi. Niemniej spektakl wymaga zupełnie innego niż na co dzień rodzaju aktorstwa, dla niektórych aktorów okazał się zadaniem zbyt trudnym.

Najnowsza premiera Teatru im. Kochanowskiego to z założenia ambitna propozycja. Reżyser Łukasz Chotkowski postanowił zmierzyć się z głośnym, uznanym za skandalizujący, filmem "Nocny portier" Liliany Cavani, który tuż po wejściu na ekrany (w 1974 r.) wzbudził ogromne kontrowersje. Opolska inscenizacja jest światową teatralną prapremierą tego tytułu. Chotkowski, pierwszy wprowadzając na scenę sztukę skonstruowaną na podstawie scenariusza włoskiego filmu, stanął przed niełatwym zadaniem. Zaryzykował interpretację głównego problemu filmu, czyli zaskakującej i skomplikowanej relacji między katem (oficerem SS) a jego ofiarą (więźniarką obozu koncentracyjnego) poprzez uniwersalne mechanizmy przemocy i zbrodni. Chcąc spojrzeć na temat z tej perspektywy, pozbawił spektakl wyraźnego tła historycznego nawiązującego do II wojny światowej. Założenia były więc nie tylko ambitne, ale i interesujące. Oczekiwania wobec tego również duże. Być może dlatego ostateczny efekt rozczarowuje. Bo cóż nam po tym, że sama próba zmierzenia się z "Nocnym portierem" jest godna uwagi, skoro twórcy w ogólnym rozrachunku nie wyszli z niej zwycięsko?

Reżyser zdecydował się na nowoczesny język teatralny. Zrobił spektakl formalny, zdystansowany, w estetyce i formie zbliżony do scenicznych projektów instalacyjnych, któremu dramaturgii dodaje specjalnie skomponowana muzyka (Piotr Bukowski). Wybór takich rozwiązań mógł być atutem. Być może nie stało się tak dlatego, że konsekwencja podążania za formą zdaje się nie być przez wszystkich w zespole na równi przestrzegana. A tu liczą się ogromna precyzja i skupienie. Tylko wtedy, nawet w krótkich etiudach, wariacjach na temat, na jakie zdecydował się Chotkowski, można poprzez formę dotrzeć do głębi podejmowanych problemów - zmierzyć się z ich granicami i wielowymiarowością. To jednak wymaga zupełnie innego niż na co dzień rodzaju aktorstwa, tym bardziej że tekst w spektaklu ograniczony jest do minimum. Aktor, aby stać się jego integralną częścią, musi w pełni wejść w ten formalny świat.

W opolskiej realizacji widać bardzo wyraźnie, jak trudne tym razem było dla niektórych to zadanie. Najbardziej uderza prowadzenie głównej roli - Maksa - przez Adama Ciołka, który wydaje się być zupełnie poza ramami tego przedstawienia. Tym samym nie ma szans na to, by jego postać zrobiła na widzu jakiekolwiek wrażenie.

Lucię gra Aleksandra Cwen. Reżyser wyraźnie przesunął środek ciężkości na jej postać i tym samym powierzył aktorce ważne zadanie. Cwen radzi sobie z nim całkiem dobrze i chociaż inaczej niż Charlotte Rampling (w filmie) akcentuje złożoność postaci, to wnosi do przedstawienia najwięcej.

Reszta aktorów wkomponowuje się głównie w tło spektaklu, czasami bardziej, a czasami mniej spójne z jego formą.

***

Wyróżnia się jedynie grający gościnnie w przedstawieniu Mikołaj Mikołajczyk. Jest precyzyjny i spójny z językiem inscenizacji. Dla niego forma nie stanowi żadnej przeszkody, sprawdza się w niej świetnie. Być może także dlatego, że choreografia jego autorstwa jest jedną z głównych sił tej wersji "Nocnego portiera" i stanowi szkielet spektaklu. Aż chciałoby się zaryzykować stwierdzenie, że Mikołajczyk jest w tym wypadku chyba nie tylko choreografem, ale i współreżyserem. Ruch sceniczny stał się tu pewnego rodzaju pomostem między inscenizacją, a filmem. Twórcy wydobywają poszczególne gesty z obrazu Cavani, nawiązują do niektórych scen bądź składających się na nie elementów i przetwarzają je na scenie. Chwilami daje to naprawdę interesujący efekt.

Dobrym pomysłem jest też umiejscowienie spektaklu w wyłożonej białymi kafelkami Malarni, która przywodzi na myśl prezentowaną w filmowych wspomnieniach przestrzeń obozu. Prosta, skromna scenografia (Agata Skwarczyńska) komponuje się zarówno z przestrzenią, jak i z tematem. Niepotrzebne wydaje się jedynie wprowadzenie zbyt dużej ilości czerwonego koloru, przez co symbolika scenografii stała się zbyt oczywista.

Tematy, którymi zajął się Chotkowski - od przemocy, mechanizmów zbrodni po zależność między sprawcą a ofiarą, jednostką a grupą - niezależnie od formy powinny dotknąć widza, być bodźcem do dyskusji. Mam duże wątpliwości, czy to się uda, bo, niestety, założenia reżysera zbyt mocno rozminęły się ze sceniczną rzeczywistością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji