Artykuły

Gaz na ulicach

Gdy w mieście, o którego solidarnościowej tożsamości slogany powtarza się dziś do znudzenia, ktoś faktycznie upomina się o społeczną solidarność - to znowu "ścielą się gazy, na robotników sypią się razy" - pisze Witold Mrozek w felietonie dla e-teatru.

"Kraje, gdzie najsilniej żyje historia, są najnieszczęśliwszymi krajami", pisał Stanisław Brzozowski. Do tego krótkiego cytatu z klasyka - pierwotnie odnoszącego się do Galicji i Krakowa - dużo bardziej pasować zdają się dziś inne polskie miasta. Przede wszystkim - Warszawa, ze swoimi tabliczkami "miejsce uświęcone krwią Polaków" na każdym rogu, z obrońcami krzyża śpiewającymi pod Pałacem Prezydenckim pieśń konfederatów barskich z "Księdza Marka", z organizacjami AK-owskimi konsultującymi nazwy stacji metra, wreszcie z wyraźnie zaznaczoną linią muru getta, którą przekraczam codziennie - idąc do sklepu po bułki.

Jest jednak w Polsce drugie miasto narodowej pamięci, "gdzie najsilniej żyje historia". I nie jest nim bynajmniej Kraków. Mowa o Gdańsku. Wywodzi się stamtąd nie tylko wielu rządzących po dziś dzień Polską polityków, ale i jeden z mitów założycielskich III RP - biały mit "Solidarności", jedyne polskie zwycięstwo, przeciwstawione celebrowanym przez władzę nowej Polski klęskom: katyńskiej czy powstańczej. O ile Warszawa jest stolicą pamięci traumatycznej, to Gdańsk jest stolicą pamięci sukcesu. Zamiast rekonstrukcji powstańczych bitew i zakazanych piosenek - "Mury" na koncercie Jeana-Michaela Jarre'a; zamiast budzenia narodowego popędu ku śmierci u dzieci odwiedzających Muzeum Powstania Warszawskiego - happy end wystawy "Drogi do wolności" w Stoczni im. Lenina.

Jeśli instytucjonalnym centrum warszawskiej pamięci jest wspomniane Muzeum Powstania, to jego gdańskim odpowiednikiem jest niewątpliwie Europejskie Centrum Solidarności. Chichot losu sprawił, że jego pierwszym - byłym już - dyrektorem została osoba będąca nie tylko duchownym (co można by odczytać jako symbol tego, która z sił społecznych najbardziej skorzystała na solidarnościowym przełomie), ale też szefem neoliberalnego Instytutu Tertio Millennio. To pokazuje, ile z ducha 21 postulatów "Solidarności" pozostało w jej zinstytucjonalizowanej pamięci, będącej elementem polityki historycznej rządu.

14 maja bieżącego roku pod przyszłą siedzibę ECS - w obecności państwowych, kościelnych i biznesowych oficjeli - wmurowano kamień węgielny. Zainaugurowano budowę efektownego, nowoczesnego muzeum, mającego dysponować państwotwórczym mitem, użytecznym dla rządzących Polską i Gdańskiem konserwatywnych liberałów. Mitem społecznie bezpiecznym. Nic zatem dziwnego, że w przestrzeni uroczystości nie znalazło się miejsce dla legalnej(!) manifestacji inicjatywy "Nic o Nas Bez Nas" - przeciwstawiającej się antyspołecznej polityce obecnych władz Gdańska, podwyżkom czynszów czy brakowi dialogu społecznego. Ludzie ci są bowiem ewidentnym dowodem na to, że postulaty "Solidarności" pozostają wyzwaniem i wyrzutem sumienia - a nie jakąś świętą księgą, napisaną w niezrozumiałym języku, którą prezydent z biskupem zamknąć mogą w nowoczesnej świątyni muzeum i okadzać przy okazji rocznic.

14 maja bieżącego roku protestujących przeciwko polityce partii rządzącej na placu budowy Europejskiego Centrum Solidarności potraktowano gazem i poturbowano. Demonstracji nie pacyfikowała nawet policja czy straż miejska - a agencja ochroniarska. Pracownicy prywatnej firmy - uzbrojeni w gaz i tarcze. Gdy w mieście, o którego solidarnościowej tożsamości slogany powtarza się dziś do znudzenia, ktoś faktycznie upomina się o społeczną solidarność - to znowu "ścielą się gazy, na robotników sypią się razy". Prywatni ochroniarze zapewne są tańsi od policjantów; trudno też odwoływać się do ich etosu służby publicznej, interpelować do świadomości, że powołani są do zapewnienia współobywatelom bezpieczeństwa. Ochroniarze nie po to zostali opłaceni.

Jeżeli władze Gdańska z prezydentem Pawłem Adamowiczem na czele chcą nie tylko pacyfikować społeczne niezadowolenie, ale i na tym oszczędzać - można doradzić im, by przy kolejnej okazji nie tylko wynajęły prywatną agencją ochroniarską, ale też zapłaciły jej pieniędzmi przeznaczonymi na kulturę.

Przecież Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego chętnie dotuje historyczne rekonstrukcje. Skoro w napisanym przez społeczną historię III RP scenariuszu lud Gdańska wraca na barykady - ochroniarze świetnie odnajdą się w roli zomowców. Już to udowodnili.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji