Artykuły

Otello - kochanek tragiczny

OBSADA lubelskiego "Otella" jest na pierwszy rzut oka zaskakująca: bardzo współczesny warunkami zewnętrznymi i w środkach wyrazowych "amant charakterystyczny" - Piotr Wysocki jako tytułowy bohater tragedii, drobny o sympatycznej chłopięcej twarzy Paweł Nowisz w roli przewrotnego Jagona oraz aktorka o wyraźnie dramatycznym emploi i takiejże urodzie Wanda Wieszczycka, odtwarzającej postać "słodkiej, białej Desdemony".

Tak odmienna w stosunku do teatralnej tradycji trójka protagonistów nie mogła pozostać bez wpływu na charakter spektaklu, na jego w jakimś sensie oryginalność przy umiarkowanie przecież nowoczesnej konwencji całości. Ten umiar, niesilenie się na superawangardowość za wszelką cenę trzeba zaliczyć na plus reżyserowi przedstawienia - Józefowi Jasielskiemu. Zwłaszcza że stworzył spektakl nieszablonowy, w którym znajdziemy sporo momentów świeżych, sytuacji potraktowanych niekonwencjonalnie, przy zachowaniu ich logiki i klarowności.

Świeży (najświeższy!) jest przede wszystkim przekład Bohdana Drozdowskiego, co także wpływa na niekonwencjonalność tego spektaklu. Mnie co prawda satysfakcjonują w zupełności stare tłumaczenia Paszkowskiego czy Ulricha, nie razi mnie bynajmniej "koturn, na jaki wsadzili "Otella" poprzedni tłumacze". Ale ponieważ raziło to współczesnego poetę i dramaturga - Bohdana Drozdowskiego, więc w rezultacie otrzymaliśmy nowy siódmy z kolei, przekład tej tragedii. Czym się różni od poprzednich? Przede wszystkim - współczesnym łykiem poetyckim i pikantną dowcipu. Fakt ten zaskakuje nie mniej niż nietypową obsadą. Bo istotnie widz na tragedii mimo woli nastraja się na tę nieco podnioślejszą nutę, podświadomie akceptując ten "nieznośny koturn" o którym poeta - tłumacz wspomina z taką niechęcią w swoim artykule zamieszczonym w programie. A tu okazuje się, że "Otello" jest sztuką wcale wesołą, dowcipnych i rubasznych powiedzonek jest tu tyle, że publiczność raz po raz wybucha śmiechem. Gdyby człowiek nie wiedział, że ten czarny kondotier musi w końcu zadusić swoją piękną żonę, bo to nieuniknione, zabawa byłaby jeszcze lepsza.

Chociaż - czy nieuniknione? Ponoć w przeróbce Ducisa "Otello" kończy się happy endem. W takiej wersji wystawiono tę sztukę w Paryżu w roku 1792, a do Polski dotarł Szekspir tłumaczony najpierw z francuskiego. No i "Otello" w adaptacji Ducisa i przekładzie Osińskiego grany był po raz pierwszy w 1801 roku w teatrze Bogusławskiego... Takie to dziwne rzeczy działy się z Szekspirem. W każdej epoce przymierzano go do gustów publiczności. Bohdan Drozdowski sięgnął jednak do oryginału i jeżeli można tu mówić o jakimś dostosowywaniu Szekspira do smaku dzisiejszego widza, to jedynie poprzez współczesną poetykę tego przekładu i pewne skondensowanie tekstu w dłuższych monologach i tyradach. Te zaś (o czym też mówi autor tłumaczenia we wspomnianym już wyżej artykule) są raczej poetycką parafrazą niż wiernym przekładem. Widz na tym nie traci. Bo długie monologi wyszły z teatralnej mody i wydają się nam dziś po prostu trudne do strawienia.

Reżyser potraktował "Otella" jako spektakl raczej kameralny, bez efektownych widowiskowo scen zbiorowych, na które jest tu miejsce. "Otello" lubelski jest skoncentrowany na intrydze Jagona, na jego nieustających usiłowaniach, aby skonstruowana przez niego zbrodnicza machina była w stałym ruchu, aby nie uległ zatrzymaniu przez jakiś nieprzewidziany przypadek. Jago jest w tym przedstawieniu postacią pierwszoplanową: on porusza nićmi intrygi, obserwuje, kalkuluje - jest stale prawie na oczach widowni. Sprawa Otella i Desdemony jest w takiej sytuacji tylko ilustracją efektywności przestępczych zabiegów tego małego cwaniaka i wielkiego gracza o stawkę własnej kariery.

Paweł Nowisz jako Jago - animator działań wszystkich bohaterów wplątanych w dramat wywiązuje się ze swoich zadań zręcznie, aczkolwiek niedostatecznie przekonujące wydają się nam pobudki, jakie kierują działaniem jego Jagona. Przy chłopięcej sylwetce Nowisza (dodatkowo podkreślonej jeszcze kostiumem) wygląda to czasem po prostu na brzydki wybryk zepsutego chłopczyka. Takiego, co to dla eksperymentu, o czym niedawno pisały gazety, potrafi podtruć własną rodzinę...

Tytułowa postać tragedii Szekspira w interpretacji Piotra Wysockiego jest przede wszystkim kochankiem. W Otella - wielkiego wodza i polityka wierzymy tylko na (szekspirowskie) słowo. W tak nakreślonej przez aktora postaci brakuje nam pewnych, utrwalonych już tradycją rysów, ale w jego miłość do Desdemony wierzymy, a to jest dużo. O ile chodzi o Desdemonę, to tu eksperyment obsadowy okazał się najbardziej udany. Wanda Wieszczycka wydobyła z tej lirycznej postaci niespodziane akcenty dramatyczne, wyposażyła swoją bohaterkę w temperament i zmysłowość. O jednym tylko niezbyt potrafiła nas przekonać: że Desdemona budziła tak mocne i powszechne pożądanie. Oprócz Otella kocha ją: Rodrygo, Kasjusz, Jago - a więc wszyscy, kto się w tym zestawie osobowym mógł liczyć. Jak na taką sex-bombę była Wieszczycka jednak za bardzo jeszcze wysublimowana i niebiańska.

Emilię - żonę Jagona gra z powodzeniem Zofia Stefańska, osiągając zwłaszcza w drugiej części spektaklu ciekawe efekty nieszablonowym potraktowaniem tej postaci oraz prostym, wzruszającym aktorstwem. W osiągnięciach obsady sporo jest zasługi reżysera, którego praca nad aktorem najwyraźniej idzie w kierunku odkonwencjonalizowania warsztatu.

Wśród postaci drugiego planu zapamiętuje się wspaniałą urodę Barbary Wronowskiej w roli drapieżnej i ponętnej kurtyzany Bianki - kochanki Kasjusza. Tego ostatniego gra aktor pełen młodzieńczego wdzięku i szczerości - Henryk Sobiechart. Zwraca też uwagę impulsywny Brabancjo w trafnej interpretacji Ryszarda Pałczyńskiego. Poza tym w mniejszych epizodach występują: Witold Lisowski (Doża - książę wenecki), Roman Kruczkowski - Gracjo, Witold Zarychta - Lodowiko, Piotr Suchora - Rodrygo i Ryszard Pałczyński (jeszcze raz!) jako Montano.

Najsłabszą stroną przedstawienia jest scenografia. Dekorację będącą spiętrzeniem jakichś nieforemnych brył, która ani orientuje w miejscu akcji ani nie sugeruje atmosfery sztuki, uważam za niefunkcjonalną. Kostiumy zaś (oprócz kobiecych) też raczej nieudane. Otello biega po scenie cały czas z gołym, na czarno pomalowanym brzusiem, narzuciwszy na siebie coś w rodzaju szlafroka. I to nie tylko kiedy wychodzi z alkowy Desdemony, co byłoby całkiem a propos, ale też i na audencji u doży.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji