Artykuły

Ionesco, MacLeish (fragm.)

Groteska filozoficzna Ionesco ("Pie­szo w powietrzu") oparta na barwach, rysunku i klimacie malarskiego pry­mitywizmu celowo sprowadza świat do czynników prostych, jednoznacznych bez półtonów. Jak radość to ta, która przepełnia całą istotę, rozpiera, unosi ponad ziemię, której towarzyszy zieleń najbardziej zielona, wesołe ko­lory pejzażu, szczęście pogodnego ist­nienia, srebrzyste myśli, srebrzysty most. Jak rozpacz i smutek, to już ten najbardziej czarny, okropne sny, koszmary, mordowanie dzieci, wizje apokaliptyczne gilotynowanych naro­dów, upadłe anioły, groby, cmentarze, morza krwi, noże. Schemat radości i rozpaczy, bytu i niebytu, schemat po­zornie uporządkowanej rzeczywistoś­ci, świat i anty świat. Coś, co istnieje konkretnie, materialnie i tylko w sfe­rze fantazji, indywidualnej koncepcji filozoficznej czy wiary. Siły, które trzymają nas nisko, zmuszając do peł­zania po ziemi, lub pozwalają na wzlo­ty w przestwór nieba. Ten schemat tak wyraźnie odgraniczonych przeci­wieństw jest jednak zakłócony przez wszędobylską myśl. Ona przenika róż­ne formy istnienia, przekracza dostęp­ne zmysłom granice, swoją świadomoś­cią stwarza most powietrzny, przerzu­cony ponad zagadkami świata. Myśl sprawia, że przeciwieństwa łączą się w jedno, a wzajemnie uzupełniając się decydują o bogactwie istnienia. Zna­mienne jest zakończenie: fajerwerki ludowej zabawy, sztuczne ognie czy już zagłada świata? To takie bliskie są­siedztwo różnych możliwości.

Filozoficzne rozważania przeplatane są akcentami obyczajowego żartu (An­glicy), satyrycznymi wycieczkami do własnego ogródka (literatura), humorem słowa i obrazu. Właśnie: słowo i obraz. To zespolenie jest tutaj dominującą metodą twórczą. Autor przekazując swe koncepcje myślowe pamięta jed­nak, że to teatr. Ściśle więc zespala słowo z elementami wizualnymi, ko­lorem, przedmiotem, kształtem obrazu. Ba, chce nawet czasami, aby obraz tłumaczył lub zastępował tekst. Ma on coś mówić, znaczyć, działać samym swoim istnieniem, pojawiają się i zni­kają kolumny, drzewa, krajobrazy. Cyrkowa żonglerka postaci i przed­miotów. Zabawa? Tak. Przemycony przy tym ładunek myśli? Tak. Chyba tak. Tu chwila wahania, bo wszystko zależy od proporcji. W czytaniu jest to łatwiejsze i bardziej proste. Ruch symboliczny (powietrzny spacer), przed­miot symboliczny (np. most) kojarzą się z dialogiem łatwo, w jedną całość. Na scenie elementy te nabierają swo­jej materialnej wagi. I wtedy często zmieniają się proporcje. Tak było właśnie w przedstawieniu w Teatrze Polskim. Pomysłowość, wielka pomy­słowość i autora i twórców przedsta­wienia obdarzyła nas bogactwem ele­mentów. Ruch, barwy, ciekawostki sce­niczne, teatralne żarty, cyrkowe efek­ty (zgodnie z sugestią autora), które bawiły czy interesowały same w sobie, ale rozbijały widowisko na szereg od-

rębnych momentów, nie integrowały go w całość. A więc zbytnie bogactwo efektów contra myśl? Chyba tak. Przed­stawienie ma szereg pozytywów, np. kapitalne scenki satyryczne. Bronisław Pawlik dobrze sobie radził jako Berenger, literat przeżywający na urlopie dziwną przygodę intelektualną, aż do fruwania włącznie. Nie wszystko mo­że wydobyła z ważnej roli żony Renata Kossobudzka. Pewna ręka reżysera zręcznie prowadziła grupy, epizody, obrazy. A jednak mamy tu wątpliwoś­ci. Czy nie za dużo cyrku?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji