Sto lat! i delikatesy psychoanalityczne...(fragm.)
U Erwina Axera nie ma śpiewów ani prześmieszków z medycyny, nie ma obciążeń tragicznych rodzących niemiłe skojarzenia, ale także są duchy. Projekcje przeszłości, wyobraźni, mądrzenia, czy - powiedzmy to sobie - leciutko patologicznej rzeczywistości, która może i była kiedyś. Z kimś. W każdym razie straszy. Fermentuje, nabrzmiewa, przypomina się. Dzieje się to w wiejskim angielskim domu, zamieszkanym przez znudzone sobą małżeństwo. "Dawne czasy" Pintera to historyjka o tym co było lub być mogło, o modnych niedookreśleniach, niedopragnieniach, niedoprzeżyciach, opowiedziana jędrnym, funkcjonalnym językiem realistycznego konkretu. Dwoje z domku - Zofia Mrozowska i Czesław Wołłejko - goszczą u siebie przyjaciółkę żony z lat młodości. Toczą się gry, wspominki, miesza się prawda i fałsz, fakty z pragnieniami - wszystko dwuznaczne, perwersyjnw, skomplikowane. O, towar nie dla wszystkich. Bo właściwie czy Anna - Mikołajska jest postacią realną, czy też narzędziem gry ze strony żony usiłującej zainteresować na nowo męża sobą. Majakiem, czy przyjaciółką o zanadto już tkliwych skłonnościach? Żona chce się w niej jak w lustrze przeglądać, ona ją - ta realna-nierealna będąca u nich na wsi z wizytą - dookreśla, dopełnia, kształtuje, wszystko razem przypomina odprężający i relaksowy seans psychoanalityczny, który fundują sobie małżonkowie, albo i cała trójka (jeśli realna jest cała trójka). Właściwie trójkąt.
Jak, powiada August Grodzicki - trójkąt nietypowy. Niby prawda: dwie kobiety, jeden normalny i bardzo niewiele z ich gry łapiący mąż. Nietypowo. Tylko znowu wątpliwość - jeżeli to rzeczywiście zwykły trójkąt, jeżeli w ogóle chodzi o sytuacje, jeżeli wypowiadane słowa znaczą to, co znaczyć powinny. W normalnych okolicznościach. Ba, ale co tu jest normalne? Już nie pytam naiwnie: co z tego wszystkiego wynika, jaka jest zawartość i propozycja myślowa sztuki. Wprawdzie w programie do "Dawnych czasów" można znaleźć cytat z Martina Esslina: "...w Pintera obserwacja zewnętrznych szczegółów nie jest celem samym w sobie, lecz środkiem do celu, jakim jest uwznioślenie sytuacji" - to jednak nie wiem dokładnie, którą z przedstawionych na scenie sytuacji należy wytypować do zabiegu uwznioślenia. I jeszcze ten sam Esslin: "...dialog, i osoby są realne, ale wrażenie ogólne to tajemniczość, niepewność, poetycka dwuznaczność! Jeśli zrozumiemy przyczynę tego dziwnego paradoksu, znacznie łatwiej nam będzie znaleźć klucz do metody Pintera, zrozumieć go, poznać tajemnicę wrażenia, jakie wywiera na scenie". Nie jestem pewna, czy znalazłam ten klucz. Zwłaszcza tu, do "Dawnych czasów". Ale cóż, powiadam, to są delikatesy, asortyment "poetycko dwuznaczny", nie musi zaraz o coś chodzić.
I żeby nie było nieporozumień: zagrane jest to, że daj Boże, zawsze oglądać takie trio. Zofia Mrozowska - to studium kobiecości ściszonej i tym niebezpieczniejszej. Sennie uśmiechnięta, z twarzą sfinksa, o zwolnionych ruchach. Można na nią patrzeć i patrzeć, i wcale nie przeszkadza fakt, że w końcu nie wiadomo czemu miał służyć jej talent.
Halina Mikołajska - portret kobiecości aktywnej, świadomej swojej siły, atakującej. Dynamicznie mądra i czuła. Cudowna. I jeszcze - Czesław Wołłejko. Playboy w najbardziej wypłowiałym i domowym wydaniu, normalny facet, który niewiele rozumie z babskich gierek i psychoanaliz; pewnie i tego nie wie nawet, że robi się je dla niego...
Ejże, czy aby Erwin Axer nie wymyślił tego dla kobiet na 8 marca?