Yerma wyśpiewała swój ból
"Yerma" w reż.Darii Więckowskiej w Operze Krakowskiej. Pisze Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz w Dzienniku Polskim.
Paul Bowles, autor słynnej powieści "Pod osłoną nieba", jest znany przede wszystkim jako pisarz i tłumacz. O tym, że był także kompozytorem, przypomina jego opera "Yerma" napisana do tekstu Federico Garcii Lorki.
Premiera "Yermy", która odbyła się w sobotę na scenie Opera Studio w Operze Krakowskiej, była spektaklem Darii Więckowskiej, reżyserki, która w ten właśnie sposób kończy "Międzyuczelniane podyplomowe studia z zakresu reżyserii opery i innych form teatru muzycznego", będące wspólnym projektem dwóch krakowskich uczelni: PWST i AM.
Opera Bowlesa powstała w 21 lat po premierze o tym samym tytule dramatu Lorki, który wzbudził w Madrycie sensację.
"Yerma" jest historią młodej mężatki, która nie ma dzieci, a rozpaczliwie ich pragnie. Jednak w tekście Lorki dramat bezpłodności okazuje się pretekstem do rozważań nie tylko o szczęściu, ale także o roli kobiety w społeczeństwie.
Daria Więckowska przygotowała spektakl prosty, zwięzły i klarowny. Na scenie jest pusto, rekwizytów niewiele (scenografia Przemysław Klonowski). W kostiumach dominują proste kolory; białe, szare i czarne z czerwonymi dodatkami. Może właśnie dlatego specjalnego wydźwięku nabierają padające ze sceny słowa. Choć Bowles swoje dzieło nazwał operą, to jednak bardziej pod względem formy przypomina musical: sceny mówione przerywane są songami.
Wykonawcy - studenci AM i PWST (oraz towarzyszący im Błażej Wójcik) - śpiewają do mikroportów głosami nieustawionymi. Czułe urządzenia wyłapują ich oddechy; słychać czasem, że nie do końca młodzi radzą sobie z songami, zwłaszcza ze skalą w wyższych rejestrach; ale zdarzają się songi bardzo pięknie, dobrze wyśpiewane i to wielogłosowo. Dużą uwagę skupia tytułowa bohaterka, w którą wciela się Ewa Srokowska. To dzięki jej grze dramat młodej kobiety wzrusza i daje do myślenia.
Interesująca jest muzyka Bowlesa, pełna elementów m.in. hiszpańskich; jest trochę "zbuntowana" dysonansami i wręcz łagodna przez harmonię. Szkoda jedynie, że zespół instrumentalny Opery Krakowskiej kierowany przez Sebastiana Perłowskiego grał czasami zbyt ciężko, niemal bez werwy.