Artykuły

W labiryncie czasu

Dramaty Czechowa odczytywać można na wiele sposobów, niekiedy krańcowo różnie. Autor toruńskiej inscenizacji, Andrzej Bubień, wykorzystał w warstwie plastyczno-przestrzenno-aktorskiej wszystkie możliwości, które pozwalają określić bardzo precyzyjnie i dokładnie całą złożoność oryginalnej poetyki Czechowowskiej dramaturgii.

Wydawałoby się, że Bubień ukazuje bohaterów "Wujaszka Wani" w "normalnej", codziennej egzystencji i tak jak chce Czechow, patrzy na nich w inny sposób - najważniejsza jest geneza lęków i niepokojów, która tkwi głęboko w psychice człowieka, lecz nie musi być przez niego uświadamiana. W wykreowanym świecie (rewelacyjna scenografia Elżbiety Terlikowskiej) czuje się niemalże w każdej minucie poczucie bezsensu, pustki, daremności ludzkich zachowań i decyzji. W tym świecie nawet pragnienie miłości nie daje żadnej nadziei, bo nie może się spełnić. To galeria typów przeciętnych, nieudanych, zgorzkniałych, a przy tym nie umiejących podjąć trudu przeobrażenia własnego życia, porażonego egzystencjalną niemocą. A zatem, czy świat Czechowa w interpretacji Andrzeja Bubienia pozbawiony jest absolutnie wiary i bohaterstwa? W myśleniu reżysera nie trudno znaleźć i tropy sięgające teatru Becketta. Gra tych rozwiązań jest w toruńskim przedstawieniu bardzo czytelna, wzruszająco nośna i interpretacyjnie wieloznaczna i głęboka. Słynne Beckettowskie czekanie w "Wujaszku Wani" ma związek nie tylko z osobistym celem życia, ale z idealistycznym pojmowaniem przyszłości. Ma ten spektakl również znamiona wizyjno-poetyckie, między innymi dzięki bardzo oryginalnie wymyślonej postaci Maryny, niani, kreowanej z dużym powodzeniem przez młodą aktorkę, Karinę Krzywicką. Naprawdę wspaniale przemawia jej życiowa mądrość, niezdolna do autoanalizy, pokazana jakże prostym skrótem.

Na scenie jest oczywiście stół, samowar, ale i okna wychodzące gdzieś w świat, niesymetryczne i dziwne, są płomienie świec, światła lampy, piasek, jesienne liście, efekt dźwiękowy deszczu. Estetyka tak zakomponowanej przestrzeni po prostu urzeka. Podobnie jak niesamowita w klimatach i nastrojach, bogata w barwy dźwięków i harmonii muzyka Jerzego Adama Nowaka. Muzyka narasta, nabrzmiewa, stając się rezonatorem wewnętrznych przeżyć bohaterów, niesie i melancholię, i rozpacz, i próżne nadzieje.

Najwięcej zastrzeżeń na premierze mogło budzić aktorstwo. Choć jest w tym przedstawieniu jedna rola zagrana koncertowo! To Sonia Marii Kierzkowskiej. Aktorka tworzy postać pełną niekłamanego uroku, naturalności, ciepła, potrafi być dziecinna, naiwna, młodzieńcza, ale i dojrzała, zgorzkniała jako towarzyszka życia marzycieli, nieudaczników i zarozumialców. Właściwie tylko ona próbowała szczerze pokazać stan uczuć biednej, nieszczęśliwie zakochanej dziewczyny. To postać najsubtelniej cieniowana, grana czystymi środkami teatru psychologicznego. Finałowy monolog w jej interpretacji przenosi nas daleko poza sferę tragicznych wypadków, dotykając boleśnie świata uniwersaliów. To piękna rola i piękna postać!

Nie przekonała mnie groteskowa kreska zastosowana przez Włodzimierza Maciudzińskiego w interpretacji Iwana Pietrowicza Wojnickiego, choć że jest to możliwe, pokazał w 1993 roku Grzegorzewski. Na toruńskiej scenie tak poprowadzona postać mnie osobiście nie przekonuje, a nawet rozczarowuje.

Pomimo tych aktorskich zastrzeżeń, przestrzeń w spektaklu Bubienia, Terlikowskiej i Nowaka, ukazuje interesująco i poszerza epicki wymiar czasu ogarniętego przez Czechowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji