Artykuły

Poczucie obcości

Nie jest to temat odpowiedni na karnawał. Sądzę jednak, że nie wolno pominąć w "Liście z Warszawy" wydarzenia kulturalnego tylko dlatego, że je­go treść jest smutna i sprawo­zdanie może popsuć pogodny kar­nawałowy nastrój. Stołeczny Te­atr Współczesny wystawił sztukę Thomasa Bernharda pi "Święto Borysa" w bardzo dobrym prze­kładzie Barbary L. Surowskiej i Karola Sauerlanda. Główną rolę gra znakomita Maja Komorowska. Pisałem już o walorach tej artystki. Jest ona godną następ­czynią wielkich polskich tragiczek - Stanisławy Wysockiej i Ireny Solskiej. Ostatnia kreacja Komorowskiej jeszcze mocniej utwierdza w tym przekonaniu. Niezależnie od naszej opinii o spektaklu, na zawsze zachowa­my w pamięci świetną grę Komo­rowskiej.

Katastrofa samochodowa. Mąż zabity. Żonę w ciężkim stanie od­wożą do szpitala. Amputują jej obie nogi. Resztę życia musi spę­dzić na wózku inwalidzkim. Ma do swej dyspozycji pielęgniarkę - Joannę. Z podziwu godną cier­pliwością znosi Joanna wszystkie kaprysy kaleki. Kaleka nie chce zrezygnować ze swej kobiecości. Stroi się. Przymierza przeróżne kapelusze i rękawiczki, które milcząca Joanna cierpliwie jej podaje.

Lecz oto w życiu kaleki następu­je zmiana. W przytułku dla kalek znajduje partnera imie­niem Borys, za którego wycho­dzi za mąż. I on nie ma nóg. Zda­wałoby się, że ci dwoje tak srodze dotknięci przez los ludzie będą sta­nowili dobraną parę. Niestety, podob­nie jak Joanna, Borys stale milczy. Kompletny brak porozumienia mię­dzy małżonkami potęguje tragizm sytuacji, w której się znaleźli. W finale sztuki jesteśmy świadkami obiadu wydanego z okazji "święta Bory­sa", to znaczy rocznicy jego urodzin. Na obiad zaproszono przyjaciół sole­nizanta z przytułku. Wszyscy nie ma­ją nóg. Wszyscy są tragicznie nie­przystosowani do warunków, w ja­kich muszą żyć ze względu na swe kalectwo. Wśród skarg i narzekań mija urodzinowy obiad. Tylko od cza­su do czasu kalecy opowiadają o swych snach. Należą one do opisanej przez Freuda kategorii snów, w których spełniają się najskrytsze życze­nia ("Wunscherfullungstraume"). Jed­nemu z kalek śniło się, że ma takie długie nogi, iż może z ulicy zaglądać do okien znajdujących się na trze­cim piętrze. Drugi mówi, że w śnie miał złamaną nogę, a jak wiadomo tylko ten może złamać nogę, kto ją posiada. Inny z uczestników tego smutnego obiadu tak bardzo cieszył się w śnie posiadaniem nogi, że aż nią pisał list. Mimo raz po raz pow­tarzających się wybuchów śmiechu, nastrój jest głęboko tragiczny.

W programie spektaklu znajdujemy następujące oświadczenie dyrekcji Teatru Współczesnego: "Nie wątpimy, że publiczność nie weźmie ,,Święta Borysa" za sztukę o beznogich kale­kach. Nie jest nią, tak jak "Lir" i "Edyp" nie są sztukami o ślepcach, a "Jegor Bułyczow'' nie jest traktatem o raku wątroby. Podobnie jak tamte utwory, "Święto Borysa" mówiąc o chorobie i śmierci, mówi o człowie­ku, społeczeństwie i życiu". Sądzę, że sztuka ta traktuje o poczuciu obco­ści człowieka w stosunku do otocze­nia. Zajmuje się ona trudnościami ludzi nie przystosowanych do życia społecznego.

Akcja sztuki jest w gruncie rzeczy uboga, a dialogi nie­raz nudne. W dodatku tem­po gry jest zbyt wolne. Trzeba jednak stwierdzić, że w ramach planów inscenizacyjnych reżyse­ra aktorzy dobrze wywiązali się ze swych zadań. Obok Komorow­skiej należy wymienić pięknie grającą Barbarę Sołtysik (Joan­na) oraz ładną kreację Józefa Fryźlewicza w roli Borysa. Ewa Starowieyska jako scenograf doskonale dostosowała się do koncepcji reżysera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji