Artykuły

Układanka za wszelką cenę

O "Takiej balladzie" powiem krótko: trzeba nie mieć literackiego słuchu, żeby tak mechanicznie łączyć wszystko ze wszystkim. Ostatni spektakl Piotra Cieplaka skłonił mnie do szerszej refleksji nad fenomenem reżysera, który odniósł sukces - moim zdaniem - socjologiczny, nie artystyczny.

"Historyję o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" prasa określiła jako "akt żywej wiary". Ochoczo podchwycono slogan Cieplaka o Rozmaitościach jako "najszybszym teatrze w mieście", teatrze dla młodych ludzi naszych szybkich czasów.

Zbliżający się do czterdziestki, notowany jako młody reżyser, Cieplak odniósł sukces. Sukces w sztuce jest zjawiskiem tak artystycznym, jak socjologicznym. W wypadku teatru Piotra Cieplaka większą rolę odgrywa ten drugi czynnik.

Dla prostaczków

Jego powodzenie porównać można - toutes proportions gardees - z poczytnością książek Małgorzaty Musierowicz, przedstawiających wizję świata, tyleż bajkową, co pozytywną.

Myślenie pozytywne wyraźne było w "Historyi o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" i w "Historii o miłosiernej" Ariano Suassuny, podających prawdy wiary w wydaniu dla prostaczków i dzieci. Stąd moje zastrzeżenia do formy, w jakiej artysta wyraża zacne skądinąd prawdy i poglądy.

Z wypowiedzi Piotra Cieplaka wynika, że nade wszystko upodobał sobie formy teatru alternatywnego lat 70. Jego wzorem, z którego czerpał, był teatr Ósmego Dnia, wyrosły z pnia teatru i idei Jerzego Grotowskiego. Tak więc Cieplak stara się uprawiać poetykę i metody teatru niezawodowego w teatrze zawodowym.

Na początku aktorzy nie chcieli pójść na taką współpracę. Tak było w Toruniu. Ale już we Wrocławiu, polskiej stolicy teatru studenckiego, Cieplak mógł realizować swoją utopię: robienie teatru nieprofesjonalnego z profesjonalnymi artystami. Następnie powtórzył to samo w Warszawie w Teatrze Dramatycznym i efekt był porażający: w emerytalnej, nieświeżej poetyce teatru studenckiego lat 70. zawodowi aktorzy udawali amatorów, przeżywających treści sztuki dzieląc się nimi jak opłatkiem, jak dobrą nowiną.

Było to nieszczere do szpiku kości, brzmiało fałszywie i okropnie hałasowało, bo grała, a raczej łomotała wniebogłosy kapela elektryczna Kormorany. Jak się zdaje, Cieplak reżyserem muzykalnym nie jest, bo nawet przypochlebiając się dźwiękowo młodzieży można to robić w sposób bardziej subtelny i z większym smakiem. Jedynym mocnym momentem w tej "Historyi..." był dołączony przez Cieplaka olśniewający i wstrząsający monolog cierpiącego Dębu-człowieka.

Kolejny głośny spektakl to "Historia o miłosiernej, czyli testament psa", wystawiony już za własnej dyrekcji Cieplaka w Teatrze Rozmaitości, utrzymana w duchu harcerskiej zabawy w teatr. I to z wykorzystaniem efektów cyrkowych - aktorzy przez pół sztuki wisieli pod sufitem, co utrudniało im granie. Całość odznaczała się prostodusznością, naiwnym aktorstwem i moralizatorstwem. Było to dość sympatyczne w sumie i nie kłóciło się z tekstem sztuki, aczkolwiek pierwszy u nas reżyser "Historii...", Swinarski, zrobił z niej spektakl bardziej złożony myślowo.

Sklecony scenariusz

Na początku tego sezonu Cieplak przestał być dyrektorem Rozmaitości, aby - jak podawała wersja oficjalna - nic mu nie przeszkadzało w twórczości reżyserskiej. Jako reżyser znowu zjawił się w Pałacu Kultury, tym razem nie w Dramatycznym, lecz po drugiej jego stronie, w teatrze Studio. Nie było to jednak cudowne ukazanie się.

"Taka ballada " (tytuł zaczerpnięty, być może świadomie, z piosenki Wojciecha Młynarskiego) odwołuje się do starego zwyczaju teatrów studenckich i alternatywnych: klecenia scenariuszy z fragmentów i wyimków gotowych tekstów literackich rozmaitych autorów. Cieplak sięgnął po teksty Homera i Chandlera, Hrabala, Becketta, po Stary Testament i "Kubusia Puchatka" Milne'a. Aktorów porozmieszczał na dwóch kondygnacjach w sześciu pokojach, gdzie na zmianę odgrywali miniscenki według przydzielonych im tekstów.

Wszystko dzieje się oddzielnie i każdy gra "życie sobie", żadna scena nie wchodzi w dialog z inną, różnorodne teksty pozostają zamknięte jak monady, toteż całość jest pozbawiona sensu, a właściwie jej, czyli całości, nie ma. Chyba że przesłaniem tego spektaklu miało być, że każdy żyje sam i nie może się z innymi porozumieć. Ale i wówczas pozostaje pytanie, dlaczego pokazane jest to tak niedramatycznie, nudno, z nadużyciem wybitnych pisarzy.

Logika uczy, że wychodząc od fałszu, można dojść do prawdy. Nie można więc całkowicie wykluczyć, że wychodząc z fałszywych przesłanek estetycznych, można dojść do prawdy w sztuce. I że poczciwymi intencjami wybrukowane jest niebo sztuki. Ale oglądając teatr Cieplaka trudno w to uwierzyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji