Artykuły

Na dwóch biegunach emocjonalnych

VI Festiwalu Teatrów Europy Środkowej "Sąsiedzi" w Lublinie. Pisze Andrzej Z. Kowalczyk w Polsce Kurierze Lubelskim.

Pisząc o drugim dniu prezentacji VI Festiwalu Teatrów Europy Środkowej "Sąsiedzi" muszę złamać chronologię, której dotychczas starałem się trzymać. Jednak spektakl poznańskiego Teatru Strefa Ciszy "Salto mortale" w reżyserii Adama Ziajskiego był tak znakomity, że nie można wręcz nie rozpocząć od niego.

Niezwykła była już inspiracja spektaklu - historia ze schyłku II wojny światowej, kiedy w zdobytym Szczecinie żołnierze radzieccy zgromadzili setki fortepianów, by wywieźć je do ZSRR. Ustawione wzdłuż kolejowych torów instrumenty czekały na transport, jednak z niewiadomych do dziś przyczyn nie zostały wywiezione. Niszczały więc i w końcu rozpadły się zupełnie. Już samo to wydarzenie godne jest spektaklu, a może nawet całego ich cyklu, bo przecież za każdym fortepianem kryje się inna historia. Ale to może byłoby zbyt proste, zbyt oczywiste. Adam Ziajski poszedł dalej. Stworzył przejmujące, a momentami wręcz przerażające widowisko o profanacji i upadku kultury. Na jej szczątkach, w pogrążonym w neobarbarzyństwie świecie odbywa się demoniczny dance macabre widm i demonów. I nagle, zgoła niespodziewanie dokonuje się przeskok do prozaicznej, przygnębiającej rzeczywistości. W spektaklu Strefy Ciszy nie sposób doszukiwać się jakichś, choćby niewielkich akcentów optymistycznych, ale wyznaję, że dawno nie oglądałem przedstawienia o tak wielkiej intensywności emocjonalnej. To widowisko wciąga bez reszty, doprowadza niemal do ubezwłasnowolnienia widza. W czym swój niebagatelny udział ma także rewelacyjna muzyka oraz znakomici, wszechstronnie uzdolnieni aktorzy. Z obejrzanych dotychczas festiwalowych prezentacji ta była moim zdaniem zdecydowanie najlepsza. I sądzę, że którejkolwiek z tych, które jeszcze są przed nami, trudno będzie ją przebić.

Bez emocji przyjąłem natomiast spektakl "Lorca" czeskiego teatru Tante Horse, a mówiąc dokładniej - Radima Vizvary'ego. Doceniam oczywiście warsztatową sprawność tancerza i umiejętne łączenie odmiennych przecież stylów, jakimi są japoński taniec butoh (a właściwie but) i indyjski kathak, ale opowieść o związkach - być może bardzo intymnych - Lorki z Dalim zainteresowała mnie w niewielkim stopniu. Mówiąc wprost ów spektakl nie otworzył nowej perspektywy spojrzenia na twórczość ani poety, ani malarza. W dodatku był on zupełnie przewidywalny, co przyznawali nawet widzowie, których kontakty z teatrem tańca są dość sporadyczne. Nie posunę się do zaliczenia "Lorki" do kategorii przestawień, które na swój użytek określam skrótem "ONZ", czyli: Obejrzeć - Napisać - Zapomnieć, ale przypuszczam, że owo zapomnienie przyjdzie samo, i to raczej szybko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji