Artykuły

W Polsce czyli nigdzie

Poprzez antyczną Grecję i z pomocą Eurypidesa Włodzimierz Staniewski dotarł do współczesnej Polski - i jest przerażony pomieszaniem wartości i upadkiem autorytetów - o spektaklach Gardzienic pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

W nowych spektaklach zespołu Włodzimierza Staniewskiego przesuwa się środek ciężkości wypowiedzi gardzienickiego guru teatru poszukującego i eksperymentalnego. W "Metamorfozach" Staniewski opowiadał zrekonstruowanym przez siebie, niezwykłym językiem teatru antycznego o narodzinach chrześcijaństwa, co jednak stanowi dla nas, współczesnych, było nie było, tematykę historycznie odległą, dla niektórych nawet wyimaginowaną, pożywkę co najwyżej dla wytrwałych wizjonerów i intelektualistów. Urok formy afabularnego, dynamicznego tanecznego i muzycznego widowiska, jakim były "Metamorfozy", estetyzował i na drugi plan przesuwał jego treści.

W "Ifigenii w Aulidzie" Eurypidesa jest już inaczej. To wprawdzie, jak zawsze w teatrze Włodzimierza Staniewskiego, spektakl kreacji zbiorowej, ale grający Agamemnona Mariusz Gołaj jest aktorem jak się patrzy - ma twarz i gra twarzą i gestem, wcielając się w postać władcy, który - decydując się na zabicie córki - racjonalizacji czynu szuka między szaleństwem a potrzebą wyższej konieczności, która dzisiaj nazywa się racją stanu. Oglądamy pełną napięcia burzę emocji, manifestację skrajnych postaw w sytuacji nieuchronnego dramatu. Struktury mitologiczne przejawiają się w ostro pokazanym dramacie konkretnych ludzi - Agamemnona, Ifigenii i jej matki Klitajmestry. Kiedy w ostatnich minutach "Ifigenii w Aulidzie" tło sceny otwiera się na przestrzeń gardzienickiego krajobrazu, na nasze "tu i teraz", jest to sygnał, aby spektakl czytać jako rzecz właśnie o nas. Czy o naszych uwikłaniach, małych i dużych, prywatnych i publicznych, narodowych i kosmopolitycznych - w systemy ubezwłasnowolnienia ludzi?

To brawurowe, niepokojące przedstawienie, nasycone zarysami kontekstów, sensów i intencji zmuszających, aby do niego wracać. Lecz pod tym względem jeszcze bardziej do niczego nie jest podobna kusząca i prowokacyjna, nawet denerwująca "Ifigenia w Taurydzie" [na zdjęciu], najnowszy, od niedawna prezentowany w Gardzienicach spektakl Włodzimierza Staniewskiego. Z jednej strony, to ciąg dalszy historii cudem ocalonej Ifigenii, której hołdy oddają w Taurydzie. Lecz już tutaj natrafiamy na paradoks, że miejsce akcji dramatu Eurypidesa to dzisiejsze okolice Chersonia, wielkiego miasta ukraińskiego, terenów, przez dziesięciolecia zniewolonych przez komunizm. Wszystko się gmatwa i nawarstwia, świat stoi na krawędzi szaleństwa. Mnożą się konteksty i pytania. Kto tu rządzi? Kim jesteśmy, my, tutaj, "w Polsce, czyli nigdzie" - słychać nagle słowa z "Ubu króla" Alfreda Jarry'ego. Na finał nad sceną góruje postać... carycy Katarzyny z sierpem i młotem w dłoniach, wołającej "nie lękajcie się"! Symbolem chaosu i pomieszania sensów jest kiczowata multimedialność spektaklu, użycie wszystkich możliwych technik oddziaływania na widza. Tak w kozi róg zapędza widzów Staniewski, bo nie wiemy do końca, co jest tu żartem a co płaczem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji