Artykuły

Mistrz z Niemiec

Peter Stein laureatem Europejskiej Nagrody Teatralnej. Wreszcie. Zasłużył jak mało kto. Choć niektórzy mogli się zdziwić, że on wciąż żyje i pracuje - inni, nowi twórcy stali się przecież synonimem teatru z Niemiec. Nazwisko Steina nabrało zaś trochę legendarnego charakteru - pisze Paweł Płoski w magazynie Teatr.

Peter Stein laureatem Europejskiej Nagrody Teatralnej. Wreszcie. Zasłużył jak mało kto. Choć niektórzy mogli się zdziwić, że on wciąż żyje i pracuje - inni, nowi twórcy stali się przecież synonimem teatru z Niemiec. Nazwisko Steina nabrało zaś trochę legendarnego charakteru. Szczególnie gdy sięgnąć do wspomnień, felietonów i wywiadów ważnych osobowości polskiego teatru - z tej lektury wyłania się nadwiślański portret niemieckiego reżysera: żywy przykład, autorytet, mit.

Co dekadę

Stein pokazywał swoje spektakle w Polsce mniej więcej raz na dekadę - najpierw w 1975 roku, potem w 1983, 1992 i 2004. Dwa pierwsze wzbudziły entuzjazm, kolejne już mniejszy. Nie dziwi więc, że gdy w 2008 roku zjawił się w Warszawie z monodramem "Faust Fantazja", jego wizyta nie wywołała nadmiernego zainteresowania. Dzieje się tak nie tylko w Polsce. "Za tendencję dzisiejszego niemieckiego teatru można by uznać nieobecność Petera Steina na jego scenach" - pisała przed dwoma laty na łamach "Teatru" Aneta Pawlak.

W naszym teatrze wyczuwa się jednak podskórną obecność Steina. W 1993 roku Zbigniew Mich podsumowywał w rozmowie z artystą: "Swego czasu polscy reżyserzy jeździli do pańskiej berlińskiej Schaubühne szukać nowych impulsów twórczych, teraz na "Juliusza Cezara" w pańskiej inscenizacji jeżdżą z Warszawy studenci teatrologii". "Wiem, że istnieje ten rodzaj łączności" - skromnie komentował reżyser.

Polskim artystom chodziło nie tylko o sprawy artystyczne. Krzysztof Rau, wybitny reżyser i wieloletni dyrektor Białostockiego Teatru Lalek, był z wizytą u Steina tuż przed rokiem 1989. Zobaczył, że w berlińskiej Schaubühne - która grała na dwóch scenach codziennie - zatrudnionych było siedemdziesięciu ludzi (w tym dwudziestu aktorów). "A ja, w BTL, mam trzydzieści etatów aktorskich. [] Duży zespół techniczny, obsługi widowisk i administracyjno-gospodarczy. W sumie ponad dziewięćdziesiąt osób". Rekonesans berliński był dla Raua sygnałem, że teatr w Polsce czekają nieuchronne i bolesne zmiany.

Po raz pierwszy

Po raz pierwszy Stein przyjechał do Warszawy na festiwal Teatr Narodów w 1975 roku. Reakcje po prezentacji przedstawień z berlińskiej Schaubühne były bardzo przychylne. Zygmunt Hübner notował: "Teatr niemiecki, choćby najlepszy, odbieram zazwyczaj z wielkim trudem, tak obca jest mi ta estetyka, a mimo to z najwyższym podziwem oglądałem "Czyściec" w Ingolstadt w reżyserii Petera Steina". Prócz sztuki Fleisser pokazano wtedy także drugie przedstawienie Steina - "Księcia Homburgu" Kleista.

Konstanty Puzyna uważał, że to jednak Konrad Swinarski w swoim "Woyzecku" ostrzej pokazał analizę prusactwa "jako systemu i jako mentalności społecznej". Ket dostrzegał jednak podobieństwo myślenia Steina i Swinarskiego: "Może dlatego obaj dwie noce przegadali w Warszawie podczas czerwcowego sezonu Teatru Narodów. Byli sobie chyba dość bliscy". W prasie pisano nawet, że Stein jest uczniem i wychowankiem Swinarskiego, którego "Testament psa" otwierał działalność Schaubühne w 1962 roku. Ale Stein dotarł tam dopiero w 1970 roku. Pierwszy raz spotkali się w Polsce.

Śladem kontaktów obu reżyserów jest słynna rozmowa przeprowadzona dla "Dialogu" "O życiu teatru", po prostu, w której wziął udział także Erwin Axer. Twórcy mówili o codziennej pracy teatru, zmaganiu z urzędnikami, mierzeniu się z wymaganiami publiczności. Wiele uwag nic nie straciło na świeżości.

Dyskusję kończyła dowcipna wymiana zdań. Axer wspomniał, że nie może przeprowadzić remontu swojego teatru, bo w czasie wojny w budynek uderzyła bomba, a profesor z politechniki radził niczego nie ruszać. "STEIN: Nie pytać się, robić swoje. My nigdy nikogo nie pytamy, bo wiemy, że i tak nam nie pozwolą. AXER: To byłby nawet ładny koniec: wylecieć któregoś dnia w powietrze. SWINARSKI: Wylecieć w powietrze, żeby nic nie zostało". Nagrana w czerwcu uwaga inaczej zabrzmiała już w sierpniu 1975 - po śmieci Swinarskiego w katastrofie lotniczej.

Nie brakowało też wówczas zaczepnych rozmów ze Steinem. Bogdan Danowicz z "Kultury" pytał go, czy zgodzi się z opinią Bessona, że prowadzi "teatr okresu późnej burżuazji". Reżyser potwierdził, ale podkreślając, że do jego teatru przychodzą w większości "junge Links" - Liberale i znacznie większy niż w innych teatrach RFN odsetek widowni robotniczej (aż 4%). Gdy jednak polski dziennikarz zaczął charakteryzować jego ostatnie premiery - a to "Letników" Gorkiego, a to "Skarbonkę" Labiche'a - Stein nie miał wyjścia i zadeklarował: "Jak więc pan widzi, jestem specjalistą od uteatralniania klasycznej burżuazji".

Profesjonalista i inni

W 1983 roku na Międzynarodowych Spotkaniach Teatralnych pokazano "Oresteję". "Dzieło historyczne, wielkie, o skończonej estetyce, które z powodzeniem nawiązało kontakt z publicznością" - napisała Małgorzata Dziewulska. Spektakl odniósł niewątpliwy sukces w stolicy. Były liczne wywiady, dużo komentarzy, odbyły się ważne spotkania, m.in. ze studentami warszawskiej PWST. Po kilku miesiącach Stein powrócił do Polski, aby odebrać Nagrodę ITI im. Romana Szydłowskiego - dla najlepszego przedstawienia MST.

Najwięksi polskiego teatru nie szczędzili "Orestei" komplementów. Pod wielkim wrażeniem był Zygmunt Hübner, który Steinowi poświęcił dwa felietony. Tytuł pierwszego mówi sam za siebie - "Profesjonalizm". "Oresteja" wzbudziła "ogromny i w pełni zasłużony zachwyt środowiska aktorskiego. Mało kto jednak z wyrażających swoje najwyższe uznanie zdawał sobie sprawę z tego, że dla niego w tym przedstawieniu nie byłoby miejsca. Był to bowiem - w najlepszym tego słowa znaczeniu - wspaniały pokaz profesjonalizmu, o którego wymogach zdążyliśmy z kretesem zapomnieć".

Wizyta Schaubühne była dla Hübnera źródłem gorzkich refleksji. "Jak wiele mówimy o moralności zawodowej, o zespołowości, odpowiedzialności artystycznej, jakrzadko to szczytne hasło usiłujemy wcielać w życie w naszej codziennej pracy. Doszło wszak do tego, że jedynym człowiekiem, któremu nie wolno opuścić żadnej próby jest reżyser. [...] Skarżymy się na zurzędniczenie teatru, żyjąc w świecie beztroskiej improwizacji. A przecież tylko teatr znakomicie zurzędniczany może stworzyć takie przedstawienie jak Oresteja! Teatr, w którym obowiązuje porządek, dyscyplina zawodowa, ścisłe godziny pracy, kompetencja, poszanowanie hierarchii służbowej i klienta i co tam jeszcze - a więc wszystko, co powinno charakteryzować sprawny urząd". I kończy wywód stwierdzeniem: "'Oresteja' nie jest jedynie dziełem genialnej improwizacji Steina. Jest dziełem wielomiesięcznej (tak!), wytężonej pracy teatru".

Po kilku miesiącach w kolejnym felietonie - "Stein i inni" - Zygmunt Hübner z radością przytaczał credo artystyczne Steina: "Teatr europejski jest teatrem słowa, teatrem o tradycji literackiej, a zatem modne ostatnio próby przeszczepienia na grunt europejski stylistyk czerpanych z innych kręgów kulturowych skazane są nieuchronnie na niepowodzenie". Dyrektor Teatru Powszechnego nie krył satysfakcji: "Stwierdzenie to miało siłę wybuchu parotonowej bomby. Nikt od dawna nie odważył się powiedzieć tego głośno, choć zapewne wielu podziela w skrytości ducha pogląd Steina. Rzecz w tym, że jest to pogląd niepopularny. [...] Bądźmy szczerzy: gdyby to powiedział kto inny, nie byłoby tematu do rozmowy". Dalej Hübner rozważa trudności i zalety robienia teatru literackiego. Oczywiście jest za. "Koledzy z mojej ławki! Możemy kroczyć z podniesioną głową - Stein jest po naszej stronie. Pozostaje nam tylko stworzyć teatr na miarę jego Schaubühne".

Również Erwin Axer widział w Steinie sojusznika. W tekście "Klasycy dzisiaj" z przekonaniem stwierdzał: "mimo tylu nieprzychylnych okoliczności teatr tradycyjny, teatr zwany konwencjonalnym, powstały w renesansie, teatr służący inscenizowaniu literackich tekstów i scenariuszy - nie jest martwy. [...] może być także, i to w sposób sensacyjny, współczesny, tego dowiódł niejeden inscenizator i wciąż na nowo zostaje to dowiedzione. Kto widział "Oresteję" Steina, udaną próbę przywrócenia obecnej generacji Niemców arcydzieła, które zarazem stanowi kamień węgielny naszej kultury - wie o tym". Axer wymienia jeszcze nazwiska Brooka, Strehlera, Chereau, Bergmana. Kilka lat później w jednym z listów do Mrożka nazwie Steina "wielkim Niemcem". Nieczęsto jeden twórca odnosi się do drugiego z podobnym szacunkiem, szczególnie w prywatnej korespondencji.

Do Wesela

Gdy w 1975 roku dziennikarz podpytywał: "A zna Pan dramaty Stanisława Wyspiańskiego?", Stein szczerze wyznał: "Nie. A kto to jest?". Redaktor usiłował więc wytłumaczyć "na czym polega fenomen dramaturgii Wyspiańskiego". Reżyser poprosił wtedy, aby napisać mu na kartce to "trudne do wymówienia nazwisko i kartkę tę schował do swego pugilaresu". Karteczka chyba nie zaginęła, przydała się kilkanaście lat później. Był nawet plan realizacji "Wesela" w Schaubühne, ale podobno brakowało tłumaczenia.

W lipcu 1991 roku "Czas Krakowski" donosił w krótkiej notatce: "Przedwczoraj przyjechał do Krakowa Peter Stein - jeden z największych współczesnych reżyserów teatralnych". Stein zamierzał obejrzeć 'Wesele' Wyspiańskiego w Starym Teatrze zrobione przez Andrzeja Wajdę, którego chciał namówić na reżyserowanie tego dramatu na festiwalu w Salzburgu - "z obsadą niemiecką i po niemiecku". Stein był wówczas dyrektorem artystycznym teatralnej części słynnej imprezy i szło mu o "ważny gest w stronę kultury polskiej", którą uważał za "integralną część kultury europejskiej".

Negocjacje się powiodły i rok później, 27 lipca 1992 roku, Andrzej Wajda wystawił salzburskie "Wesele" w przekładzie Karla Dedeciusa z niemiecką obsadą (z wyjątkami: Olgierd Łukaszewicz grał Widmo, a Aleksander Bardini Stańczyka). Stein pracował wówczas w Salzburgu nad Juliuszem Cezarem Szekspira.

Przedstawienie Wajdy nie miało dużego powodzenia - jednak Stein zdecydował się wznowić je rok później, wprowadzając nieduże zmiany. Chciał m.in. "trochę pomóc aktorom, żeby te rymy nie były w ich ustach takie częstochowskie". Doszedł wówczas do wniosku, że spektakl "powinien był jednak reżyserować Niemiec". Okazało się, że reżyser miał swój pomysł na dramat Wyspiańskiego. "Wesele" "w specjalny sposób oddaje polski los, a więc los polskiej kultury, polskiej państwowości i tożsamości narodowej. A mimo to ma siłę przyciągania dla innych. Staje się odbiciem czasu, w którym Europa jest znów zmuszona pochylić się nad problemem nacjonalizmów, regionalizmów. To nie tylko Europa Wschodnia czy południowa, to także Irlandia Północna, Kraj Basków, Korsyka... To wszystko powinno się objawić w inscenizacji. To jest tak kuszące - ta nonszalancja, ta bezwstydność, ta zuchwałość i pesymizm, jakie w związku z nacjonalizmem Wesele w sobie niesie" - zauważał.

Trzy lata później, obejmując dyrekcję Teatru Narodowego, Jerzy Grzegorzewski przedstawiał swoje plany repertuarowe: "chcę, żeby w trzecim sezonie było "Wesele" i żeby je reżyserował Peter Stein. Występuję do niego z taką propozycją. Ciekawe, jak ktoś przychodzący z innej kultury spojrzy na Wyspiańskiego". Koncept z niemieckim reżyserem pracującym nad polskim arcydramatem był intrygujący. Niestety, idea pozostała tylko w sferze planów.

Dobry na wszystko

Nazwisko reżysera pojawiało się też przy niespodziewanych okazjach. Jerzy Koenig lubił wspominać, że "kiedy do Warszawy przyjeżdżał reżyser Peter Stein, z sentymentem mówił: Ale wy tu macie piękny teatr" (to opinia o Teatrze Dramatycznym). Innym razem trafiamy na uwagę: "Znajomość realiów bywa z reguły pożyteczna, czego najlepszym dowodem przedstawienia Petera Steina i... 'Trzy siostry Bardiniego'". Autor: Andrzej Wanat. Powód: analiza słynnego przedstawienia Teatru Telewizji.

Znajomość twórczości Steina bywała niezbędna do zrozumienia pewnych kontekstów. Wanat w opisie scenografii "Antygony" ze Starego Teatru delikatnie ironizował: "W tym miejscu (ale biorąc pod uwagę całą tę scenę) Peter Stein i scenografowie jego 'Orestei' kłaniają się wyrozumiale, bo przecież z pomysłów Andrzeja Wajdy i Krystyny Zachwatowicz też na pewno ktoś już korzystał bez pytania, a tym razem związek jest wprawdzie powierzchowny, ale tak wyraźny, że może być uznany za teatralną aluzję".

Z kolei Adam Krzemiński z "Polityki" swoją relację z berlińskiej superprodukcji Wallensteina z 2007 roku, nie bardzo wiadomo w jakim celu, zatytułował "Kolubryna wykształciuchów". Jak gdyby Stein, reżyserując Schillera, chciał rozprawić się z Kaczyńskimi - a nie z młodymi reżyserami, dla których właśnie ta inscenizacja miała być policzkiem, bo są "nieukami i przenoszą na scenę tylko to, co ich swędzi pod napletkiem".

Ostatnio Paweł Wodziński w komentarzu do prac nad Paktem dla Kultury wrócił do słów Steina z wywiadu z 1994 roku: "Musimy walczyć - mówił Stein - aby pieniądze dla teatru zachować, ale jednocześnie proponować nowe, inne formy pracy, zakładać nowe sceny. Nie mówię o tak zwanych wolnych grupach - dotowanie ich oznacza ładowanie w opiekę socjalną pieniędzy przeznaczonych na kulturę". Szokująca wypowiedź - stwierdza Wodziński - dowód wiary jedynie w instytucję. Ale zaczyna rozumieć, co miał na myśli Stein, i nie ma "już ochoty oszukiwać siebie i innych opowieściami o społeczeństwie obywatelskim, które jest w stanie samo się o to zatroszczyć, korzystając jedynie z publicznych dotacji na pojedyncze projekty". To grozi nadmiernym rozproszeniem i tak zbyt małych środków. Uwagi Steina o polityce kulturalnej sprawdziły się po latach - nielubiana acz stabilna instytucja ma więcej zalet niż elastyczny projekt. Tym bardziej, że trudniej ją zlikwidować.

Reżyser emeritus

Ostatnia dekada nie była dla reżysera najłaskawsza. Odnotował to Jerzy Koenig poświęcił Steinowi felieton w "Foyer". Były to gorzkie notatki po lekturze wywiadu dla "Die Zeit". Koenig, który cytuje kawałek: "Mówi: mam 67 lat, trzy dni po upadku muru berlińskiego opuściłem Niemcy, mieszkam we Włoszech, w Penne, bardziej obchodzi mnie rozmowa z tutejszym mleczarzem, niż czytanie w waszych gazetach o polityce. Tych parę lat życia, które mam przed sobą, chcę używać w miarę intensywnie. Zawodowo jestem outsiderem. Jestem sam, nie mam teatru, nie mam festiwalu, a w Niemczech nikt mnie już do niczego nie chce. Czytam o sobie: stary śmieciarz, rutyna ideowa, nudy, muzealny zabytek, martwy teatr. Pan Castorf głosi: na Steina szkoda dziś każdego grosza". W tytule autor felietonu pytał: Kto nie lubi Petera Steina? "W sierpniu 1975 roku Swinarski rozleciał się w powietrzu nad Damaszkiem. Polubili się tedy, w Warszawie, ze Steinem. To, co czytam, oznacza, że jego też już nie ma, bo go chłopcy, którzy przejęli po nim teatr, nie lubią. Po prostu. Za wszystko".

Przed laty krytyk Günter Rühle chyba trafnie wyjaśniał, na czym polega problem niemieckiego teatru ze Steinem. Jego "teatr znów pragnie mieć wypełnioną widownię", a postaci "są wypracowane, że każda scena sprawia wrażenie autonomicznej całości. Wyraźna jest skłonność reżysera i całej trupy do teatralnych, obrazowych, wielko mieszczańskich środków scenicznych; reprodukuje się tutaj to, co właściwie miało być odrzucone". Stein "wyłączył teatr z irytacji czasów antyteatru i pozwolił mu znów być sobą - fascynującą grą nie mającą nic wspólnego z akcjami, demonstracjami, happeningami".

Czego jednak nie lubią rewolwerowi niemieccy reżyserzy - znajduje swoich wiernych wielbicieli nad Wisłą. Niedawno, na początku 2011 roku, Tadeusz Nyczek zapytał Agnieszkę Glińską - "Masz swojego mistrza?". Reżyserka odpowiedziała bez zwłoki: "Peter Stein. Bardziej z rozmów z nim niż z widzianych przedstawień, ale tak. Peter Stein. Do dzisiaj noszę przy sobie wywiad z nim zrobiony dla Wyborczej przez Pawłowskiego z 10 lat temu. Znam go na pamięć. On tam powiedział wszystko, co najważniejsze, o teatrze, przede wszystkim o Czechowie".

Rozmowa Czechow współczesny ukazała się we wrześniu 1996 roku. Stein mówi tam: "Ludzkość, w odróżnieniu od szczurów, ma tę straszną możliwość przewidywania śmierci. Ludzie wiedzą, co ich czeka, lecz mimo to trwają. To niezwykle bohaterski akt. Jeśli zobaczysz go przed sobą, na scenie, jako widz, przekonujesz się, że nawet katastrofa jest fantastyczną rzeczą. Otrzymujesz zachętę do życia".

Teksty Brooka, Strehlera czy Bergmana znajdziemy w książkach. Stein o taki tomik nie dbał. Na jego przemyślenia można więc trafić tylko przy okazji szperania w rocznikach czasopism, wycinkach albo za pośrednictwem tekstów polskich autorów. Warto jednak czasami przezwyciężyć te trudności, aby przeczytać kilka mądrych uwag wielkiego Petera Steina - mistrza z Niemiec.

Wypowiedzi Petera Steina w "Teatrze": 5/1984, 7-8/1997, 10/2008.

Źródła: Zygmunt Hübner, "Przepraszam, nic nowego", 1978, i "Loki na łysinie", 1989; oraz Erwin Axer, "Klasycy dzisiaj", "Dialog" nr 9/1984; Małgorzata Dziewulska, "Inna obecność", 2008; Hermann Glaser, "Kultura RFN. Zarys historii 1945-1989", tłum. Krystyna Krzemieniowa, 2002; "Palę Paryż i wyjeżdżam. Wywiady z Jerzym Grzegorzewskim", red. Ewa Bułhak, 2005; Jerzy Koenig, "Kto nie lubi Petera Steina?", "Foyer" nr 3/2004; Adam Krzemiński, "Kolubryna wykształciuchów", "Polityka" nr 23/2007; Konstanty Puzyna, "PółmrokAutolustracja", 2009; Andrzej Wanat, "Pochwała teatru", 1995; Rafał Węgrzyniak, 'Encyklopedia "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego', 2001; Paweł Wodziński, "Nie oszukujmy się w sprawie inicjatyw obywatelskich", e-teatr.pl., 13.12.2010.

Rozmowy: "Rzeźbić diament. Rozmawiał Bogdan Danowski", "Kultura" nr 28/1975; "Słowo to jedyna szansa teatru. Rozmawiał Karol Sauerland", "Literatura" z 24.07.1975; "O życiu teatru, po prostu. Rozmowa Erwina Axera, Petera Steina i Konrada Swinarskiego", "Dialog" nr 1/1976; "Ze Steinem o wspominaniu. Rozmawiał Jerzy Koenig i Karol Sauerland", "Dialog" nr 6/1984; "Gra teatralna. Rozmawiał Zbigniew Mich", "Dialog" nr 3/1994; "Czechow współczesny. Rozmawiał Roman Pawłowski", "Gazeta Wyborcza" nr 224/1996.

Paweł Płoski - pracuje w dziale literackim Teatru Narodowego w Warszawie; od 2007 roku w redakcji "Teatru".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji